sobota, 28 sierpnia 2021

Moje deszczowe bajanie.

Na skraju wioski, na wzniesieniu, z którego widać było okoliczne domy i pola, stała kapliczka św. Jana Nepomucena. Stanęła w tym miejscu zaraz po wielkiej powodzi, która niespodziewanie nawiedziła wioskę i zabrała ze sobą kilka najbiedniejszych, krytych strzechą, chatek. Na szczęście wody szybko opadły, do lichych stajenek wróciło bydło wyprowadzone przez gospodarzy na pagórek za wsią, gdzie woda nie sięgała. Na jeszcze większe szczęście, nikt z wioski nie stracił życia i choć żal było utraconego dobytku, ludzie cieszyli się, że wszyscy ocaleli, wszak żywioł nieraz zabierał ludzi, którzy ratowali swój skromniutki majątek. Pobliski dziedzic, dobry pan, właściciel lasów, zgodził się darować drewno na wybudowanie zniszczonych domostw, a mężczyźni skrzyknęli się by pomóc w pracach ciesielskich, pokrzywdzonym. I tak wspólnymi siłami, wioska wracała do normalności.
Jakże więc nie było podziękować św. Janowi Nepomucenowi, który był znany jako święty chroniący przed powodziami. Kaprysy pogody były nieprzewidywalne, a Święty, który został przez władcę, po nieujawnieniu tajemnicy spowiedzi, utopiony w Wełtawie, był jedyną ostoją w tych trudnych chwilach. Znalazła się więc zamożna rodzina młynarzy, która kapliczkę ufundowała, a że młynarzowi Jan było na imię, jako fundator pozostał w ludzkiej pamięci i w napisie wykutym na jednej ze ścian. Od tej pory św. Nepomucen spoglądał na wioskę troskliwym okiem bacząc by nikomu nie stała się krzywda. Jako święty, mógł orędować w niebie nie tylko w sprawach wielkiej wody, ale również w każdej inne sprawie, którą w cichych modlitwach zostawiali ludzie przechodzący obok kapliczki.
I oto idzie staruszka, zbliża się wolnym krokiem, bo trzeba podejść pod górkę, a w krzyżu łupie nie na żarty. W ręku niesie kosz pełen ziół kwitnących, krwawnika i wrotyczu, bo nie ma innych kwiatów by zanieść Świętemu, żeby oczy nacieszył ludzką wdzięcznością. Babcia założyła dziś odświętny strój, jak do kościoła, zawiązała pod brodą czerwoną tybetkę, przystroiła się w kwiecistą spódnicę i jedyny niepocerowany sweterek, który kupiła niegdyś na jarmarku za dużego koguta ze swojej skromnej hodowli. Wszak idzie prosić...i tego nie wiemy, o co? Może o nawrócenie syna pijaka, który żonie i dzieciom nieustanne piekło czyni, może o zdrowie dla swojej młodszej siostry, która od dawna z łózka nie wstaje, a może o zgodę z sąsiadami, którzy życie na co dzień kłótniami uprzykrzają, a może...Tyle spraw trudnych człowiek w sercu nosi, że chyba nawet Jan Nepomucen nie spamięta. Staruszka idzie z wiarą, starym różańcem w kieszeni kolorowej spódnicy i ze spokojem serca. Bo czego zmienić nie będzie mogła, z tym się musi pogodzić, wtedy lżej będzie żyć na tym świecie. Wokół jesień. Spadają różnobarwne liście z drzew okalających starą kapliczkę.
Kładą się u stóp babci w darze za jej piękne życie, za każdy dzień jej dobrocią znaczony. Dojrzewają owoce dzikiej róży na pożytek ludziom i ptakom. Niektóre ptaki wybierają się już do ciepłych krajów. Idzie staruszka do św. Jana Nepomucena, z wiarą, nadzieją i miłością, do Świętego, z którym zwyczajnie, bez świadków może porozmawiać...

