niedziela, 28 lipca 2013

Letnie radości...i młodzi Jubilaci!

Dziś mija rok od chwili kiedy mój syn Kamil pojął za żonę Justynkę.
Uroczystość była przepiękna, mnóstwo Gości, upalny, lipcowy dzień i cała masa dobrych słów i życzeń dla Młodych.
Dla Rodziców, taka chwila to niesamowite szczęście i wzruszenie, nic więc dziwnego, że dziś wspominam i przeżywam na nowo tę radość, w której uczestniczyły nasze Rodziny i Przyjaciele.


Justynka i Kamil wśród przyrody.


 Ostatnie poprawki mamy!


Te piękne zdjęcia wykonał mój drugi syn Konrad, który na weselu brata ciężko pracował!
Jego fotograficzne pasje można oglądać na stronie www.konradwojcik.pl
 Zapraszam...

Dobrze, że ktoś " uchwycił" Konrada przy pracy....

Na pierwszą rocznicę ślubu podarowałam Dzieciom pamiątkową poduszkę odzianą w poszewkę wykonaną przez prawdziwą Mistrzynię czyli Bożenkę z bloga - TU MIESZKA MIŁOŚĆ.
Kiedyś prezentowałam wyhaftowaną dla mnie literkę B, a dziś mogę ujawnić niespodziankę z inicjałami Państwa Młodych- Jubilatów :-)

Bożenka zrobiła mi wówczas przemiłą niespodziankę, która czekała na ujawnienie do dziś, a za którą Bożence jeszcze raz dziękuję. Tym samym Bożenko weszłaś w nasz dom!

Ślub i całe weselisko uwiecznił brat Kamila - pasjonat fotografii - Konrad, a ja dziś zrobiłam fotkę fotoksiążki, którą z okazji ślubu Brata wykonał Brat!
Piękna pamiątka, a cenna tym bardziej, że jej autorem jest Brat.


Młodym życzymy nieustającej MIŁOŚCI i długich wspólnych lat w zdrowiu i pomyślności.

A skoro mowa o radościach i prezentach to od Edytki z bloga STRZĘPKI I OKRUCHY otrzymałam piękny notesik, który mnie kiedyś u niej zauroczył. Edytka wykonała go natychmiast dla mnie i będzie mi służył do zapisywania moich poetyckich natchnień.
Sami zobaczcie jaki jest piękny:


- dziękuję Ci Edytko!

 A dzisiejsza rocznica upłynęła w pięknej lipcowej pogodzie ( takiej jak rok temu). Kamil mógł więc na poświęcenie pojazdów z okazji Św. Krzysztofa pojechać własnym motorem.


Oto dywagacje Kamila!

"Miłością do motocykli zaraził mnie mój Dziadek Stanisław. Kiedy uczył mnie jeździć na swojej maszynie (stara, poczciwa WSK 125), nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tak się zainteresuję tematem jednośladów zaopatrzonych w silnik. Zawsze mogłem poprosić o pożyczenie motocykla, dziadek nigdy nie protestował. Co więcej cieszył się, kiedy na mojej twarzy rysował się szeroki "banan".
 

Dziadka już niestety z nami nie ma, jednak zamiłowanie do motocykli pozostało i dzisiaj jestem szczęśliwy, że mogę realizować moją pasję. Zapewne jeszcze dziś wyruszę w kolejną podróż po naszej pięknej okolicy. Pogoda jak najbardziej sprzyja. Mam nadzieję, że na swojej drodze spotkam innych, równie zapalonych jak ja motocyklistów. Wszystkim podróżującym niezależnie od pojazdu z jakiego korzystają, życzę szerokiej drogi!"

czwartek, 25 lipca 2013

Odgłosy lata.

Dzień zbliża się ku zachodowi...


Słońce posyła ostatnie pozdrowienia zza chmur, przypominając o swoim istnieniu widokiem różanej koronki zdobiącej niebieski obłok.
Stoję na balkonie urzeczona odgłosami lata.
Ciepłe powietrze gładzi moją twarz odgarniając wszystkie smutki.
Spokojna wieś powinna zbierać się do snu.
Innym razem tak, ale nie w lipcowy wieczór.
Przecież ruszyły żniwa.





Dojrzałe kłosy uginają się pod ciężarem " chleba".
Zachodzące słońce złoci łany kładące posłusznie głowy pod ostrza kombajnów.
Miarowy stukot maszyn oznajmia światu, że oto przyszła pora zbiorów.
Suche ziarno sypie się na podstawione wozy.
Tylko koniki polne mogą zakłócać śpiew maszyn i nawoływania ludzi oddających cześć ziemi.
Wygrywają więc do woli własne melodie.
Człowiek i przyroda w środku lata- piękno wsi- piękno Bożego świata.
Pochylam głowę przed majestatem przyrody.
Jak dobrze, że jest lato i wieś, jak dobrze, że mogę je podziwiać...
Jak dobrze, że umiem za nie dziękować!


