Ileż rozmów słyszałyście, ile spotkań odbyłyście w cieniu starych drzew?
A czy pamiętacie smak wody z kiszonych w beczce ogórków w dzień upalnego lata?
A lepkość dziecięcych buzi pomalowanych watą cukrową?
A rżenie koni dopominających się o owies w trakcie oczekiwania na powrót gospodarzy do wozu? Ileż to świętych obrazów nieśli do domów pątnicy, przemierzający pieszo ogromne odległości?
Ile było zwyczajnej radości wpisanej na zawsze w serca, które karmiły się prostą pobożnością, by przez cały rok " skoro ranne wstaną zorze" śpiewać Godzinki ku czci NMP?
O takich odpustowych wspomnieniach i gipsowych figurkach pisałam w ubiegłym roku, właśnie w tym poście.
http://5porroku.blogspot.com/2013/05/gipsowe-figurki-z-wiejskiego-odpustu.html
Lato jest czasem odpustów.
Ale radość pozostała...
I smak odpustowych cukierków...
I zabawki, obok których trudno przejść obojętnie, jeśli ma się kilka lat!
Gipsowe figurki z wiejskiego odpustu sprzed prawie pół wieku, mają swoje miejsce w moim domu.
W nich przecież odbija się moje dzieciństwo, młodość i to, co w naturalny sposób noszę w sercu.
Jak te kwiaty z wiejskiego ogródka, z którymi rozmawiały kobiety, po których pamiątki pieczołowicie zabezpieczam...
A malwy niezmiennie spoglądają w niebo...
Gdzie te odpusty gdzie, nie widzę już takich tradycyjnych :-)
OdpowiedzUsuńBasiu, jakie słodkie wspomnienia przywołujesz:)
OdpowiedzUsuńW Małopolsce jest jeszcze wiele tradycji. A wielki odpust będzie 2 lipca w Tuchowie i potrwa cały tydzień, tam dopiero będzie gwarno...
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia, teraz młodzież nie bardzo chce uczestniczyć w takich odpustach, toteż i wspominać nie będzie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJestem zakochana w tradycji.
UsuńMiłe wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńBardzo miłe...
UsuńBasiu jakie cudowne wspomnienia przywołałaś, aż łza w oku się kręci. Do dziś przechowuję mój kujawski strój, w którym brałam udział w asyście jako mała dziewczynka trzymałam szarfy. Dla mnie i dla mojej siostry mama zamówiła kubraczki z czarnego aksamitu wyszywane delikatnymi, kolorowymi cekinami. Z tyłu na ramionach przywieszone były piękne szerokie, kolorowe wstęgi. Do tego czerwone spódniczki z kolorowymi poziomo naszytymi paskami z wąskich wstążeczek. Sypanie kwiatków przed Najświętszym Sakramentem, ech ....nie wrócą już te czasy. Ten dzień Bożej amnestii, dla nas małych dzieci był szczególny. Mama wysyłał zaproszenia dla całej najbliższej rodziny i zjeżdżało się mnóstwo dzieci(to były jeszcze czasy kiedy w rodzinach było po kilkoro dzieci). Beztroskie, cudowne dzieciństwo, zabawy na łonie natury, smak oranżady... Teraz wszyscy zrobili się bardzo "miastowi" i nie chcą, a może wstydzą się swoich korzeni? Dziękuję bardzo za te wspomnienia, wzruszyłam się bardzo...
OdpowiedzUsuńPa. Basiu
U nas Moniko, te kubraczki nazywało się gorsetami. Tylko spódniczki były inne bo z tybetu, ciemnego materiału w róże. A gorsety oprócz cekinów miały haftowane maki i polne kwiaty, czasami róże. Na głowach obowiązkowo wianuszki z kolorowych kwiatków, cudo. mama pilnowała, żebym całą oktawę sypała kwiatki. Bardzo to przezywałam, a na zmianę miałam białą suknię, przy której kazałam krawcowej uszyć szerokie rękawy, bo chciałam mieć takie jak P. Jezus na obrazku...
UsuńOczywiście Basiu, że to są gorseciki, bo były przecież sznurowane z przodu, a nie zapinane. Tak zostały nazwane przez nas, bo byłyśmy wtedy małe brzdące, Z sentymentem nazywamy je tak do dzisiaj i jak patrzę na wielkość tego kubraczka... Oczywiście obowiązkowo był wianek na głowę i biała koszula również. Były jeszcze korale, które zamiast na szyi, zawieszało się po obu stronach gorsetu. Były nieco tandetne, bo chyba szklane i powlekane jakąś świecącą materią przypominającą wnętrze termosu. Bardzo szybko to schodziło,i ulegało uszkodzeniu, ale za to były lekkie i wygodne do noszenia. Mam bardzo dużo ciepłych i rodzinnych wspomnień z okazji tego święta, ale dla mnie to są już bardzo odległe czasy.
UsuńWszystko tak samo Moniko, mimo, że mieszkamy w zupełnie innych częściach Polski, jedynie spódniczki podkreślały odrębność regionalną!
UsuńZgadzam się, odpustowe słodycze smakują zupełnie inaczej niż te 'zwyczajne'. Co prawda nie przepadam za cukierkami, ale czasem zdarza mi się skusić podczas odpustu na lizaka w bliżej nieokreślonym kształcie i cudnych kolorach :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię, chyba przez sentyment!
UsuńBasiu, u Ciebie dzisiaj odpust a u mnie Podkarpacki Jarmark Ludowy, własnie jestem w pracy bo zawieram umowy z różnymi twórcami, kupiłam kwiaty z bibuły, wianki, gliniaki i dostałam podkowe od kowala;))
OdpowiedzUsuńCzyli też piękny masz dzień!
