wtuliłam zmęczoną twarz w kiście bzu
omdlewającego pod ciężarem poranka
mokre płatki pachnących zachwytów
wpłynęły cicho w głąb serca
jego bicie
poruszyło ciężkie grona uczuć
zapisanych w nim od zawsze
stary krzak bzu otulił mnie zapachem
wypielęgnowanym miłością Ojca
od dziesięciu lat
podlewającego niebieskie ogrody
swoim wiekuistym byciem
abym ja mogła
przytulać każdej wiosny
kwitnący bzowy bez
karmiony moją tęsknotą.
Mój Tato kochał bez. Z urwanych wspomnień wczesnego dzieciństwa pamiętam jak odpoczywał pod krzakiem starego, zwyczajnego bzu, który później zginął pod budową nowego domu.
Przed nowym domem, Tatuś- tak się do niego zwracałam, posadził krzak bzu szlachetnego i pielęgnował go, podlewał, cieszył się jego kwitnieniem. Dziś rankiem zerwałam całe naręcze bzu i zaniosłam na grób...
Wiem, że Tato się ucieszył...
Rankiem mijałam pole rzepaku. Jakże się nie zatrzymać na ten widok, kiedy świat się uśmiecha...
Chłonęłam więc zapach i widok, utrwalając go w sercu i na fotografii.
tulipany w pełni...
i sosna, która rodowód wzięła z Gór Świętokrzyskich...
a na koniec mnóstwo kwiatków mniszka lekarskiego oczekującego na zamianę w syrop pełen zdrowia.
A ja wiosennie pozdrawiam wszystkich Czytelników Pięciu Pór Roku:-)