Całą historię wymyśliłam malując ten pejzaż z kapliczką.
Ale każda kapliczka ma swoją historię, niekiedy, nikomu nieznaną.
O pewnego czasu jestem członkiem grupy na fb nazwanej " kapliczki przydrożne".
Ile tam pięknych fotografii dających wyraz umiłowaniu tych odwiecznych elementów polskiego krajobrazu i polskiej religijności.

Moje malowanie nie jest oderwane od rzeczywistości. Od dłuższego czasu nawiedzają nasz region ulewy, a ostatnio, długotrwałe silne deszcze, które zawsze wywołują u mnie niepokój ewentualnej powodzi. Nasza rzeczka, zarośnięta wszelkimi ziołami i roślinami, potrafi przeobrazić się w żywioł w ciągu krótkiego okresu.

Bezradność wobec sił przyrody uczy pokory nawet niepokornych.
A ignorancja jednostek odpowiedzialnych za bezpieczeństwo ludzi w wielu obszarach życia budzi bunt, który w tym temacie kończy się również bezradnością wobec machiny zarządzeń, durnych przepisów i biurokracji.
Zatem trzeba mieć nadzieję, że wiele trudności może nas ominie.
Przesyłam pozdrowienia między kolejnymi kroplami deszczu.

niedziela, 22 sierpnia 2021

Jaka może być miara miłości?

 Stefania Łącka mawiała, że" miarą miłości jest dawanie swojego czasu drugiemu człowiekowi".

 

 

Kim była ta Dziewczyna, że poświęciłam Jej wiele swojego czasu, by ocalić od zapomnienia pamiątki, pamięć, kult?
" Starzy" bywalcy mojego bloga pamiętają, że pisałam o Niej kilkakrotnie.
Po 28 latach mojego i wielu innych osób, oczekiwania na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego, spełniły się nasze marzenia.
Stefania nosi tytuł Służebnicy Bożej i oficjalnie można się modlić za Jej wstawiennictwem o potrzebne łaski. Choć ja to już dawno czyniłam i mam osobiste przekonanie, że takiej pomocy doznałam, dziś mogę o tym pisać publicznie.





