Kiedy nadchodził maj, było wiadomo, że zaczyna się czas majówek,
czyli w naszym rozumieniu, czas śpiewania Litanii Loretańskiej i pieśni Maryjnych przed wiejską kapliczką.
Od wczesnego popołudnia przed figurką stały świeże kwiaty,
a my dzieci, oczekiwałyśmy kiedy nareszcie nasze mamy i babcie " odrobią się" i wyruszą gromadnie przed kapliczkę.
Klękam przed Tobą w milczeniu
i
wzrok podnoszę nieśmiało
słów szukając bezradnie
by Cię uwielbić
za sen dziecięcy
otulony Twym płaszczem z gwiazd
i za radość przenikającą
kwiaty młodości szukających wyżyn
i za starość spotkaną wczoraj
z różańcem w ręku
i nie wiem
jak zacząć litanię nowych próśb
gdy dni zamieniają się w szarość
a człowiek ucieka
przed Twym smutnym spojrzeniem
jakby bał się otworzyć drzwi przed Tobą
więc milczę z ufnością
że miłość przemawia językiem
zbudowanym z bliskości serc
ciągle szukających siebie.
słów szukając bezradnie
by Cię uwielbić
za sen dziecięcy
otulony Twym płaszczem z gwiazd
i za radość przenikającą
kwiaty młodości szukających wyżyn
i za starość spotkaną wczoraj
z różańcem w ręku
i nie wiem
jak zacząć litanię nowych próśb
gdy dni zamieniają się w szarość
a człowiek ucieka
przed Twym smutnym spojrzeniem
jakby bał się otworzyć drzwi przed Tobą
więc milczę z ufnością
że miłość przemawia językiem
zbudowanym z bliskości serc
ciągle szukających siebie.
W końcu następował ten moment, że starsze niewiasty wychodziły z domów, nawołując się wzajemnie. Lubiłam te chwile.
Śpiewom przewodniczyła starsza kobieta- Zofia, powszechnie uznawana za autorytet w dziedzinie religijnej. Zapadał zmrok, a my śpiewałyśmy nadal. Najbardziej podobała mi się pieśń " Najświętsza Panno Gidelska", bo była bardzo długa i była wierszowaną opowieścią o tym jak pewien rolnik wyorał z ziemi figurę Matki Bożej, a potem w tym miejscu stanął kościół ( dziś sanktuarium).
Dzieciom nie trzeba było przypominać, że mają być grzeczne. Jedyne napomnienia ze strony szacownych niewiast, dotyczyły zbyt szybkiego śpiewu dzieci. Po majówce był czas na wieczorne rozmowy przerywane śpiewem słowika śpiewającego ukochanej w pobliskim lasku.
Większość z tych niewiast dawno nie żyje, nie ma Zofii, ani mojej mamy, ani babci, moje koleżanki rozjechały się po świecie, a ja zanoszę bez pod starą kapliczkę i rozmawiam samotnie z Majową Panienką. Pozostała mi książeczka, wydana w 1950 r. w której moja Mama, jako młoda mężatka, w 1958 r. dokonała wpisu zawierzenia MB Nieustającej Pomocy.
Ale są jeszcze w okolicy wioski, gdzie w tradycyjny sposób śpiewa się majówkę.
Może uda mi się kiedyś zrobić zdjęcie, choćby z daleka...
Bo kiedy kwitną jabłonie i bez zachwyca,
serce przywołuje wspomnienia chwil,
które nigdy nie wrócą...
Jak dobrze, że moja Mama zabierała mnie
na majówki
przed wiejską kapliczką...
Piękna tradycja :)
OdpowiedzUsuńTradycja cudna! Żałuję, że tej żarliwej wiary mi brak....Choć z drugiej strony w dzisiejszych czasach dobrze, że jest....Buziaki!
OdpowiedzUsuńJa z kościołem i jego obrzadkami nigdy nie miałam za wiele wspólnego C wiec nie mam takich jak Ty wspomnień . Choć jedna piosenkę maryjną uwielbiałam ... Była Cicha i piękna jak wiosna , żyła prosto zwyczajnie jak my ...
