niedziela, 29 września 2019

"L"- jak lubiane lilie i lekkie liliowce

Lilie i liliowce, dlaczego nie protestujecie!!!
Starsza pani zapomniała o was:-) Jak na następny rok nie będzie tych kwiatów, to nie ma o co obwiniać nornic, one się mogą na mnie obrazić!
Już się tłumaczę ( post był w przygotowaniu i jakoś umknął mojej uwadze) z nadzieją, że Czytelnicy przyjmą moje tłumaczenie z wyrozumiałością.
Lilie pojawiały się wielokrotnie na moim blogu, gdyż są tak piękne, że służą mi nieustannie jako modelki w sesjach zdjęciowych.
Największy sentyment mam do lilii św. Józefa jako, że były kiedyś nieodłącznym elementem pierwszokomunijnego stroju.
Nie należą do łatwych w uprawie, ale warto się postarać. Ponadto ich płatki mają właściwości lecznicze i dlatego są tak cenioną rośliną.
Letni ogród akceptuje całe bogactwo kolorów i gatunków, tak też bywa z liliami.
Są one lubiane przez ludzi i przez owady.
No właśnie, lubić kogoś, jakie to sympatyczne uczucie i być lubianym przez innych...
W ostatnim czasie te polubienia stały się modne na portalach społecznościowych. To chyba najkrótsza forma zasygnalizowania naszym znajomym, że coś nam się podoba.
A czy pamiętacie Mickiewiczowskie " To lubię"? Jeśli nie, to koniecznie przeczytajcie https://literat.ug.edu.pl/amwiersz/0015.htm
Od tego krótkiego zwrotu może wiele zależeć. Ballada- balladą, ale w życiu nie żałujmy ludziom słów dobrych i ciepłych, bo one potrafią zdziałać cuda.
Białe lilie są atrybutem Matki Bożej i wielu Świętych, a szczególnie św. Józefa i św. Antoniego.
Każda z rozkwitających lilii ma swój urok, który dodatkowo jest podkreślany pięknym zapachem.
Znacznie mniej wymagające są liliowce, a potrafią zauroczyć niejednego ogrodnika.
Sądzę, że trzeba będzie wzbogacić moją kolekcję o kolejne okazy.
Kojarzą mi się z lekkością i  wierszykiem, który przed prawie pięćdziesięciu laty moja wychowawczyni wpisała mi do pamiętnika:
"śmiej się wśród ludzi/ płacz tylko w ukryciu/ bądź lekką w tańcu/ ale nigdy w życiu"
Kwiaty lilii i liliowców często występują w moich obrazach, oto niektóre z nich.
Tym lekkim liliowym tchnieniem żegnam się z Wami do następnego posta.
Na pewno kolej na "N". Serdecznie pozdrawiam.

środa, 25 września 2019

"M"- jak majestatyczne mieczyki, miłe maciejki, malownicze malwy, "mamine" maki, mocne magnolie, marzycielskie migdałki i mądre marcinki.