Moja fascynacja postacią Stefanii Łąckiej zaczęła się 30 lat temu, kiedy podczas jednego z kazań wygłoszonych przez ówczesnego proboszcza parafii Gręboszów, śp. ks. W. Golca, usłyszałam kilka zdań o bohaterskiej Dziewczynie pochodzącej z pobliskiej Woli Żelichowskiej. Te kilka zdań wystarczyło by rozpocząć  długi i dokładny proces poszukiwania osób, które znały Stefanię. Bowiem wówczas, powzięłam myśl, że właśnie Ona, nauczycielka z wykształcenia, redaktorka dodatku dla dzieci w diecezjalnym  czasopiśmie „ Nasza Sprawa”, wierna córka polskiego ludu, więźniarka obozu w Oświęcimiu- Brzezince, nazywana przez jej współczesnych,  Ziemskim Aniołem Dobroci, będzie najwłaściwszą Patronką dla dzieci ze Szkoły Podstawowej w Gorzycach. Dzięki wspaniałej książce ks. Jana Marszałka, więźnia obozu w Dachau,  pt. „ Bogu, Ojczyźnie, Człowiekowi”, docierałam powoli do żyjących wówczas jeszcze koleżanek z Seminarium Nauczycielskiego Bł. Kingi w Tarnowie, do współwięźniarek obozu w Oświęcimiu, do krewnych Stefanii. Zebrałam ogromną ilość pamiątek, zdjęć, listów pisanych przez Stefanię po wojnie do koleżanek, do rodzin więźniarek ( Stefania znała doskonale j. niemiecki, więc pełniła funkcję tzw. szrajberki, co pozwoliło jej czasami skreślić parę słów do rodzin koleżanek ( oczywiście w j. niemieckim, bo takie karty podlegały cenzurze ), oryginalnych zdjęć, a przede wszystkim własnoręcznie przez współwięźniarki spisanych wspomnień i zeznań świadczących o heroizmie Łąckiej. Nawiązałam osobisty kontakt i odwiedziłam więźniarki: Zofię Okońską z Zakopanego, Eleonorę Wójtowicz z Dąbrowy Tarnowskiej i Helenę Panek Z Warszawy, za którą stojąc przed groźbą dziesiątkowania, Stefcia ofiarowała się oddać życie. Na szczęście po dwóch dobach karnego apelu, nie doszło do egzekucji i zarówno Stefanii jak i Helenie dane było przeżyć obozowe piekło. Te Kobiety spisały w swych listach i zeznaniach fakty, które świadczą, że wiara, poświęcenie, umiłowanie polskości nie utraciły nic ze swego blasku nawet w czasach największego upodlenia człowieka w nieludzkich warunkach obozowych. Życie Stefanii w obozie to ciągłe ratowanie drugiego człowieka, jego godności, nawet po śmierci, ciągłe podtrzymywanie na duchu, czuwanie przy umierających, organizowanie uroczystości religijnych i państwowych w całkowitej konspiracji. To nieustanne narażanie swojego życia, gdy będąc blokową pisarką, w nocy, podmieniała kartoteki chorych na tyfus przeznaczonych do zagazowania na kartoteki już zmarłych wcześniej kobiet. W ten sposób ocaliła mnóstwo ludzkich istnień. Chrzciła noworodki nim zbrodnicza ręka obozowej kapo w bestialski sposób zabijała niemowlęta. O jej dobrych uczynkach, żarliwej modlitwie, o jej skromności i odwadze, można pisać całe tomy. Nic dziwnego, że przedstawiając postać Stefanii mieszkańcom Gorzyc, zachwyciłam ich tą wielką Polką, która swoje ziemskie życie zakończyła w rok po wojnie, będąc studentką wymarzonej polonistyki na UJ w Krakowie. Efekty rocznego torturowania w tarnowskim więzieniu po aresztowaniu redakcji „ Naszej Sprawy”, trzyletnie przeżycia strasznej obozowej codzienności, odbiły się tragicznie na zdrowiu Stefanii. Ciężko chorej, leżącej w krakowskim szpitalu, znajomi  wystarali się o zastrzyki dające nadzieję na wyzdrowienie. Kiedy dowiedziała się, że to jedyne lekarstwo ktoś ukradł, odpowiedziała z uśmiechem, że widocznie temu komuś były bardziej potrzebne niż jej. Taka była Stefania i od dnia nadania Szkole w Gorzycach Jej imienia, modliłam się o Jej beatyfikację, modliłam się przez Jej wstawiennictwo o wiele spraw i wierzę, że mi pomagała.
28 lat temu, miałam tyle lat, co Stefcia w dniu odejścia do domu Ojca. Ks. Jan Marszałek przed śmiercią napisał do mnie list bym kontynuowała Jego starania o wyniesienie Stefci na ołtarze. Skrzętnie przechowywałam wszystkie dokumenty by we właściwym czasie przekazać je władzom kościelnym. Jestem szczęśliwa, że proces beatyfikacyjny ruszył, chciałabym dożyć tej chwili, gdy Stefcia zostanie oficjalnie ogłoszona Błogosławioną, a ja od 30 lat wierzę, że oręduje za nami w Niebie. Do posta dołączam zdjęcia z tej pięknej uroczystości, która odbyła się 16 maja 1993 roku, a w organizację której włączyła się cała wspaniała społeczność Gorzyc, za co jestem Im bardzo wdzięczna.