 Dziękuję tak jak umiem- obrazami malowanymi sercem, które wrosło w tę wieś...




poniedziałek, 22 lipca 2013

Przyjechała Ciocia z Paryża:-)

Niedzielne popołudnie. Dzwonek. Otwieram drzwi. Przede mną dama. Prawdziwa DAMA. Prosto z Paryża. Biegnę po aparat. Ciociu- wołam- muszę zrobić fotki. Ciocia dygnęła i rzekła:- bardzo proszę! A ja na to: ciociu, dam na bloga! Ciocia znów dygnęła i znów powiada:- bardzo proszę.
I oto są:

 Ciocia w moich floksach, to nie moja ciocia, tylko ulubiona ciocia moich dorosłych dzieci!

 Ciocia wcale nie przyjechała z Paryża, ale jest prawdziwą Damą!

Ciocia spojrzała gniewnie mówiąc:- a przecież mogę jechać do Paryża!

 Chciałam poczęstować naszą kochaną Ciocię ciastem weselnym od mojej koleżanki, ale Duduś- kanarek nasz ulubiony ptaszek, zjadł! ( na szczęście- ciasto, nie Ciocię)!

Browar i Rudek drzemały leniwie- a co, na Ciocię będą szczekać?

Rudek był znudzony bezczynnością!

Za to Browciu po spacerze ze swym panem- Kamilem, zapragnął ochłody... najlepiej w oczku wodnym!

A teraz uśmiecha się szczęśliwie do Cioci Danusi, do swojego pana- Kamila, który zrobił mu fotkę oraz do wszystkich Gości mojego bloga:-)

sobota, 20 lipca 2013

Ciągle fascynują mnie wiejskie kapliczki...

Położone wśród pól, na rozstajach dróg, czuwające nad " człowieczym losem"...
Wiejskie kapliczki, w cieniu których wzrastałam i uczyłam się poznawania piękna. Z dala od wielkomiejskich centrów, w ciszy maleńkiego zakątka naszego wielkiego świata. Nic więc dziwnego, że wiejskie kapliczki noszę w sercu i chcę by tak zostało na zawsze. A skoro noszę je w sercu, to pragnę się tymi obrazami dzielić z innymi ludźmi, bo przecież świat został dany nam wszystkim...
Wykradając trochę czasu, namalowałam jedną z takich kapliczek, co to na zawsze zapadają w serce...

 Maryja z wiejskiej kapliczki rozmawia ze słonecznikami...

 ...słoneczniki przechowują nasze pragnienie radości...

 ... rozmawia też z malwami...
 
 ... i rozmawia przede wszystkim z nami...

 " indianin" zakwitł, mimo długotrwałej przymusowej kąpieli wodnej!

 delikatna różowa dalia okazała się równie wytrzymała...

 sprawdzona, stara odmiana, daje jesienią tysiące kwiatów..

 w wiejskim ogródku muszą królować floksy ( u nas chmurki)!

a jeśli ktoś zapuka do drzwi... proszę przepis na wspaniały sernik...

1,5 kg zmielonego sera utrzeć z ciepłą, rozpuszczoną kostką margaryny, połową szklanki kwaśnej śmietany, cukrem wanilinowym, 4 łyżkami mąki kartoflanej.
!0 białek ubić na sztywną pianę, dodać 1,5 szkl. cukru, ubijać jak na biszkopt, potem 10 żółtek.
Gdy dobrze ubite, połączyć drewnianą łyżką z masą serową, wylać na kruche ciasto i piec ponad godzinę, nawet do 1,5 ( w zależności od piekarnika).
Sernik jest puszysty i smakowity.

Serdecznie witam w " moich progach" nowe Obserwatorki, a wszystkim życzę miłego sobotnio- niedzielnego świętowania...

środa, 17 lipca 2013

Pogoń za Guciem... i miłe wyróżnienie!

Wczoraj był letni, piękny dzień ( nareszcie) i pierwszy raz pojawiły się w moim ogródku motyle. Ilekroć je widzę, wywołują we mnie malarskie ożywienie. Wyjątkowo upodobały sobie rudbekie, najwidoczniej taki ich smakołyk. Toteż postanowiłam utrwalić ich piękno, mimo, że są najaktywniejsze w południowej( niedobrej dla zdjęć) porze dnia. Jak widać motyle lubią fotograficzne sesje i wcale im nie przeszkadzałam w uczcie...







 Znacznie trudniej było z innymi owadami!








A już prawdziwy problem był z Guciem, on po prostu pracuje z prędkością światła. Zanim zdążyłam ustawić
się z aparatem, Gucia już nie było.Biegałam wytrwałe i w końcu mam pięknego trzmiela schowanego "za stołem" .                                                                                                                                                      


Tyle o owadach, czas na radość z wyróżnienia. Otóż od Autorki pięknych prac i wspaniałego bloga http://.nitkiariadny.blogspot.com otrzymałam wyróżnienie, za co serdecznie dziękuję, bo to pierwsza taka nagroda w mojej blogowej historii.( Wyróżnienie przewędrowało już kawał świata).