Dziś Was " zamęczę" :-) Cóż począć skoro tyle kwiatów zechciało wybrać nazwę na literkę "m".
Może dlatego, że "m"iłość do kwiatów zaszczepiła we mnie "M"ama, a więc znów króluje ta literka.
Kwiatowe "m"alowanie zaczynam od mieczyków, bo w moich stronach nikt ich nie nazywa gladiolami. Mama dzielnie je uprawiała, palikowała i zachwycała się nimi. Ja przez kilka lat nie miałam cierpliwości do wiecznie przewracających się kwiatowych łodyg, ale w moim wieku cierpliwość wraca i razem z nią wróciły mieczyki.
Są majestatyczne, pną się w górę, każdy z nich chciałby być najpiękniejszy. A jednak potrzebują pomocy w postaci podpórek, inaczej się złamią i ich piękno przeminie szybko.
A ludzie? Niektórzy bardzo się starają zawsze " trzymać fason", nie pozwalają sobie by ktoś zobaczył ich w chwili słabości, a jednak bez " podpór" swoich bliskich, popadają w lęki i depresje nie wytrzymując presji otoczenia.
Kolejny ulubiony kwiat Mamy to maciejka, której zapach wieczorami jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Nazwałam ją miłą właśnie ze względu na jej walory zapachowe.
Jest niepozorna, a ileż daje nam radości. Na swoim blogu wielokrotnie pisałam o zwyczajnych, prostych ludziach, którzy nie dokonywali przełomowych odkryć, ale swoim cichym życiem budowali piękno i normalność.
Malownicze malwy muszą być w każdym wiejskim ogródku. Kiedyś zdobiły fronty drewnianych, krytych strzechą chatek.
Zdarza się, że chatki zapadły się pod ziemię, a one nadal trwają...
Jak pamięć o ludziach nam bliskich, których wspomnienie zawsze budzi wdzięczność i tęsknotę.
Najlepiej rosną te zwyczajne, samosiejki, tak jak kiedyś, dawniej...
I znów kwiat Mamy- mak. Nazwałam go " maminym", bo właśnie ona, każdego lata, zbierała nasionka z małych makówek i zasiewała rzucając w grządki, by zapewnić mu długowieczność.
Nie ma Mamy, nie ma jej koleżanki, która podarowała małe nasionka, a w ognistych płatkach maku zakwitającego na Dzień Matki, pozostały dobre wspomnienia.
Warto pomyśleć, co my zasiewamy na grządkach naszego życia i w jakich wspomnieniach kiedyś pozostaniemy...
Maki żyły w moich marzeniach od dzieciństwa. Tak bardzo chciałam mieć ich czerwone płatki w koszyczku do sypania podczas oktawy Bożego Ciała. Czerwony kolor przydawałby radości moim białym, niebieskim i różowym kwiatuszkom. Niestety, wówczas, na naszych terenach nie rosły maki. Teraz rosną...ale ja już jestem duża:-)
Mimo tego, maki zakorzeniły się moim sercu i wielokrotnie wychodziły spod malarskiego pędzla.
Magnolią cieszyli się natomiast panowie, kiedyś mój Tato, a obecnie mój Mąż.
W moim przekonaniu, magnolie to mocne okazy. Ich pąki muszą przetrwać jesienne szarugi, mroźne, śnieżne zimy i wiosenne przymrozki. Jak ludzie, których ciągle nawiedzają trudne doświadczenia, a oni dzień po dniu stawiają czoła kolejnym trudom.
Jednak nie wszystkie magnolie...i nie wszyscy ludzie...
Te trudy sprawiają, że wiosną są tak piękne, zahartowane w różnych warunkach, są obiektem podziwu.
Migdałek przycupnął pod oknem starej chatki i każdej wiosny zachęcał nie tylko owady, ale również ludzi by podziwiali jego małe, delikatne, bladoróżowe różyczki.
Gdy na świecie jeszcze jest pustawo, zanim wiosna wybuchnie kolorami, on marzy, ma swoje przysłowiowe pięć minut, by oczarować świat.
Nasz migdałek " zmarł na starość", taka kolej rzeczy, ale do później starości był szczęśliwy w zaciszu starej chatki, skąpany w promykach wiosennego słoneczka.
Marzenia...któż z nas ich nie ma? Czego dotyczą? Czy zdążą się spełnić?
Wiele zależy od nas, ale nie wszystko!
Mądre marcinki zwane też michałkami, bo kwitną w okolicy dnia św. Marcina i św. Michała wiedziały jaką porę roku wybrać, by móc zaistnieć. To czas, gdy po większości kwiatów pozostały tylko wspomnienia i fotografie, gdy pustoszeją ogródki.
Wówczas one rozpoczynają swój spektakl.
Mądre, jesienne kwiaty, którym nie są straszne nawet przymrozki.
Moja Babcia zrywała malutkie gałązeczki i wbijała je w obrzeża ziemnych, wysypanych żółtym piaskiem, grobów swoich przodków na dzień Wszystkich Świętych- dziś nikt już tak nie robi.
Moja Babcia była mądra, mądrością prostej, wiejskiej kobiety, która musiała całe życie walczyć o codzienny byt- jak marcinki.
Kończąc ten długi kwiatowy wywód, mam nadzieję, że skłoniłam Was do wielu refleksji na tematy nie tylko kwiatowe.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich tu zaglądających.