Uroczystość na placu przed szkołą zgromadziła mnóstwo Gości, Absolwentów, byłych Nauczycieli, Rodzinę Stefanii, władze oświatowe i samorządowe oraz Mieszkańców okolicznych wiosek.
Ogromnie ucieszyła nas obecność współwięźniarki, p. Heleny Panek, za którą chciała oddać życie Stefania. Cudem, obie ocalały z Auschwitz. P. Helena podczas uroczystości złożyła świadectwo tej dobrowolnej ofiary.
A potem Stefania żyła wśród nas i taką książkę "Żyje wśród nas", będącą zbiorem wierszy i artykułów społeczności szkolnej w Gorzycach, wydaliśmy.
A to jeden z moich wierszy na tamten czas...
Kształt serca
Był ktoś
kto zamienił drżenie rąk
na gesty wdzięczności,
ktoś, kto
kochał prawdziwie i za nic.
Był ktoś, kto
wyszeptał cichą modlitwę życia
gdy mrok zasłonił słońce,
gdy obozowe druty kaleczyły duszę,
a człowiek zapomniał o miłości.
Był ktoś
kto w ciemnościach odnalazł drogę
by obozowy numer 6886
ułożyć na kształt serca.
Będąc w Gręboszowie, woj. małopolskie, warto zobaczyć tablicę pamiątkową w miejscowym kościele i odwiedzić grób Stefanii na miejscowym cmentarzu.
Grób Tej, która czasu, ofiary i miłości nie szczędziła drugiemu człowiekowi...
I warto się czasami zapatrzeć w niebo...
I pomyśleć, czy nie skąpimy swojego czasu drugiemu człowiekowi?

Kończąc wspomnienie o bohaterskiej Polce, nazywanej Ziemskim Aniołem Dobroci, prezentuję Anioła Lata, który znalazł się u Ismeny jako nagroda za prawidłową lokalizację obrazu Jana Styki z poprzedniego posta.
Serdecznie pozdrawiam i niezmiennie zapraszam.

sobota, 14 sierpnia 2021

Zaniosę Ci zioła i kwiaty, trochę moich trosk i radości...

 Zbieram zioła i kwiaty na łąkach
brodzę o świcie razem z bocianami
pośród nawłoci odbierających barwy
promieniom ogromnego słońca
dotykam pełni lata
zaczarowanej w mocy ziół 
nie umiem Ci zaśpiewać Godzinek                                                                                                              
więc Cię proszę Święta Panienko
byś  mnie przyszła wyręczyć
bo wiem, że tęsknisz  do ziół i pól

i razem z nami zrywasz bukiety
gdy lud Cię jako Zielną przyzywa...

Darzę to święto- Matki Bożej Zielnej czyli Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny ogromnym sentymentem.
Moja Mama urodziła się 13 sierpnia, ja brałam ślub 14 sierpnia, a następnego dnia, 15, Mama obchodziła imieniny.
Od najwcześniejszych lat mojego życia byłam angażowana z innymi mieszkańcami naszej wioski do wspólnego przygotowania wieńca ze zbóż i kwiatów, bo zgodnie z tradycją, każdego roku kolejna wioska należąca do parafii, wykonywała wieniec żniwny, który w odświętnej, ludowej oprawie, zawieziony do kościoła, był poświęcany podczas uroczystej sumy. I tak jest do dziś. Oprócz wieńca, każda gospodyni w tym dniu przynosiła do kościoła bukiet plonów pól i łąk by w ten sposób złożyć dziękczynienie za dary ziemi.

Do bukietu wkładano zioła o właściwościach leczniczych: bylicę, macierzankę, miętę, piołun, chaber, kopytnik i krwawnik; kwiaty polne i ogrodowe, kłosy zbóż, len, makówki i konopie, warzywa i owoce: marchew, jabłko, gałązkę z późnymi wiśniami, gałązki leszczynowe z orzechami. Miały one – poza dziękczynieniem za plony – przypominać również, że apostołowie po otwarciu grobu Maryi znaleźli tylko kwiaty i zioła. Powszechnie wierzono, że bukiet poświęcony w kościele nabierał niezwykłych właściwości zabezpieczających i leczniczych. Zioła z niego wykorzystywano w leczeniu ludzi i zwierząt gospodarskich, okadzano nimi izbę i obejście dla ochrony przed burzą, pożarem i epidemią. Poświęcone wiązanki przechowywano za świętymi obrazami, obok wianków z Bożego Ciała nad drzwiami wejściowymi, czy na ścianie frontowej, na strychu, w oborach koło okna, w sąsiekach stodoły.
Tę tradycję nadal kultywuję tak jak wszystkie kobiety - moje przodkinie.

