sobota, 29 sierpnia 2020

Jest tylko jedno takie miejsce.

W żadnym innym miejscu w naszej okolicy nie rosną wrzosy. Tylko tam, na rozległej łące wiodącej wprost do Odporyszowa.
Niektóre obrazy zapisują się na trwałe w sercu i potem, przez lata, stanowią dla nas ciepły blask, przy którym człowiek ogrzewa swoją duszę.
Idąc z pielgrzymką, czy jadąc własnym środkiem lokomocji na wrześniowy odpust Matki Bożej Siewnej, nie sposób było pominąć widoku jasnofioletowej łąki ciągnącej się wzdłuż drogi głównej.
Przy bliższym poznaniu tych niskich krzewinek okazuje się, że to kolor właśnie wrzosowy, wyjątkowy.
U Matki Bożej Odporyszowskiej bywałam od wczesnego dzieciństwa, a obrazy zakotwiczone w nas w dzieciństwie, są później wzmacniane podłożem emocjonalnym.
Cała zresztą okolica, a nawet całe Powiśle Dąbrowskie zamieszkane było wówczas przez lud rolniczy, więc wszyscy ciągnęli, by poświęcić ziarno siewne pod zasiew.
Zawsze kierowałam tam swój wzrok wciśnięta pomiędzy Tatę i Mamę na siodle motocykla SHL, a potem WSK gdy jechaliśmy do Sanktuarium.
Motocykl był przedmiotem dumy mojego Taty, bo inni okoliczni mieszkańcy podróżowali pieszo, rowerami, a najczęściej, całymi rodzinami, na wozach ciągniętych przez konie.
Przez kilka lat, gdy na tych błoniach ( taka nazwa funkcjonuje) wypasały się konie, wrzosy nie zakwitały. Smutno było, że coś tak wyjątkowego odeszło. Odkąd nie ma wypasu koni, wrzosy wróciły i znów każdego roku zakwitają na pożegnanie lata.
Ponieważ cały cykl wegetacyjny znacznie się przesunął, to i wrzosy zakwitają w sierpniu, ale tego już nic nie zmieni.
Możesz się pochylić i dłonią czesać kępy, które wrzosowymi plamami wypełniają łąkę...
Znów jest tak, jak dawniej...
Najchętniej zobaczyłabym na ścierniskach tradycyjne " dziesiątki" czyli kopki zboża stawiane z dziesięciu snopów, ale nowoczesność zabrnęła tak daleko, że trzeba nam pokochać bale słomiane jako element krajobrazu późnego lata.
Tak to kiedyś wyglądało...oto obraz wspomnieniowy.
Pora też na rozwiązanie zagadki.
" Owoce czasu" są ósmym tomikiem poezji.
Ponieważ niewielu Czytelników wyraziło chęć zanurzenia się w poetyckich strofach ( rozumiem to), losowania nie będzie, a tomik już niebawem otrzymają wszystkie chętne Osoby.
Poza tomikami wydałam jeszcze album poetycki ( z fotografiami Syna) i prozę, więc się uzbierała okrągła " dziesiątka"pełnych publikacji.
A kwiaty nadal czarują w ogrodzie, na balkonie, w różnych częściach obejścia.
Dziękuję, że tu zaglądacie, do zobaczenia.

niedziela, 23 sierpnia 2020

Wakacje odjeżdżają w dal...

Na małym rowerku odjeżdżają wakacje, mają jeszcze tydzień, więc nie muszą się spieszyć.
 Zżęte zboża, rozkwitłe nawłocie, odlatujące bociany i skrócona o wiele wędrówka słońca, to czas końca wakacji...
Żeby zatrzymać polne kwiaty, które niedawno mieszały się z kłosami zbóż, namalowałam je dla Basi, która przechodzi na emeryturę, kocha niebieskości, a w związku z różnymi zdrowotnymi perturbacjami potrzebuje dużo radości i wsparcia.
Niech więc spełniają swoje zadanie, bo po to właśnie zostały przeze mnie przywołane.
Pośród różności w naszych szafach są też nietrafione zakupy i dlatego jednej z takich sukienek nadałam również nowe życie malując wymyślone wzory pisakami do tkanin.
Koniec wakacji ponaglił mnie do ukończenia kolejnego tomiku w tzw. wersji domowej czyli wykonanie na kserokopiarce, szycie ręczne i jeszcze powinno być cięcie wyrównujące, ale nie mam odpowiedniej gilotyny. Okładki dopiero się drukują, ale kilka sztuk już jest.
Gdyby ktoś jednak chciał poczytać najnowsze wiersze, to proszę napisać w komentarz, a ja wylosuję trójkę miłośników poezji w związku z końcem wakacji:-)
Owoce czasu to ( który?) tomik poezji, dla Autora pierwszej prawidłowej odpowiedzi również tomik w nagrodę.
A to jeden z wierszy...

Skąd tyle wierszy w moim sercu
skąd tyle pragnień nigdy nienarodzonych
kto wlał tę tęsknotę przeogromną
wędrującą za mną nieustannie
bronię się przed obłokami
uporczywie wpatrując w ziemię
a niebo odbija się
nawet w wyschniętych kałużach.

Niebo odbija się też w płatkach malw...
...i w zaoranej ziemi...
Do następnego spotkania w nowym interfejsie:-)

czwartek, 20 sierpnia 2020

Czerwony notes i błękitny notes.