Zgodnie z zasadami odpowiadam na obowiązkowe pytania i wyróżniam następne siedem blogów ( szkoda, że nie można więcej). A tyle jest pięknych blogów, od których ciiii...( uzależniłam się)!

1.Nie boję się burzy ( zobacz mój post z dn.5.06.13).
2. Muuuszę mieć " coś" słodkiego do kawy!
3. Nie jestem nieśmiała.
4. Słabo pływam.
5. Prawo jazdy mam od 25 lat i chyba dobrze jeżdżę ( nigdy nie miałam mandatu).
6. Jestem optymistką.
7. Napisałam bardzo dużo artykułów do prasy, wydałam kilka tomików poezji i parę książek.

A teraz proszę, aby właścicielki wymienionych poniżej blogów napisały skąd otrzymały wyróżnienie, odpowiedziały na powyższe siedem zagadnień i wyróżniły siedem kolejnych blogów. Zabawa przednia:-)

1.http://lavieestbelleijatez.blogspot.com
2.http://bozenaskowo.blogspot.com
3.http://anstahe.blogspot.com
4.http://zapachmoichinspiracji.blogspot.com
5. http://dziergankitoniewszystko.blogspot.com
6. http://basiapawlak.blogspot.com
7.http://ciachbook.blogspot.com

 Serdecznie pozdrawiam- nareszcie słonecznie:-)

http://www.konradwojcik.pl/blog/

poniedziałek, 15 lipca 2013

O tym jak król Jagiełło uratował studentów krakowskiej AGH...

Opowieść o królu jak najbardziej prawdziwa...
Był rok 1982, albo 83...  Grupa studentów wydziału Geodezji Górniczej AGH odbywała coroczną praktykę geodezyjną na terenie Beskidu Żywieckiego. Dla pięcioosobowej grupy studentów wykonanie pomiarów wysokościowych na obszarze 10 kilometrów kwadratowych stanowiło poważne wyzwanie, jako, że studenci w owych czasach nie posiadali telefonów komórkowych. Byli wyposażeni jedynie w gardła ( czasami nadwyrężane dobrym miejscowym piwem), co na tak znacznym obszarze nie gwarantowało skutecznego porozumiewania się dotyczącego zakładania właściwych stanowisk geodezyjnych. Kiedy więc nadszedł ( po znojnych, dwóch upalnych tygodniach pracy) czas zaliczenia operatu wpadliśmy na pomysł " dorobienia" kilku odczytów pomiarowych na miejscu...licząc na to, że wśród tylu prawdziwych, nasz profesor nie dostrzeże " tych zmyślonych". Niestety sędziwy prof. Tadeusz W. dostrzegł jedynie te" kombinowane" i  nic nie pomogło tłumaczenie, że obok kilku " naciągniętych" jest kilkaset prawdziwych. Losy zaliczenia wisiały na włosku... Profesor dał nam jednak szansę stawiając pytanie pomocnicze; " jaką dziś obchodzimy rocznicę?", a był dzień 15 lipca. Moje umiłowanie historii przyszło mi z pomocą:- " rocznicę bitwy pod Grunwaldem"- wykrzyknęłam z radością patrząc na zdziwione miny moich kolegów i na rozjaśnioną twarz statecznego prof. Tadeusza W., który natychmiast wypowiedział zbawienne słowo: " ZALICZAM". Tak więc dwa tygodnie pracy nie poszło na marne, ja rocznicę bitwy pod Grunwaldem wspominam z westchnieniem każdego roku, a tych lat upłynęło już 30. Ciekawa jestem, czy moi koledzy z grupy ten fakt jeszcze pamiętają? Oczywiście pozdrawiam wszystkich geodetów..., a tu szczególnie Atkę, Tomka, Wojtka i Wiesia...Jakość zdjęć kiepska, ale 30 lat to wieki w fotografii!

 Właśnie " kombinujemy"....

ZALICZONO!

Bitwy po Grunwaldem namalować nie potrafię, podziwiam Jana Matejkę, ale pozostając w klimacie historycznym wrzucam zdjęcie pomnika króla Władysława Jagiełły, który od ponad stu lat strzeże miejscowości, w której nauczam młodzież nie historii... a matematyki!



A współcześnie u nas znów pada, wczoraj skorzystałam ze stosownej pogody i "popełniłam" parę fotek zmęczonym ulewami kwiatom.

 W cieniu świerka funkja czuje się dobrze.

 Pelargonia rabatowa lubi się przeglądać w szybie.

Floksy królują  latem w wiejskich ogródkach.

 Pysznogłówki pysznią się pięknym miętowym zapachem...

 Żółte byliny są dobre na każdą pogodę.

 Liliowce zwracają główki w stronę rozmówcy.

Onętek pierzasty czyli kosmos, albo warszawianka, kwitnie nieprzerwanie przez całe lato i zasiewa się sam.

Czas lata to czas nalewek. Te są w formie zminimalizowanej wytworzonej w celach kolekcjonerskich dla Syna, buteleczki ręcznie malowane, seria  hand made, do kolekcji...

 Bogactwo smaków zamknięte w małych kolekcjonerskich buteleczkach...