Święto kojarzy mi się z kwitnącymi daliami i mieczykami i tymi kwiatami, jakie sierpień rozświetla w wiejskich ogródkach.
Na łąkach i polach nie ma już bławatków, więc je uwieczniłam na akwareli.
Matka Boża Wniebowzięta
ma wiele malarskich wyobrażeń, ma też liczne świątynie pod takim wezwaniem. Pięć lat temu namalowałam dla blogowej Koleżanki taki obraz, bo przecież Zielna kocha motyle i kwiaty.

Łąka na wprost mojego domu tonie w ziołach i trawach i właśnie z nich poczynię bukiet do poświęcenia.

W tysiącach moich zdjęć odnalazłam takie piękne, przedstawiające Maryję Wniebowziętą.
Dzisiejsza zagadka dotyczy obrazu NMP poniżej: gdzie aktualnie znajduje się ten obraz? pierwsza poprawna odpowiedź zostanie nagrodzona.
Pierwszą Osobą, która podała poprawne znaczenie słowa" tarasić" jest Ewa J, należy się Jej nagroda, a my wszyscy już wiemy, że to słowo oznacza: podeptać.
Dzisiejsze rozważania zakończę wspomnieniem św. Maksymiliana, który poniósł męczeńską śmierć, oddając dobrowolnie swoje życie za Współwięźnia, 14 sierpnia 1941 r.
Przedstawiony tu witraż został ufundowany do mojego kościoła parafialnego przez Osobę, za którą zadeklarowała się oddać życie, również w obozie w Oświęcimiu w 1942 r. bohaterska kobieta, Stefania Łącka, nie wiedząc, że kilka miesięcy wcześniej takiej ofiary dokonał O. Kolbe w męskiej części obozu.
Stefanii poświęcę kolejnego posta, bo to Postać wyjątkowa i właśnie ruszył Jej proces beatyfikacyjny.
A to fragment kaplicy poświęconej bohaterskiemu Świętemu, w kościele w Otfinowie.
Serdecznie dziękuję za wytrwanie do końca moich wielotematycznych rozważań, na które niezmiennie od ponad ośmiu lat, zapraszam.

niedziela, 8 sierpnia 2021

Wyzuj buty i właź do wody:-)

"Wyzuj buty i właź do wody" znaczy to samo, co zdejmij buty i wejdź do wody.
Pierwszy zwrot był niegdyś używany w mojej wiosce. Ponieważ uważam, że wiele aspektów życia z czasów mojego dzieciństwa decydowało o jego szczęśliwości, dlatego na niektóre z nich pozwalam moim Wnukom. W upalne dni nie mogą się oderwać od kranu z zimną wodą na zewnątrz budynku, a kałuże samodzielnie poczynione za pomocą węża ogrodowego są wspaniałym miejscem do zabawy. Sandałki idą w niebyt, a małym bosym stópkom niestraszne są ostre kamyki, które utwardzają część podwórka. Zabawa z wodą czasami przekracza pewne granice i wówczas babcia zrywa się z ławeczki:-)
Próbuję chłodzić upały i zapędy dzieci opowieściami o zimach mojego dzieciństwa, do których zaczynają już tęsknić.

Z czasów mojego dzieciństwa, które przebiegało w oparciu o jasne, czytelne zasady, wśród pełnej normalności życia wyznaczonej przez rytm pór roku, pamiętam wiele słów, które po zapożyczeniu z języka rosyjskiego i niemieckiego, przetransponowane na galicyjskie brzmienie, słyszało się ust sędziwych babć i dziadków. Wczoraj syn przypomniał mi jedno z nich!
I tu zagadka: co znaczy słowo tarasić? Pierwsza poprawna odpowiedź zostanie nagrodzona.Tymczasem, zboża już skoszone, niektóre pola zaorane, w powietrzu czuć jesień.
Zniknęły maki i bławatki, więc je przywołuję akwarelą.

Kwiaty późnego lata próbują się podnieść i osuszyć po licznych ulewach jakie nawiedzały Małopolskę. Na szczęście moja okolica nie ucierpiała, tak jak inne strony.

Hortensje są niezawodne, warto dać im szansę w każdym ogródku.

W następnym poście będą kwiaty odpowiednie do bukietów na Zielną.
Serdecznie pozdrawiam.