Ileż rozmów słyszałyście, ile spotkań odbyłyście w cieniu starych drzew?
A czy pamiętacie smak wody z kiszonych w beczce ogórków w dzień upalnego lata?
A lepkość dziecięcych buzi pomalowanych watą cukrową?
A rżenie koni dopominających się o owies w trakcie oczekiwania na powrót gospodarzy do wozu? Ileż to świętych obrazów nieśli do domów pątnicy, przemierzający pieszo ogromne odległości?
Ile było zwyczajnej radości wpisanej na zawsze w serca, które karmiły się prostą pobożnością, by przez cały rok " skoro ranne wstaną zorze" śpiewać Godzinki ku czci NMP?
O takich odpustowych wspomnieniach i gipsowych figurkach pisałam w ubiegłym roku, właśnie w tym poście.
http://5porroku.blogspot.com/2013/05/gipsowe-figurki-z-wiejskiego-odpustu.html
Lato jest czasem odpustów.
Ale radość pozostała...
I smak odpustowych cukierków...
I zabawki, obok których trudno przejść obojętnie, jeśli ma się kilka lat!
Gipsowe figurki z wiejskiego odpustu sprzed prawie pół wieku, mają swoje miejsce w moim domu.
W nich przecież odbija się moje dzieciństwo, młodość i to, co w naturalny sposób noszę w sercu.
Jak te kwiaty z wiejskiego ogródka, z którymi rozmawiały kobiety, po których pamiątki pieczołowicie zabezpieczam...
A malwy niezmiennie spoglądają w niebo...