W październikowe dni oplecione różańcem dobrze się wpisuje postać kobiety z naszej wioski, która wiele lat temu odeszła do wieczności.
Ciotka Stefka nie miała łatwego życia, dzieciństwo i młodość przypadły na czasy wojny, powojenna bieda i praca w małym gospodarstwie wyrzeźbiły na twarzy ciotki liczne bruzdy niedostatku i zmęczenia. Na domiar wszystkiego, jej mąż okazał się trudnym człowiekiem, a jego dobrym przyjacielem był alkohol. Tę skłonność odziedziczył po nim ich syn. Słabości męża i syna, ciągle powiększająca się gromada wnuków, u których pojawiły się różnorodne trudności wraz z deficytami rozwojowymi, coraz bardziej przyginały ciotkę Stefkę do ziemi. Właściwie nie była to żadna ciotka, ale taki przydomek zyskała kiedyś na wsi, a że wieś była maleńka, wszyscy czuli się jak jedna rodzina. Z tego też powodu ciotka Stefka mówiła do mojej babci: ciotko, gdy w późnym okresie życia przynosiła jej mleko" prosto od krowy". Uskarżała się czasami na swój ciężki los, ocierała załzawione oczy czyściutką, płócienną chusteczką i wyciągała z kieszeni fartucha różaniec. Całowała go z czcią i za każdym razem powiadała, że tylko Matka Boża Różańcowa trzyma ją przy życiu, inaczej nie poradziłaby sobie z tyloma trudnościami. Ta prosta, drobna kobieta, która skończyła może trzy klasy szkoły podstawowej była dla mnie kimś wielkim, kimś, kto dzięki pradawnym wartościom " wyssanym z mlekiem matki", potrafił stawić czoła przeciwnościom losu. I co ważne, mimo niedostatku, a nawet biedy, potrafiła się dzielić tym, co miała. Gdy udało się jej kiedyś wyjechać " do Ameryki" by móc choć trochę poprawić byt swojej rodziny, nie zapomniała o mieszkańcach naszej wioski. Temu dwa dolary na święta przysłała, tej chusteczkę, tybetkę na głowę, bo o niej marzyła, czyjemuś dziecku zabawkę na Mikołaja, innemu paczkę kawy czy kakao, a wszystko nie z bogactwa, tylko z niedostatku...
Ciotka Stefka nie napisała książki, nie malowała obrazów, nie jeździła na wycieczki, nie nosiła złota, ubierała się niemodnie, ale swoim życiem uczyła nas tego, co najważniejsze.
Biorę do ręki różaniec i przypominam Matce Bożej tych ludzi, choć wiem, że Matce Bożej niczego przypominać nie trzeba...
Rozmodlona- Różańcowa
Gościsz
w moim domu najczęściej
i na długie Cię zabieram ze sobą spacery
podróżujesz ze mną wytrwale
chociaż nigdy Cię nie pytam o zgodę
razem przemierzamy tajemnice radosne
kwiaty polne zrywając o poranku
na bolesnych razem stopy ranimy
i obie płaczemy w ukryciu
tajemnice światła też razem rozpalamy
pod słońcem pod gwiazdami i w blasku księżyca
w chwalebnych razem Boga wielbimy
a ja wciąż się uczę od Ciebie
pokornego niech się stanie
i choć ciągle błądzę po bezdrożach i pustyniach
zawsze palce zaciskam na paciorkach różańca
co jak diamenty rozświetlają
ciemności mego zlęknionego serca.
i na długie Cię zabieram ze sobą spacery
podróżujesz ze mną wytrwale
chociaż nigdy Cię nie pytam o zgodę
razem przemierzamy tajemnice radosne
kwiaty polne zrywając o poranku
na bolesnych razem stopy ranimy
i obie płaczemy w ukryciu
tajemnice światła też razem rozpalamy
pod słońcem pod gwiazdami i w blasku księżyca
w chwalebnych razem Boga wielbimy
a ja wciąż się uczę od Ciebie
pokornego niech się stanie
i choć ciągle błądzę po bezdrożach i pustyniach
zawsze palce zaciskam na paciorkach różańca
co jak diamenty rozświetlają
ciemności mego zlęknionego serca.
Warto korzystać jeszcze z urokliwych krajobrazów pomimo zmiennej aury.
Bardzo dziękuję Wszystkim, którzy zechcieli napisać o sobie trzy zdania. Miło dowiedzieć się czegoś o Osobach, z którymi dzieli się blogową sferę.
A pelargonie nadal kwitną...miłego weekendu życzę.