Tak mawiali starsi ludzie z mojej wioski: ani się nie obejrzysz...
To powiedzenie wyrażało starą prawdę o szybkim przemijaniu czasu odmierzanego świętami i porami roku. Dopiero było Boże Narodzenie, a już będzie Wielkanoc.
Właściwie to mój bardzo wiekowy Wujek, który cieszy się świetną pamięcią i zdolnością logicznego myślenia, przywołał mi tę myśl, gdy w rozmowie telefonicznej poprosił o zakupienie pół kilograma prawdziwej wiejskiej kiełbasy i wędzonego boczku od sprawdzonego wytwórcy.
Tak naprawdę wszelkie wyroby, które podszywają się pod miano wiejskich, wiejskimi nie są, ale je udają:-)
Starając się pokazać klimat tamtych lat, posłużyłam się talerzem pamiętającym czasy świetności gminnych spółdzielni " samopomoc chłopska" oraz sztućcami, które w śladowych ilościach zachowały się w naszym starym domku.
Ale co to za " kiszka"- kaszanka w foliowej, sztucznej osłonie kiedy powinna być w naturalnym jelicie?
I zapach wyrobów już nie ten sam, ale pociągnę opowieść...
Zatem " świniobicia" występowały w różnym terminie u różnych gospodarzy, właśnie po to, by duża ilość wędlin nie zalegała długo. Zwyczaj nakazywał roznosić " świeżyznę "do okolicznych sąsiadów i znajomych, a oni znów roznosili swoje produkty po pewnym czasie i tym sposobem ciągle były to świeże wędliny z kolejnego uboju, od kolejnego znajomego rolnika.
Nie wszystkie były jednakowo smaczne bo niektórzy " masarze" mieli zbyt ciężką rękę do soli, albo żałowali czosnku czy pieprzu, albo mieli odmienne kubki smakowe czy też po prostu, inne umiejętności. Każdy z gospodarzy miał zaufanie do innego masarza.
W dniu takiego świniobicia dobrze wymyty parnik ( urządzenie służące do parowania ziemniaków dla świń) spełniał rolę kotła, w którym gotowały się kawałki mięsa na wymarzony salceson.
Kto nie jadł takiego mięsa z kotła ten nawet sobie nie wyobraża jak może smakować mięso.
Gdy wyroby były gotowe, gospodyni myła balie i garnki, wyroby tężały w chłodnej piwnicy wykopanej w ziemi, a gospodarz wędził kiełbaski i boczki na drążkach we własnej wędzarni pilnując cały czas, aby się nic nie przypaliło, ale też nie było lekko surowe, bo takie szybko ulegało zepsuciu.
Pozostałe mięso, gospodynie obsmażały, dusiły i zalane wytopionym smalcem wekowały w wekach na gumkę i sprężynkę.
Część mięsa kiełbasianego gotowano w wekach przez trzy kolejne dni, a potem stanowiły one domowe smarowidło do chleba pieczonego w wiejskim piecu.
To było wspaniałe jedzenie.
Lubiłam wszystko, kiełbaskę, kiszkę, salceson, pasztet, boczek, oczywiście w ilościach umiarkowanych bo większość towaru szła
na " rozdanie".
Dziś przepisy UE zabraniają rolnikowi hodowli świń na własny użytek, wszystko musi być zapisane, zanumerowane, odstawione, karmione wedle norm europejskich i ta " zwierzyna" nie da już prawdziwych wędlin, jakimi niegdyś się delektowaliśmy.
Nikt nie chorował, nikt się nie zatruł...inny świat, który nigdy już nie wróci...
Ani się nie obejrzysz... dlatego już przygotowuję kartki świąteczne, bo wysyłanie ich w ostatnim tygodniu przed świętami gwarantuje dotarcie do adresata już po świętach, więc to żadna radość.
Lepiej niech dotrą dwa tygodnie za wcześnie niż dwa dni za późno.
Czas oczekiwania na święta to czas radości, gdy jeszcze wszystko jest przed nami.
To jeszcze nie koniec malowania, ale mam zamiar zdążyć w odpowiednim czasie.
Nadal od różnych prac odrywają mnie książki, moja słabość i moja radość.
Polecam kolejne: z ciekawą akcją, z wnikliwą obserwacją psychologiczną, z marzeniami i pragnieniami, które spełniają się inaczej niż zamierzaliśmy...
Bywa i tak, że konsekwencje trudnych wyborów, mimo najlepszych intencji, przynoszą ból i zasłaniają szczęście, którego człowiek tak bardzo pragnie.
Oba tytuły polecam, a ja wracam do mojego przedwiośnia, którego liczne ślady dziś odnalazłam.
To piękny czas, który każe oczekiwać, być cierpliwym i mieć nadzieję...
Tych, co doceniają uroki przedwiośnia i tych, którzy narzekają na niego ( żeby odkryli jego bogactwo)
zapraszam do konkursu na odgadnięcie poszczególnych nazw roślinek, które dziś mnie powitały nieśmiało.
Spośród prawidłowych odpowiedzi wylosuję zwycięzcę.
Niektóre ze zdjęć są słabej jakości ( telefon), ale można się posiłkować innymi wskazówkami np. pokrój rośliny, życzę powodzenia.
Oto zdjęcia- zagadki...
Zaczynamy.W następnym poście opowiem Wam o kolejnej ciekawej książce naszej blogowej koleżanki Natalii, tymczasem możecie ją odwiedzić http://wnaszejbajce.blogspot.com/ żeby poznać jej literacki dorobek.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.