niedziela, 14 września 2025

Wrześniowe tradycje spokojem tchnące...

Wnuki rozpoczęły rok szkolny. Wrzesień nastał z właściwą sobie urodą i nostalgią.
Coraz więcej kolorowych liści wokół i coraz mniej kwiatów, choć te jesienne ożywiły się pod działaniem deszczu. Przyroda, każdemu daje wyjątkowy czas, jemu przydzielony, by móc rozkwitnąć, zabłysnąć...
Moje spiętrzone przez wakacyjne zajęcia, odkładane prace, staram się powoli realizować.
Ale tak już mam, że tuż po przebudzeniu mam świadomość, że na pewno nie zdążę zrobić wszystkiego co na dany dzień zaplanowałam. 
Pewnie to kwestia łapczywego podejścia do życia, że chciałoby się i to i tamto zrobić, a intensywny tryb życia nie sprzyja przecież magazynowaniu sił:-)
Ale wróćmy do tych wydarzeń, które dają mi radość połączoną z nostalgią.
Otóż początek września od lat wiąże naszą okolicę z wrześniowym, tygodniowym odpustem, od Matki Bożej Siewnej do Matki Bożej Bolesnej, w Sanktuarium Zwycięskiej Pani w Odporyszowie.
O tradycji wyjątkowego pogrzebu zapamiętanej z wczesnego dzieciństwa pisałam dwa lata temu.
To obraz, który zapisał się w mojej kruchej pamięci jako jeden z pierwszych w życiu.
Pamiętam, że wśród ogromnego i kolorowego tłumu pielgrzymów byłam uczepiona u silnej ręki mojej ziemskiej Mamy
i zapatrzona w oblicze śpiącej niebiańskiej Mamy. 
W mojej dziecięcej głowie kilkulatki tłoczyły się pytania jak to możliwe, że dziś idziemy w orszaku pogrzebowym, a nazajutrz będziemy świętować narodziny Matki Bożej.
Pamiętam też, że przepiękna figura śpiącej Maryi na końcu procesji została umieszczona w jakimś pięknym miejscu i wyobrażałam sobie, że to jest grób Matki Bożej.
Nie wszystko dopatrzyłam, bo prawie wszyscy byli ode mnie wyżsi i mocno zasłaniali mi ten barwny widok. 
Wrażenie tamtej chwili było tak duże, że zapragnęłam jako osoba dorosła przeżyć taką procesję bardzo dojrzale, co miało miejsce dwa lata temu, a co powtórzyłam teraz we wrześniu.
Pamiętam też, że wówczas w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, z nami szła sąsiadka, urodzona w tym samym dniu co moja Mama. Kilka dni temu mogłam tej zacnej Osobie liczącej 95 lat przypomnieć wydarzenie sprzed blisko sześćdziesięciu lat. 

Teraz wiem, że takie procesje odbywają się w kilku miejscowościach w Polsce, np. w Kalwarii Zebrzydowskiej, Pacławskiej,
w Jamnej i w Bolesławcu, ale poprzedzają one Wniebowzięcie NMP obchodzone 15 sierpnia.
U nas jest inaczej i chyba tylko u nas i właśnie dlatego, że wielki odpust zaczyna się dzień przed świętem Narodzenia NMP.
Ten termin jest uświęcony tradycją i niech tak zostanie.
Jest to procesja różańcowa z pięknymi rozważaniami, w której uczestniczy mnóstwo ludzi a kończy się ona na pobliskim cmentarzu,
w kaplicy zaśnięcia, do której składa się figurę niesioną tam procesyjnie.
Ten "pogrzeb" jest symboliczny, jako, że wierzymy iż Matka Boża została Wniebowzięta i króluje w niebie.
Jeśli ktoś z Was uczestniczył w podobnym wydarzeniu, napiszcie proszę o tym w komentarzu.
Ponieważ uroczystości odpustowe trwają tydzień, nasza parafia pielgrzymuje zawsze w piątek. 
Odkąd moja Mama ze względów zdrowotnych, wiele lat temu  przestała brać udział w takich pielgrzymkach, zastępuję ją w tym dobrowolnym i miłym sercu przedsięwzięciu.
A ponieważ mnie również przybywa lat, a ubywa sił, nigdy nie wiadomo, kiedy będzie ten ostatni raz...
Odległość nie jest wielka, idziemy dwie godziny, zazwyczaj prowadzi nas wrześniowe słońce, a gdy docieramy na miejsce z koszami próśb i podziękowań, przepełnia nas wdzięczność, że znów było nam dane...
Z wielką radością stwierdzam, że idzie mnóstwo młodych ludzi, dzieci, idą młode rodziny, to nie jest pielgrzymka starców, choć takie panie jak ja też idą.
A na wszystkich czeka Zwycięska Pani, która przed wiekami dodała mieszkańcom okolicznych wiosek otuchy w obronie przed najazdem wojsk szwedzkich.
Nadmienię jeszcze, że nasza droga wiedzie przez jedyne w tej okolicy wrzosowiska, cudne o tej porze roku.
Zarówno w słońcu, jak i w cieniu...
W tej atmosferze pozostając namalowałam obraz na starej desce, by kiedyś stał się upominkiem dla pewnej osoby.
POWIERNICZKA

