Teraz mam świadomość przemijania, więc zbieram, piszę, wspominam, ocalam, przekazuję tym, co kiedyś będą czytać, oglądać...
Był słoneczny, wrześniowy, upalny dzień 1968 roku. Od kilku dni byłam uczennicą pierwszej klasy szkoły podstawowej, która spodobała mi się " od pierwszego wejrzenia" ( ta sama, której po wielu latach nadałam imię Stefanii Łąckiej). Mój dom rodzinny był odległy o 2,5 km drogi, a raczej polnej ścieżki biegnącej wśród łanów zbóż, ściernisk, traw, truskawek, łąk ( w zależności od pory roku).
Nic dziwnego, że owego dnia mój starszy brat przyjechał po mnie rowerem do szkoły. Wracałam szczęśliwa, bo w tym dniu stałam się posiadaczką pierwszej piątki w moim szkolnym życiu ( szóstek wówczas nie było w skali stopni szkolnych). Owa piątka była za rysunek Asa. Piesek był brązowy, miał kędzierzawą sierść, chude nogi i co ważne, umiałam go podpisać- AS. Do dziś pamiętam tę radość pomieszaną z dumą, której dopełnieniem był zakup dokonany przez moich rodziców u ówczesnego " domokrążcy".
Pojawiali się często w naszej wsi, podając się za głuchoniemych, ludzie handlujący obrazami i kilimami. Izby wiejskich chat zapełniały się oleodrukami świętych, a nad łóżkami wisiały malowane lub tkane jelonki na tle bujnej zieleni.
Tego właśnie dnia, rodzice zakupili duży obraz Świętej Rodziny, do którego jako dziecko często przemawiałam modlitewną rozmową. Ten obraz jeszcze się zachował, darzę go wielkim sentymentem, bo pamięta więcej niż ja nawet.
Ten poniżej ma 80 lat.
A ten wisiał od zawsze nad łóżkiem babci. Przyglądałam się z wielkim zainteresowaniem nauczającemu z łodzi Jezusowi i wówczas małej dziewczynce cisnęły się do głowy pytania, na które dorośli nie zawsze potrafili odpowiedzieć.
W oknach stały kwiaty- zazwyczaj krakowiaki, fuksje wodne, pelargonie angielskie, ale bywały też kaktusowate. Niektóre z nich pielęgnuję razem ze wspomnieniami.
Pora wrócić do Asa... Nie zachował się zeszyt z owym arcydziełem:-) Za to przywiązanie do czworonogów pozostało i dziś miejsce Asa zajmują bardzo żywi i bardzo realni koledzy Browar i Rudek
Tych, którzy dotrwali do końca posta pozdrawiam z łąki pełnej polnych kwiatów, które przetrwały groźne ataki przyrody!
Dokładnie taki sam obraz, Jezusa nauczającego z łodzi, wisiał nad łóżkiem mojej Babci :)
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam, nie wiem gdzie i skąd pochodzi ta bajka - opowieść o dębie i trzcinie, jak to rosły sobie obok siebie i dąb śmiał się z trzciny, że byle podmuch wiatru ją przygina, a on stoi prosty ... przyszła wichura, trzciną miotało ... dęba wyrwało ... Ile razy widzę zalane łąki, powalone wiatrem i widzę też,jak się później odradza i wierzę, że jest nadzieja, że w pozornej słabości, jest wielka siła, przypominam sobie tą opowieść, jak w tej chwili ... Pozdrawiam :)
śliczne masz pieski i jak zwykle piękne zdjęcia, pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńTak, w słabości jest siła...
OdpowiedzUsuńA w świecie tyle pięknych rzeczy...
Dziękuję Wam za ciepłe słowa.
Kochana takie obrazy wisiały w większości naszych domów- oczywiście ma się do nich sentyment , łąka urocza pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńprześliczne :))))
OdpowiedzUsuńOoooo... Święta Rodzina wisiała u jednych dziadków, a Pan Jezus nauczający u drugich. Piękne :)
OdpowiedzUsuńPamiętam takie obrazy u dziadków:))ale najpiękniejsza jest łąka:)margaretki,maki i chabry to jest to co kocham w dzikich łąkach:)próbowałam zrobić taką łąkę,ale nie wyrósł żadem kwiatek :))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przywołałam w tylu osobach wspomnienia...
OdpowiedzUsuńA łączkę można posiać ze specjalnych nasion ( tzw. kwietna łąka), jednak to nie to,co matka natura!
Sama pamiętam takie obrazy u dalszej rodziny na wsi. Moi dziadkowie dla odmiany mieli Jezusa i Maryję z sercem gorejącym o ile dobrze pamiętam tak to się nazywało. Bardzo żałuję że nikt ich nie przechował, nie wiem co się z nimi stało.
OdpowiedzUsuńCudowne obrazy i piękne ujęcia maków, kocham przyrodę :) Dziękuję także za udział w candy i zapraszam częściej :)
OdpowiedzUsuńBędę na pewno, pozdrawiam:-)i też zapraszam na candy!
UsuńWyobraź sobie, że mamy jeszcze i te obrazy, ale fotka wyszła kiepsko i nie zamieściłam...
OdpowiedzUsuńTeraz niczego się nie pozbywam- dorosłam do przechowywania pamiątek, pozdrawiam.
Identyczny obraz świętej rodziny wisiał i w moim domu rodzinnym...
OdpowiedzUsuńA teraz nie ma już tego starego domu...Aż muszę się mamy zapytać, czy wie gdzie ten obraz może być:)
Zapytaj, bo warto, dziś już nie ma takich obrazów;-)
OdpowiedzUsuńJA tez lubię pamiatki czasu...
OdpowiedzUsuńpiękna łąka :)
pozdrawiam
Ag
Wzruszający post przywołujący wspomnienia. W moim regionie pełno makowych łąk aż dech zapiera tak czerwone dywany tworzą. Również wzdłuż dróg rosną, jadąc samochodem można podziwiać. I powiem szczerze, że jestem zaskoczona, bo tam gdzie mieszkałam wcześniej maki można było spotkać tylko sporadycznie. Cudowne psiulki:)
OdpowiedzUsuńWitajcie w gronie sentymentalnych:-0
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńZdjęcia z makami obłędne.
Miło, że tak myślisz:-)
Usuń