środa, 30 grudnia 2020

W kolędowym klimacie na koniec odchodzącego roku.

Datę 31 grudnia zawsze uważałam za symboliczną, wiadomo, kiedyś musi kończyć się rok miniony, a zaczynać następny.
Może właśnie dlatego nigdy nie robiłam podsumowań starego, nie planowałam nowych postanowień.
Jedyną powtarzaną w tym dniu  przez wszystkie lata, czynnością, jest uczestnictwo w uroczystej Mszy św. będącej podziękowaniem za wszystko, co mnie w odchodzącym roku spotkało. Tak będzie dokąd zdrowie pozwoli, by pójść do kościoła, a potem zostanie możliwość wykorzystania internetowego przekazu, co dla wielu osób w dzisiejszych czasach jest wielką pomocą.
Ten czas jest okazją do śpiewania kolęd, których jest całe mnóstwo, a które w naszym ojczystym, tradycyjnym wydaniu brzmią wyjątkowo.
Pośród starych kartek z życzeniami, odnalazłam tę, przysłaną w 1965 r. z dalekiej " Ameryki", jak się u nas mawiało, przez rodzinę, która z naszej wioski wyemigrowała " za chlebem".
Karteczka jest u nas od 55 lat i stanowi przypomnienie tamtych dziecięcych, biednych, ale szczęśliwych lat. Gdy byłam małą dziewczynką, wyobrażałam sobie, że chłopcy- ministranci w pięknym kościele wyśpiewują kolędy, nawet słyszałam ich wysokie głosy o delikatnym brzmieniu.
Najchętniej słyszałabym kolędę " Lulajże Jezuniu", bo ona właśnie, moim dziecięcym zdaniem najbliższa była Maleńkiemu Dzieciątku.
Znamy teksty wielu kolęd, ale zazwyczaj tylko kilka pierwszych zwrotek, a tymczasem każda z nich ma kontynuację, którą warto choćby przeczytać. Słowa mojej ulubionej kolędy pochodzą z XVII w i są wyjątkowo " słodkie".


"Dam ja Ci słodkiego, Jezu, cukierka
rodzynków, migdałów z mego pudełka.
Lulajże, Jezuniu lulaj, że lulaj
A ty go matulu w płaczu utulaj".

Aniołowie z akwarelki, którą namalowałam dla Koleżanki z pracy, ceniącej sobie wielce drobne gesty pamięci, wyśpiewują chwałę Narodzonemu z wielkim zaangażowaniem.
Na pewno wiele Osób czytających tego posta, lubi śpiewać kolędy i pastorałki, każdy ma sentyment do innych, a jest w czym wybierać, bo w ojczystym języku jest ich ok. 500.
Najstarsza z nich pochodzi z pierwszej połowy XV wieku, a jest nią: „Zdrow bądź, krolu anjelski”.
Dziękuję Tym, którzy w komentarzach pod poprzednim postem podzielili się swoimi upodobaniami kolędowymi.

W swoich pocztówkowych zbiorach odnalazłam świąteczną kartkę od Armanda z Meksyku, z którym korespondowałam jako kilkunastoletnia dziewczyna by poszerzyć znajomość języka angielskiego, wszak dostęp do nauki języków w latach siedemdziesiątych był mocno ograniczony, zwłaszcza dla dzieci wiejskich. Pocztówka ma ponad 40 lat i jakże jest inna od naszych świątecznych kartek.

Zimowy czas daje nam w prezencie urokliwe widoki nieba o poranku.
A zimowe wieczory dają więcej możliwości czytelniczych. Znów powróciłam do jednej z moich ulubionych Autorek, która tym razem prowadzi nas przez zawiłości ludzkich dróg pokazując w jakim stopniu niektóre decyzje naszych przodków wpływają na losy kolejnych pokoleń.
Miłość od zawsze była przedmiotem literackich rozważań, a w tym przypadku okazała się być choć niezłomną, to bardzo brzemienną w skutki. Więcej nie napiszę, powiem tylko tyle, że przeczytać warto.
Zaś za życzenia świąteczne serdecznie dziękuję Agatce https://aggajas.blogspot.com/
Miałam 7 lat gdy w prezencie od Rodziców dostałam " Dziadka do orzechów".
Moje Wnuki są jeszcze zbyt młode na tę lekturę, ale ona spokojnie na nich czeka, być może, że i ja po nią niebawem sięgnę.
W ten czas przechodzenia z jednego roku w drugi, życzę Wam spokoju i ufności wobec nadchodzących dni, mocnej wiary w siłę dobra i piękna, solidnego zdrowia, powrotu do normalności oraz umiejętności radowania się z codziennych, drobnych chwil szczęścia.
Warto pamiętać, że w dniu 1 stycznia Kościół obchodzi najstarsze Maryjne święto, Bożej Rodzicielki, która zostaje ukazana ludziom jako najdoskonalsze stworzenie, a zarazem jako pierwsza z tych, którzy skorzystali z darów Chrystusa.
W tym świątecznym nastroju pozostając, spoglądam z nadzieją w nadchodzące dni, czego i Wam jeszcze raz życzę...



niedziela, 20 grudnia 2020

Przedświąteczne zamyślenia.