Rozmawiam z Tobą 
Matko Radosna i Matko Bolesna
przynoszę Ci swoje życie i nie tylko swoje
wiesz o wszystkim jak wie Najlepsza Matka
ale muszę Ci to powiedzieć kolejny raz...
żeby uspokoić skołatane serce...
A kwiaty kwitną nadal...
Oby jak najdłużej...
Do następnego napisania.

niedziela, 7 września 2025

Jaki może być wrzesień?

To już dziewiąta opowieść z tego cyklu obejmująca fotografie z ostatnich kilkunastu lat i całkiem nowe refleksje układane w formie haiku.
Wrzesień zawsze kojarzy mi się z powrotem do szkoły, najpierw jako uczennicy w dederonowym, granatowym fartuszku z białym kołnierzykiem, a potem jako nauczycielki i dyrektora, a jeszcze później jako babci przeżywającej mocno początki edukacji Wnucząt. 
Pierwszego września, 70 lat temu w małżeńskie progi wkroczyli moi Rodzice.
Niestety, nie było im dane dożyć złotych godów, a ja z perspektywy czasu, dziękuję za każdy rok ich życia bo dzięki nim jestem na świecie już 64 lata.
We wrześniu swoje urodziny obchodzi mój najmłodszy Wnuk Tomasz.
Ale wrześniowy czas to też smutne każdego roku rocznice śmierci mojego kochanego Taty.
Kocham ten przełom lata i jesieni, dlatego wybrałam te oto zdjęcia, w których zamykam również moje myśli...
ROK 2013
Jeszcze żyje dom
powraca we wspomnieniach
pamięć jest święta.

ROK 2014
Krzyż z przeszłości
kolejny raz ocala
zostanie ze mną.

ROK 2015
Patrzę przez okno
czerwona jarzębina
wiruje w słońcu.


ROK 2016
Daliowe pole 
rozbłysło kolorami
raduje serce.
ROK 2017
Obfitość darów
wypełnia wielkie kosze
las cicho śpiewa.
ROK 2018
Jesienny trójkąt
rozdaje łamigłówki
wytężam umysł.

Rok 2019
Lecą wysoko
ale ja słyszę ich głosy
żal pożegnania.
ROK 2020
Snuję wspomnienia
chłodnym porankiem chwytam
to co najlepsze.

ROK 2021
Widok dzieciństwa
powraca mój dawny świat
kwitną kosmosy.

ROK 2022
W leśnym źródełku
bije serce nadziei
ceruje rany.

ROK 2023
Jaśnieje wrotycz
pachnie latem i troską
zatrzymuję się.

ROK 2024
Uciekło życie
a kiedyś było gwarno
istota prawdy.

ROK 2025
Zapada wieczór
dotykam płatków kwiatu
znów jest mi dane.

I tym kwiatowym wrześniem żegnam się z Wami do następnego napisania...


wtorek, 2 września 2025

Uprzejmie informuję...