Usuńkiedyś były odpusty teraz jest kupa kiczu :-) ale cukierki odpustowe i tak najlepiej smakują :)
OdpowiedzUsuńMalwy piękne :))))
buźki
Malwy muszą być koniecznie!
UsuńZgadzam się :) Dlatego w piątek wysiałem malwy :) Mam nadzieję, że większość nasionek okaże się żywotna.
UsuńIlekroć wysiewałam, nigdy mi nie wzeszły, a same sieją się kiedy chcą i są wówczas bardzo mocne:-)
UsuńBasiu, wszystko się zmienia więc i forma odpustów jest inna , ale ja też pamiętam te piesze wędrówki, i radość z upominków kupionych na straganie ,pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńU nas kupowało się " na kramach"!
UsuńW moim mieście, przynajmiej w okolicznych parafiach, nie było takich odpustów, więc nie mam takich wspomnień. Odpust kojarzył mi się zawsze przez długie lata z rekolekcjami :)))
OdpowiedzUsuńWieś od zawsze miała taką tradycję!
UsuńLubiłam odpusty, najczęściej dostwałam pileczkę z trocinami w środku, taką na gumce. Ewentualnie wiatraczek. Chłopcy biegali po odpuście z korkowcami, albo z pistpletami na kapiszony i nas zwane cympletkami. Nie wiem, czy teraz można coś takiego kupić.
OdpowiedzUsuńA u nas to były " kabzle", a takie poważniejsze to " korki"!. owszem są jeszcze, choć petardy wyparły wszystko!
OdpowiedzUsuńPiłeczki też miałam- już ich nie ma:-(
I różańce z okrągłych ciasteczek, przeplatanych kokardkami z bibuły.
Ale to były czasy!
Oj były to czasy ... aż się chce pamięcią do nich wracać, a ile było oczekiwania i radości. Basiu, tak ślicznie to opisałaś. Przeczytałam tez zaległe i łezka w oku mi asie zakręciła. Dziękuję za tyle pięknych wspomnień.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Warto czasem pojechać na taki kolorowy odpust, nawet jeśli ktoś poprzestaje tylko na kramach...
UsuńPamiętam odpusty z dzieciństwa, miały niesamowity klimat, ale może to taka właściwość pierwszych lat życia, że wszystko koduje się jako lepsze, barwniejsze i niepowtarzalne.
OdpowiedzUsuńDziecko inaczej postrzega świat...
UsuńAch to piernikowe serce....co mi przypomnialas....
OdpowiedzUsuńMarzenie każdej dziewczyny, kiedyś:-)
UsuńWspominasz inny świat, Basiu:) Bardziej prosty, bez wyścigu w życiu. Kiedyś moja wnuczka (12 lat) zapytała mnie jaki miałam pierwszy telefon komórkowy:) Nie mogła uwierzyć, że nie tyle komórkowego, ale i stacjonarnego nie miałam:) Taki to teraz dzień powszedni jest.
OdpowiedzUsuńJa do tej pory obojętnie nie mogę przejść obok straganów, a watę cukrową zawsze kupuję:)) Pozdrawiam Cię cieplutko.
My jesteśmy z innej bajki...
UsuńOstatni prawdziwy odpust widziałam gdy byłam dzieckiem, a było to niestety daaawno temu :) obiadałam się lodami były takie wyjatkowo pyszne :)
OdpowiedzUsuńKiedyś udało mi się ocalić taką Matkę Boską i została z nami i pójdzie z nami dalej... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńniestety tradycja odpustowa słabnie z każdym rokiem a szkoda!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBędąc małą dziewczynką bardzo lubiłam odpusty. Zajadałam się wtedy watą cukrową i obarzankami. Można było na odpuście kupić różne drobiazgi, ja najbardziej lubiłam pierścionki. Miało to wtedy swój urok :) Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńOh! Przypominam sobie! Miliony balonów, kokosanki i marcepanowe ziemniaczki!
OdpowiedzUsuńA widzicie Dziewczęta, jak miło powspominać:-)
OdpowiedzUsuńBasiu były odpusty,były ja to wspominam ciastka makarony i koniecznie musiałam mieć pierścionek a jak starczyło pieniążków to i bransoletkę mama kupiła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPierścionki też kochałam i nadal mi to pozostało!
Usuńpamiętam.... cudne chwile...
OdpowiedzUsuńjako dzieci uwielbialiśmy ten dzień - cukierki, strzelania, strzelnica... no i bibulkowy wachlarz, bo takowa parasolka była nieosiągalna!!! wata cukrowa, której zapach uwielbiam do dziś....
później jako nastolatka, pomagałam mojemu chłopakowi (obecnie mężowi) handlując na takich odpustach co niedziela w innej parafiii.... to były czasy.....
u nas te odpusty są do dziś.....
pozdrawiam Basiu...
Pamiętam, pamiętam, mocno wryły mi sie w pamięć. Im jestem starsza tym częściej je wspominam...z łezką w oku, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBasiu, pięknie to wszystko opisałaś. Moje dzieci uwielbiały odpusty. Szczególnie córka. Nawet ostatnio wspominałyśmy... Piękne zdjęcia. Dziękuję za wsparcie. Odpiszę... Pozdrawiam Cię ciepło.
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś!
UsuńMam do nich sentyment z dzieciństwa, z przyjemnością przeczytałam:)
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi mojego dzieciństwa! Kolorowe, o etno kol. i tak kolorowe cukierki!
OdpowiedzUsuńO matko! swietne tematy poruszasz, a znimi czułe struny w sercu! Dzięki za przeniesienie mnie do swiata mego dzieciństwa co nosze w sercu!
OdpowiedzUsuń