 

Wierzę, że wybrałeś Betlejemską Stajenkę
zamiast kosztownych pałaców
widać, miłość odbija się lepiej od pustych ścian
wierzę, że byłeś Dzieckiem roześmianym u stóp Matki
skoro teraz dzieciom każesz przychodzić
wierzę, że czyniłeś cuda wśród głodnych Twej Miłości
przecież dziś robisz to samo...
wierzę, że się bałeś, tak jak my się boimy
więc dajesz nam szczyptę odwagi
wierzę, że umarłeś za mnie
bym mogła każdego dnia powstawać na nowo
wierzę też, że mnie kochasz
dlatego biegnę ze swą maleńką miłością do Ciebie...

W moim domu jest mnóstwo aniołów i w mojej twórczości jest ich też wiele.
Anioł, którego namalowałam niedawno na licytację, gra kolędę, moją ulubioną " Cichą noc", a u nowej Właścicielki być może gra inną- a jaka jest Wasza ulubiona kolęda i dlaczego ta, a nie inna? napiszcie proszę w komentarzach do tego posta.

Ten Anioł z drewna oliwnego przed kilku laty przybył do nas z Betlejem, wraz z dedykacją i modlitwą, która wyprosiła nam ogromną łaskę. Nie muszę pisać, jak bardzo jest mi bliski, bo pośredniczył w cudzie...
Każda dekoracja świąteczna ma swoją wymowę i kojarzy się z konkretną Osobą ofiarodawcy.

Święta Bożego Narodzenia są w nas, w naszych sercach, w naszych gestach, w naszej ludzkiej życzliwości i chęci dzielenia się z innymi.
Za kolejne życzenia, za które bardzo dziękuję i które zawsze sprawiają mi radość, jestem wdzięczna Eluni https://rekodzieloeluni.blogspot.com/, twórczyni oryginalnych i pięknych karteczek,

Karolince https://na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com/za kartki i życzenia sercem pisane ( niestety pierniczki zniszczyły się podczas pocztowych zawirowań)

i wspaniałej Magdalence z dalekich Niemiec (te prezenty mają ogromną wymowę)
Mróz maluje ostatnio więcej niż ja i znacznie piękniej:-)
Ja natomiast zajmuję się kuchnią i rozpoczęłam wigilijne przygotowania. Na pierwszy rzut poszły pierogi, oczywiście tylko z białej, ugotowanej kapusty, pięknie wysmażonej na masełku z cebulką i pieprzem.

A skoro choinka już kilka dni temu przystrojona, bo we mnie jest dużo z dziecka i nie mogę czekać do wigilii, pragnę Wam złożyć życzenia by się spełniły Wasze świąteczne i noworoczne pragnienia.
Niech prawdziwa Miłość płynąca z ubogiego Żłóbka opromienia i ubogaca Wasze serca.
Bądźcie szczęśliwi, każdy na swój sposób i na swoją miarę...



środa, 9 grudnia 2020

To był radosny czas przygotowań.

Zawsze było podobnie. Próby trwały od listopada. Od początku grudnia ruszała prawdziwa machina przygotowań do Wigilijnego Spektaklu. Pracowali wszyscy, każdy na innym polu. Społeczność szkolna i społeczność lokalna. Ileż tam było trudu i ile radości.
Na kilka dni przed prawdziwą Wigilią, ożywała nasza- szkolna. Wszystkie krzesła, z całego budynku szkolnego, a nawet ławeczki z sali gimnastycznej były zajęte. Panie Kucharki i aktywne Mamy Uczniów przygotowywały smakowite dania postne, a widzowie z niecierpliwością czekali na kolejny spektakl. Każdego roku wydawało się, że piękniej już być nie może, a w następnym roku wszyscy zgodnie powiadali, że było jeszcze piękniej.
Przez 20 lat pojawiałam się na scenie po gromkich brawach dla Aktorów by spontanicznie dziękować i życzyć...Byłam szczęśliwa, że pracuję z takimi ludźmi i mam takich Uczniów.
Wszyscy składali sobie życzenia, łamiąc się opłatkiem i wyrażając swą serdeczność i bliskość, nie myśleli o wirusach i bakteriach, było normalnie i naturalnie.
Gdy "przywódcy" zdecydowali, że koniec z gimnazjami, przekazałam tę tradycję społeczności szkoły podstawowej, której tylko jeden raz było dane kontynuować nasze dzieło, później były tylko maseczki, obostrzenia i lęk przed zbliżeniem się do drugiego człowieka.
Po co zatem jest mój dzisiejszy post?
Szczególnie po to, by we wspomnieniach przekazać wdzięczność Osobom, które już nigdy w podobnym spektaklu nie wezmą udziału. I nie będzie to post przepełniony smutkiem, choć między wiersze i on się wkradnie. Bedzie to raczej post pełen podziękowań i zwrócenia uwagi jak ważny i potrzebny jest każdy człowiek.
A poniżej zamieszczam zdjęcie jednej z pierwszych Wigilii, których atmosfera na zawsze pozostała w naszych sercach.