Jury w zróżnicowanym wiekowo składzie, po wnikliwej analizie wspomnień, ogłasza że wszystkie były niezmiernie ciekawe i ich lektura była prawdziwą przyjemnością.
Wspomnienia mają to do siebie, że wraz z upływem czasu pięknieją i stają się coraz bliższe sercu. Wszystkim Autorom komentarzy najpiękniej dziękujemy ( my jurorzy), że zechcieliście się podzielić z nami cząstką Waszych osobistych przeżyć.
A skoro nagroda ma być jedna, zatem ogłaszamy, że zgarnia ją Ismena za następującą opowieść.

Opowieść prawie jak z Zielonego Wzgórza.

W szkole, na początku podstawówki Mała Dziewczynka siedziała w ławce. Takiej prawdziwej. (Babcia Basia na pewno taką swoim Wnukom pokaże). W takiej dawnej ławce siedzisko stanowiło całość z blatem, w którym znajdowało się wgłębienie na przybory do pisania i rysowania oraz specjalny otwór na kałamarz. Za Małą Dziewczynką siedział wysoki, silny chłopiec. Gdyby Mała Dziewczynka miała warkocze, to pewnie by ją za nie ciągnął. Ale Mała Dziewczynka miała króciutkie włosy. Zatem chłopiec wpadł na inny pomysł. Zaczął czymś ostro zakończonym kłuć ją w plecy. Pewnie był to porządnie zatemperowany ołówek, bo cóż w pierwszej klasie mogło mieć dziecko ostrego przy sobie? Po którymś ukłuciu Mała Dziewczynka nawet się nie zastanawiała. Chwyciła leżący przed nią elementarz Falskiego, odwróciła się i z całej siły uderzyła chłopca.

Czy mama Małej Dziewczynki była wezwana do szkoły? Tego nikt nie pamięta. Ale na pewno babcia chłopca przyszła rozżalona do mamy Małej Dziewczynki. A mama? Mama po cichu się ucieszyła, że jej córka da sobie radę. Bardzo się o nią wcześniej martwiła. W pierwszej klasie Mała Dziewczynka była bowiem najmniejsza i najdrobniejsza.

Kilka lat później Mała Dziewczynka czytając Anię z Zielonego Wzgórza uśmiechnęła się na to wspomnienie.

Ponieważ mamy przełom lata i jesieni, czas odlatujących ptaków i żółknących liści, niech nagrodą będą te dwie akwarelki w kolorach wrześniowych wspomnień.


Wszystkim Uczestnikom konkursu i miłym Gościom dedykujemy garść kwiatów z naszego sierpniowo- wrześniowego ogrodu.

Dziś wzruszyła mnie pewna młoda Kobieta...ku mojemu zaskoczeniu wyraziła tymi kwiatami swoją wdzięczność nawiązując do pewnego wydarzenia sprzed 20 lat...
Bukiet jest przepiękny, ale jej serce jeszcze piękniejsze...
Takie chwile umacniają...dziękuję...
Do następnego spotkania.

niedziela, 31 sierpnia 2025

Jak to dawniej ze szkołą bywało...

Cieszę się, że wywołałam lawinę wspomnień, ale zanim przystąpię do ogłoszenia werdyktu jury, ja również wrócę myślami do ubiegłego stulecia.
To było lato 1968 roku. Poszłam z Mamą do zapisu! Nie wiem, czy wszystkie dzieci były takim obowiązkiem objęte, ale te które nie uczęszczały do przedszkola i mieszkały w innej wiosce, na pewno musiały się pokazać.
Zatem poszłyśmy, bo ja podpadałam pod oba wspomniane kryteria.
Do przedszkola nie uczęszczałam bo było ono odległe od mojego domu o 2,5 km, a drogę tę, zarówno latem jak i zimą należało pokonać pieszo bo żadna inna poza konną, komunikacja nie istniała.
W kancelarii kierownika szkoły, za biurkiem siedział p. Stanisław ze srogą miną, a obok jego żona, nauczycielka z łagodnym wyrazem twarzy. Moja Mama wszystko owej pani wyjaśniła i rozpoczął się " egzamin". W zasadzie miałam opanowany materiał pierwszej klasy, płynnie przeczytałam fragment z Gazety Krakowskiej( pamiętam) i surowe dotąd oblicze pana kierownika rozpogodziła się, a werdykt brzmiał: pani córka pójdzie do drugiej klasy z pominięciem pierwszej. Jakże byłam szczęśliwa, a Mama dumna.
Niestety, moje szczęście nie trwało długo, bo p. Stanisław został przez władzę doceniony i z małej szkoły w Gorzycach przeszedł do Olesna, gdzie powierzono mu budowę nowej, dużej szkoły, która w przyszłości miała stać się tzw. dziesięciolatką. 