Przeczytałam " Czerwony notes" Sofii Lundberg. Są takie książki, których się nie zapomina i wspomniana będzie do nich należeć.
96 letnia Doris, mieszkanka Sztokholmu spędza w samotności ostatni czas swojego życia.
Jest właścicielką czerwonego notesu, podarowanego jej przez ojca przed 80 laty. W nim zapisała wspomnienia swojego życia dzieląc je na rozdziały, których tytuły są nazwiskami ludzi wpisanych wyjątkowo w jej życie. Przy większości nazwisk widnieje słowo: zmarł/a, wszak Doris ma 96 lat, a jedyną bliską jej osobą jest cioteczna wnuczka Jenny, która z rodziną mieszka w Stanach Zjednoczonych. Ciotka postanawia przekazać zapiski drogiej Jenny, by ta kiedyś mogła wydać książkę.
Fascynująca opowieść o trudach długiego życia, wciąga czytelnika bez reszty.
I obfituje w głębokie myśli, z których ta oto najbardziej zapadła mi w serce.
Te piękne życzenia, bez pazerności, bez wygórowanych oczekiwań przekazuje matka swojej córce, matka, którą niewyobrażalna bieda zmusza do wysłania dziecka w świat.
"Życzę ci wszystkiego tyle, ile potrzeba.Tyle słońca ile potrzeba, żeby rozjaśniło dni. Tyle deszczu, ile potrzeba, żebyś doceniła słońce. Tyle radości, ile potrzeba na wzmocnienie duszy, ale też tyle smutku, ile potrzeba byś potrafiła docenić drobne przyjemności w życiu. I tyle spotkań, ile potrzeba, żebyś przywykła do pożegnań."
Lektura i nieoczekiwana śmierć naszego Przyjaciela, człowieka o wielkim sercu i niesamowitej pogodzie ducha, który mimo swoich 86 lat cieszył się doskonałym zdrowiem, sprawiły, że postanowiłam w błękitnym notesie opisać Osoby, które zaznaczyły dobry ślad w moim życiu.
O tych ludziach, którzy mnie skrzywdzili, nie będę pisać, wszak rozdziały będą podpisane nazwiskami, a ochrona dobrego imienia innych, pozwala mi na opisanie tylko pięknych faktów i szlachetnych postaci.
Taki jest mój zamysł...A postaci o szlachetnych sercach, w mej pamięci jest wiele...
Tymczasem róże znów pokazały swoje piękno, razem walczymy z suszą, one wytrwałością, a ja wodą i czasem.
Przyszedł też czas na kolejną piękność...hibiskus, który w moim ogrodzie osiąga olbrzymie rozmiary.
Pudełko służy w celu porównania wielkości.
Z serdecznym pozdrowieniem żegnam się do następnego posta.

sobota, 15 sierpnia 2020

Zdarzyło się w sierpniu...

Właściwie, każdy miesiąc przynosi jakieś wspomnienia, jedne mniej ważne, inne takie, że nie sposób o nich zapomnieć...
Połowa sierpnia to czas urodzin i imienin mojej Mamy, rocznica naszego ślubu, czas wykonywania wieńców dożynkowych, święcenia bukietów ziół i kwiatów, czas Matki Bożej Zielnej.
A w tym roku również setna rocznica Cudu nad Wisłą zaliczanego do najważniejszych  bitew decydujących o losach ludzkości.
Na ten czas namalowałam letni bukiet na licytację z myślą o Szymonie.
To właśnie jest taki sierpniowy obraz z wazonem wypełnionym kwiatami, ziołami, kłosami zbóż i letnimi jabłkami, które smakują w pełni owocowego sezonu.
Będzie zdobił dom p. Lidii, która w ten sposób wsparła chłopca w jego trudnej walce z chorobą.

Przy każdych porządkach, " wchodzi" w moje ręce suknia ślubna i zawsze ją odkładam na powrót, na półkę, razem ze wspomnieniami tych trudnych czasów stanu wojennego, gdy nam, Polakom przyszło się zmierzyć z brakiem wszystkiego.
Dziś panny młode mają dylemat, którą suknię wybrać bo wybór jest niesamowity, a ja, 38 lat temu, pragnęłam by kupić jakikolwiek biały materiał, z którego moja znajoma Krawcowa ( też Marysia) zamierzała uszyć moją suknię. Po miesiącach " polowań na dostawę towaru", nawet w pewexach, znajoma zdobyła żorżetę ( która kosztowała bardzo dużo w zestawieniu z tym, co prezentowała) w Zakopanem i tak oto powstała moja ślubna sukienka.
Na szczęście, krakowskie modystki miały w sprzedaży welony, piękne, długie, do samej ziemi.
Welon nie przetrwał, bowiem pożyczony pewnej "nadpobudliwej"pannie młodej uległ zniszczeniu w dniu jej ślubu.
Niecałe 40 lat w historii Polski, a jak zmieniło się nasze życie...
Właśnie z tej okazji otrzymałam wymarzoną vanilla fraise, która będzie pod moją szczególną opieką, bo też jest szczególnym darem.
Aktualnie nie tak łatwo znaleźć wolne miejsce w ogrodzie, mieczyki jakoś się przebiły, żeby zdążyć na czas imienin Mamy ( bardzo je lubiła).
Pełnia lata, pełnia barw, pełne ręce roboty, dlatego nie wyjeżdżam nigdzie:-)
W wieńcu z gwiazd najjaśniejszych
a może z naszych radości
z księżycem pod stopami
na których widać grudki polskiej ziemi
stąpa po naszych ogrodach
w poszukiwaniu ziół i kwiatów
co leczą nasze dusze i ciała
zjawia się o poranku i o zmierzchu
przychodzi na każde zawołanie
choć Wniebowzięta- nadal Zielna
pochyla się nad łzą i nad kroplą rosy
łączy niebo z ziemią
różańcem zwyczajnej codzienności...