A więc: nie ma wśród nas:
ks. Proboszcza Jana, który błogosławił opłatki i zawsze nawiązywał w swym wystąpieniu do myśli przewodniej spektaklu,
p. Marka, który przygotowywał oświetlenie scen z odpowiednimi efektami,
druha Czestera, który organizował ekipę do prac " na wysokościach",
p. Zbyszka, którego wysłużona szkapa miała za zadanie dowieźć scenę za każdym razem na nowo montowaną na sali gimnastycznej,
dra Edwarda i jego żony p. Stanisławy, którzy wspomagali nas przed wieczerzą finansowo, a w ciągu całego roku czuwali nad nami pod względem medycznym,
p. Izabeli, wspaniałej matki jedenaściorga dorosłych już dzieci, która wręczała mi zawsze świąteczny stroiczek, żeby pokazać jak bardzo cieszy się z zaproszenia,
dra Mieczysława, co naszą szkołę stawiał innym za wzór, choć nie pochodził stąd, a moje wiersze uparcie promował,
p. Tosia, co przyjeżdżał z bardzo daleka, by zobaczyć co też tego roku przygotowaliśmy,
p. Jadzi, która po spektaklu pisała piękny wiersz,
Michała, który lubił występy, a jego marzeniem było zostać księdzem ( dane mu było odprawić trzy msze św. w swym krótkim życiu),
Szymona, który bywał ślicznym pastuszkiem, a tragiczny wypadek w pracy zakończył jego młode życie,
p. Hani, która nazajutrz po spektaklu odbierała od nas złożone produkty żywnościowe, by w ramach Caritas dostarczyć je najbardziej potrzebującym rodzinom,
p. Romy i p. Irenki, które z wielkim pietyzmem uczestniczyły w naszych przedstawieniach, na długo zachowując w sercu ich treści,
biednego, samotnego Stasia, który cieszył się, że może zabrać do domu torby pełne makowca i świec, które z upodobaniem jemu właściwym, wyciągał ze stroików,
i Wszystkich Innych, którzy z nami bywali, by w tamtych dwudziestu latach cieszyć się atmosferą zbliżających się Świąt.

W tym trudnym czasie otrzymałam bardzo dużo życzeń imieninowych, które były szczere i stanowiły wyraz pamięci i troski.
Bardzo za nie dziękuję, za każdą ich formę i treść.
Smutek z powodu przeżyć, odciągnął w czasie moje podziękowania, dlatego proszę o zrozumienie tego opóźnienia.
Dziś dziękuję zarówno za życzenia imieninowe, jak również świąteczne.
Wszystkie karteczki zawieszam na moim " wystawowym oknie" by patrzeć na nie przez cały okres świąteczny.
Do niektórych życzeń są dołączone wspaniałe upominki, one bardzo radują moje serce.
W kolejności otrzymania przesyłek, dziękuję Ani ( wspaniała zakładka już mi towarzyszy Aniu) http://iwanna59.blogspot.com/

Małgosi https://papierowy-jarmark.blogspot.com/
Jeszcze raz dziękuję Małgosi X ( moja zbytnia śmiałość zrobiła Małgosi trochę zamieszania bo tak mi się spodobała kartka z aniołkami, że o nią poprosiłam, nie wiedząc, że inna, równie piękna jest już w drodze do mnie. Małgosia, po otrzymaniu tego wpisu, szybciutko wykonała prawie identyczną drugą karteczkę ( na zdjęciu, z lewej) i przysłała wywołując przy tym we mnie ogromne wzruszenie- znacie to Wszyscy z blogowej Rodziny)
I serdecznie dziękuję Elżbietce https://elizaart-handmade.blogspot.com/za to śliczne Maleństwo z choinką ( z prawej)
Dziękuję serdecznie Marylce, również za upominek, który bardzo mnie ucieszył, http://weekendowerobotki.blogspot.com/
i raz jeszcze Ismenie, bo systematycznie , zgodnie z poleceniem, otwieram nadesłane mi wcześniej karteczki http://szimena.blogspot.com/
Bardzo dziękuję Wam wszystkim za wszelkie słowa otuchy, wsparcia i pocieszenia, w czasie, gdy łzy cisną się same do oczu i rozum przegrywa każde starcie z sercem.
Dobre słowo jest zawsze balsamem...więc dziękuję, pamiętam i jestem wdzięczna, bo kolejna Osoba z bliskiej Rodziny walczy o życie.
Oby nic złego nie dotykało Was i Waszych Bliskich, a Wszystkim, którzy czytają tego posta życzę zdrowia i spokojnych dni...

czwartek, 3 grudnia 2020

Nie mogę pozbierać myśli...