Na miejsce zasłużonego, bardzo wymagającego p. Stanisława powołano nowego kierownika
i mój pierwszy życiowy awans poległ w gruzach.
Mawiają, że trzeba być cierpliwym, więc zaczęłam pierwszą klasę, a moją wychowawczynią została żona nowego kierownika.
Pewne metody jej pracy zaczęły mi się od początku nie podobać!!!
Nigdy nie wołała mnie do tablicy, bo pisać już umiałam. Byłam pokrzywdzona, bo kreda tak miękko sunęła po starej wysłużonej tablicy, a mnie pozbawiono tej przyjemności.
Rozwiązałam problem znalazłszy sobie kawałek pilśniowej płyty, po której pisałam bez końca po powrocie ze szkoły.
Ale czarę goryczy dopełniło zbiorowe czytanie. Kiedy moja pani kolejny raz kazała mi przestać czytać bo zbyt szybko mi to szło, zebrałam się w sobie i gdy klasa zakończyła tekst, grzecznie, podnosząc rękę do góry, poprosiłam o głos.
Wyjaśniłam zaskoczonej pani, że ja miałam rozpocząć edukację od drugiej klasy i gdyby nadal rządził tu poprzedni kierownik, tak by się stało! Tymczasem przyszedł nowy- kontynuowałam swoje żale-o niczym nie wiedział, zostałam w pierwszej klasie i takie są oto efekty tej niewiedzy!
Pamiętam minę mojej nauczycielki ( bezcenna), wszak była to żona kierownika!!!
W końcu wydusiła z siebie: wiem, Basiu, wiem...
A ja usiadłam z ulgą, że może nareszcie moja pani zobaczy we mnie normalną uczennicę i przestanie mnie traktować jak powietrze.
W taki oto sposób zawalczyłam o normalność.
Niestety, większość dzieci nie jest w stanie obronić się w wielu szkolnych sytuacjach, a dorośli nawet nie podejrzewają, że dziecko cierpi.
Każde zdarzenie jest po coś.
Po 17 latach od owego incydentu stanęłam po drugiej stronie biurka i uświadomiłam sobie jak bogate wewnętrznie jest każde dziecko, a ilekroć o tym ( nieświadomie)  zapomniałam, to tyle razy się tego wstydzę...
A p. Irenę i p. Stanisława odwiedzam czasem spacerując po miejscowym cmentarzu.
Gdybym mogła przekazać młodym nauczycielom cały bagaż moich szkolnych doświadczeń... wiele by skorzystali, ale dziś mało kto chce słuchać...
Najlepiej ponoć uczy się na własnych błędach, ale błędy, które dotykają najmłodszych są brzemienne w skutki...
Bardzo się cieszę, że kilka Osób zechciało się podzielić swoimi wspomnieniami.
Warto do nich wracać, one są i będą częścią naszego życia.
A skoro z czasów mojego dzieciństwa mam niewiele zdjęć, to dzisiejszego posta okraszam kolejnymi obrazami zalipiańskich chatek
i kwiatami z mojego sierpniowego ogródka, codziennym długim podlewaniem wydartymi z objęć wszechwładnej suszy.
Ponieważ konkurs trwa do 1 września włącznie, ponawiam zaproszenie do wspomnień, zanim zbierze się jury:-)
Wszystkim, którzy rozpoczynają przygodę ze szkołą, bądź wracają po wakacjach życzę cierpliwości, wytrwałości i wielu szkolnych radości.
Pamiętajcie, pokora jest gwarantem sukcesu, pycha jest jego zaprzeczeniem...