Była zima 1961 roku.
Nie mogę jej pamiętać bo miałam tylko 10 miesięcy.
Upragniona córeczka, wyczekiwana latami, zachorowała bardzo ciężko na zapalenie płuc.
Rodzice zbyt dobrze pamiętali śmierci małych dzieci w ich rodzinach i sąsiedztwie spowodowane tą chorobą, w czasach gdy skuteczne lekarstwa nie istniały.
Nic dziwnego, że czas mojego pobytu w tarnowskim szpitalu, czas oczekiwania na wyzdrowienie dziecka był niezwykle trudny dla obojga Rodziców.
Byłam córeczką tatusia, wymarzoną, wytęsknioną, której, zdaniem lekarzy miało nigdy nie być, a jednak była...
Tato rozpaczał, a ja pokazywana mu przez pielęgniarkę przez szpitalną szybę, mimo choroby starałam się wszelkimi sposobami ją sforsować, by ukochany człowiek po drugiej stronie mógł mnie zabrać do siebie.
Po jakimś czasie stał się cud, wróciłam do zdrowia, a lekarze orzekli, że każde następne przeziębienie może mnie zabić.
Tato pozostał więc na długo z niesamowitym balastem strachu i odpowiedzialności.
Wtedy to przyrzekł sobie, że jeśli przeżyję, pozwoli mi na wszystko...bylem tylko żyła...
Na szczęście nigdy tego nie wykorzystałam w niewłaściwym celu.
Mama pracowała zawodowo, a Tato zajmował się małym gospodarstwem i opiekował się mną i starszym o 8 lat ode mnie Bratem.
Każda nasza, nawet najmniejsza choroba dzieci, przykuwała go do łóżka chorego dziecka, a brak naszego apetytu sprawiał, że Tato również odmawiał posiłków.
Nie wyobrażam sobie większej ojcowskiej miłości nad tę, której jako dziecko doświadczyłam...
Kiedy na świecie pojawili się w odstępie czterech lat moi dwaj Synowie, Tato okazał się znów najwspanialszym Dziadkiem poświęcającym się bezgranicznie dla moich Synów...
Kiedy ukończyłam 43 lata, a moi Synowie wchodzili w dorosłość, kiedy mogłam mieć więcej czasu, choroba nowotworowa zabrała Tatę, podstępnie i szybko, okrywając mnie bólem i żalem za wieloma sprawami, których nie zdążyłam wykonać...
To było 20 lat temu, we wrześniu, a ból jest cały czas równie dotkliwy...
Dla wszystkich bliskich, a szczególnie dla tych dwóch Chłopców ( dawno dorosłych mężczyzn), którzy również nie zdążyli się nacieszyć Dziadkiem...
Często Go odwiedzamy na cmentarzu, jako osoba wierząca, polecam Jego wstawiennictwu nasze ziemskie zmagania w zamian ofiarując modlitwę o Jego spokój.
W pierwszy dzień kalendarzowej jesieni przypada rocznica Jego śmierci.
Dlatego wybrałam się już dziś ( astronomiczna jesień już przyszła) na podziwianie jej uroków i oto one:
I wiersz nostalgiczny...i obraz...
PAMIĘĆ
Tym
razem pamięć jest łaskawa
każe się uśmiechać sercom słoneczników
we wrześniowe dni ciepłych wspomnień
wiedzie mnie przez wszystkie pory roku
i otwiera najpiękniejsze obrazy
buduje długi film ze zbyt krótkiego życia
otwiera na nowo znane i nieznane
pokłady niewyczerpanej miłości Ojca
i każe czekać na wieczne spotkanie
w którym nie zabraknie czasu na miłość…