To przyszło tak niespodziewanie, że nie mogę zebrać myśli, więc  posłużę się tekstem mojego syna, Kamila po reakcji na wieść o śmierci naszego Przyjaciela, który słowo "przyjaźń" realizował w najpiękniejszych barwach.

„Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Kto z nas nie słyszał tego cytatu? Jak mało który przypomina nam o tak łatwej utracie człowieka. Wszyscy o tym wiemy, a jednak nie zdajemy sobie sprawy, jak szybko i niespodziewanie może nas to spotkać. W tych trudnych czasach należy szczególnie cenić życie ludzkie jako najwyższą wartość. Nie wolno odkładać na później kontaktu z bliską osobą. Po raz kolejny przekonałem się o kruchości i ulotności spraw doczesnych.

Dzisiaj odszedł od nas Ksiądz Jan. Wieloletni proboszcz parafii p.w. Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Oleśnie. Trudno napisać krótko i zwięźle o Jego osobie, szczególnie w chwilę po otrzymaniu tragicznej wiadomości. Ja zapamiętam księdza Jana jako Człowieka zawsze życzliwego, uśmiechniętego i gotowego do niesienia pomocy każdemu. Trudno było znaleźć u Niego jakąkolwiek słabość, a przecież każdy z nas ma  słabe strony. Od Księdza Jana wszyscy mogliśmy się uczyć pokory, skromności i wytrwałości w dążeniu do postawionych celów. Dzięki Niemu świątynia, o której wspomniałem na nowo mogła ukazać swój blask i piękno. Wszystko dzięki Jego staraniom. Mogę  śmiało powiedzieć, że nie traciłem nadziei i liczyłem na szybki powrót naszego Przyjaciela do zdrowia. Niestety musiało stać się inaczej. W dalszym ciągu jednak mam nadzieję, że wspólne spotkanie stanie się kiedyś faktem.

Jestem szczęśliwy, że znałem wiele lat Człowieka takiego formatu. Prawdziwego Przyjaciela."

Jutro dzień św. Barbary, przychodzą już życzenia, wybaczcie, dziś ich nie zaprezentuję mimo, że jestem za nie bardzo wdzięczna, ale smutek przepełnia dziś moje serce, nie potrafię się cieszyć...
Mieliśmy Przyjaciela, sprawdzonego 19 letnią przyjaźnią, Człowieka, który dla innych gotów był poświęcić swoje zdrowie, czas, pieniądze, wszystko, co miał. Kapłan, proboszcz parafii, odpowiedzialny za każdego spotkanego na swej drodze człowieka i realizujący każdego dnia swoim życiem Chrystusowe nauczanie. Skromny, nie sięgał po zaszczyty, pomagał biednym, opiekował się chorymi, głęboko przeżywał wszelką biedę, która dotykała w różny sposób parafian. Nigdy nie wyjeżdżał, zawsze był w pobliżu świątyni, którą uczynił piękną w każdym jej detalu.
Z różańcem w ręku, w konfesjonale wczesnym rankiem, szczęśliwy, gdy kolejne nabożeństwa gromadziły dużą liczbę wiernych. Wydawało nam się, że zawsze tak będzie, że wystarczy zadzwonić i poprosić o pomoc, a ona zaraz nadejdzie. Każdy myślał, że Ksiądz Jan jest niezniszczalny...
Służył nieustannie, aż do czasu choroby, covid, a później jego następstwa męczyły Go bezlitośnie przez 5 tygodni, Ksiądz przegrał walkę...
Mamy poukładane sprawy doczesności i wieczności w swoich umysłach, ale serca krwawią, wszak sam Jezus płakał nad śmiercią Łazarza.

Ksiądz Jan Twardowski miał całkowitą rację, spieszmy się, nie jutro, nie za tydzień, ale dziś...
Jutra, tu na ziemi, może nie być...
Moja rodzina miała wielkie szczęście doświadczyć najprawdziwszej przyjaźni, nie każdemu jest to dane.
Wierzymy, że Ksiądz Jan jest już w lepszym świecie, tam, gdzie nie ma cierpienia, ale tęsknota za dobrem pozostaje w sercach żyjących na zawsze.