Stały od zawsze w naszym starym domu. Dwie gipsowe figurki: Maryi i Jezusa.
Jako pięcioletnia dziewczynka łamałam sobie głowę dlaczego P. Jezus jest mniejszy od Świętej Panienki skoro mężczyzna powinien być wyższy- takie miałam wówczas problemy!
Drewniany dom zbudował mój dziadek po kądzieli- Józef, tuż po wielkiej powodzi w 1934 r. Wtedy wylał Dunajec zalewając okoliczne wioski. Wraz z wodą popłynęły stare biedne chatki w mojej wiosce. Jako, że dziadek był świetnym na owe czasy cieślą, wybudował dom dla swojej rodziny, drewniany z pobielonymi wapnem ścianami. Dom miał dużą izbę, sień i małą izdebkę, w której stał piec chlebowy, miał też dobudowaną " komorę". Taki typowy dom zbudował też później dla innych rodzin.
Jeden z takich domów zachował się do dziś w mojej wiosce, postanowiłam go uwiecznić na obrazie i bardzo szybko znalazł się nabywca tej malarskiej wizji.
W podobnym domu upłynęło moje dzieciństwo, a do dziś zachował się jego fragment, ale już w zmienionej wersji. Utrwaliłam i ten obraz i on też powędrował daleko w świat.
W tym domu, na tzw. szafie trójce stały dwie figurki, które mój starszy brat wylosował prawie pół wieku temu na wiejskim odpuście. A odpusty bywały kolorowe, tradycyjne, ludzie ciągnęli pieszo lub furmankami z odległych miejscowości, zwłaszcza do pobliskiego Sanktuarium w Odporyszowie.
Nic więc dziwnego, że uroczystościom religijnym towarzyszyły kramy- miejsca spotkań po nabożeństwie, ulubione miejsca dla dzieci, które z niecierpliwością czekały zakończenia modlitewnych obrzędów, bo przecież " na kramach" była wata cukrowa i ciepłe lody, ciastka- całuski, piernikowe serca i mnóstwo innych rzeczy będących przedmiotem pożądania dzieciaków. Wszak zabawki nie były łatwo dostępne w tamtych czasach.
Pamiętam taki naszyjnik, zakupiony dla mnie przez rodziców- nigdy potem w życiu nie spotkałam nic równie pięknego...
Ale wróćmy do owych figurek, które przy remoncie starego domu zostały usunięte jako niemodne!
Był to czas zamiany starych obrazów- pięknych niekiedy oleodruków, gipsowych figurek, kilimów z religijnymi scenami na nowe- małe, bardziej" nowoczesne" symbole religijne. Tylko stare babcie pozostawiały w swoich izbach całe rzędy świętych obrazów. I nasze gipsowe figurki podzieliły los wielu podobnych " niepotrzebnych" przedmiotów. Od zniszczenia uratował je mój mąż, a ja kilka dni temu postanowiłam, że je odnowimy, bo przecież to rodzinna pamiątka. Mąż uzupełnił gipsowe braki, a ja pomalowałam je zgodnie z pierwowzorem.
Na pewno znajdą godne miejsce w naszym obecnym domu, a kiedyś, mam nadzieję w domu naszych dzieci.
W swej codziennej pracy przekazuję moim uczniom jak ważna jest tradycja, korzenie z których się wyrasta, wszystko to, co nasi ojcowie zdobywali dla nas ciężką pracą.
Myślę, że zapamiętają i będą chronić rodzinne "świętości".
Podczas malowania figurek przypomniała mi się wspaniała ( zwyczajna i niezwykła) książka " Mój Chrystus Połamany" - O. Ramona Cue Romano, która w prosty sposób dotyka trudnych tematów i uświadamia nam, że ból nie omija żadnego człowieka. Warto do niej wrócić, a tym, którzy jej nie czytali, szczerze polecam.
A na koniec znów sentymentalne zdjęcie i powrót do wspomnień.
Pięknej wiosny Wam życzę...