OdpowiedzUsuńNie wiem jak sie to ma do świat maryjnych ... Ale tak mi sie skojarzyło :):)
Bzy i konwalie kocham najbardziej ze wszystkich kwiatów
Aniu, to piękna piosenka, chciałyśmy ją często śpiewać podczas tych majówek, ale P. Zofia rzadko nas dopuszczała do głosu, bo wolała tradycyjne, stare pieśni. Czasami jednak nam ustępowała:-)
UsuńŚpiewaj ją często, proszę...choćby w trakcie domowych prac, lub na spacerze, gdy wokół Ciebie majowa przyroda...
Basiu przywołałaś tym pięknym wpisem i moje wspomnienia. Bardzo lubiłam majówki przed wiejską kapliczką. Często wracam do tych chwil myślami.... jak to szkoda, że już nie wrócą...
OdpowiedzUsuńPiękne, nastrojowe zdjęcia.
:) bardzo milo jest poczytać
OdpowiedzUsuńLubię modlić się śpiewając więc kocham pieśni Maryjne.
OdpowiedzUsuńDzisiaj już nie słyszy się tak jak dawniej śpiewu przy kapliczkach, ale myślę, że jeszcze są takie miejsca.
To był piękny zwyczaj. Przez dwa lata mieszkaliśmy u teściowej i wówczas codziennie śpiewaliśmy razem z dziecmi majówkę.
Pozdrawiam Basiu.
Ja ma również dziecięce wspomnienia majówek. Biegałam do pobliskiego Kościoła w rodzinnym mieście, bo u mnie rzadko modlono się przy kapliczkach. Ale gdy przez kolejne lata zmieniałam parafie zawsze uwielbiam ten czas...
OdpowiedzUsuńTo majowe święto Maryjne również i u mnie przywołało wspomnienia z dzieciństwa. Do dzisiaj lubię śpiewać tę Litanię Loretańską. Wiersz Basiu i twoje bzy uwielbiam. Bzy to teraz mój kolejny temat w obróbce quillingowej. Nie byłabym sobą , gdybym tej natury nie utrwaliła. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPamiętam jak z Babcią chodziłam do kościoła na majówki. Zawsze mnie ładnie ubierała i miałam w ręku, biały koszyczek:) Pamiętam śpiewanie i moją kochaną Babcię i ten koszyczek!
OdpowiedzUsuńU Ciebie Basiu, zawsze nasuwają mi się wspomnienia z moich minionych chwil.
Całuję, Ania.
Dopiero poprzez takie wspomnienia widać jak zmieniają się czasy i obyczaje... zmienia się na gorsze...Ogromna strata tamtego życia... szkoda... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo szanuję osoby które mają szczerą wiarę w sobie i ...bardzo zazdroszczę.A książeczka jest niesamowita,niesie wielki bagaż historii.Takie rzeczy są wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńJa ma również dziecięce wspomnienia majówek. Biegałam do pobliskiego Kościoła w rodzinnym mieście, bo u mnie rzadko modlono się przy kapliczkach. Ale gdy przez kolejne lata zmieniałam parafie zawsze uwielbiam ten czas...
OdpowiedzUsuńA jednak tamte czasy mocno żyją w tylu sercach...
OdpowiedzUsuńU mnie były majówki pod krzyżem, bo kapliczki nie było w pobliżu. Zabierała mnie na nie Babcia... Cudne czasy!
OdpowiedzUsuńU nas we wsi nadal odprawia się nabożeństwo majowe pod figurą.
OdpowiedzUsuńDroga Basiu, u nas też stało się tradycją, którą zapoczątkował śp. ksiądz Trybowski, wielki Przyjaciel ochrzczonych i nieochrzczonych, tzw. "Majowe". Modlimy się i śpiewamy pieśni Maryjne przed kapliczką usytuowaną niedaleko naszego sanktuarium, tuż przy ruchliwej ulicy. Większość kierowców w tym czasie i miejscu zwalnia, skłaniając głowy nisko (szacunek im). Są też i odstępcy, szosowi piraci, ale w tym miejscu nie mają racji bytu...
OdpowiedzUsuńJest pięknie, pachnie wieczorną rosą i przyniesionymi pod Figurkę, kwiatami, i niesie się echo pieśni, daleko, aż za otaczające moje osiedle, wzgórza... I niesie się echo drogą męczeństwa, przez Dolinę Śmierci. I słucha tych pieśni nocujące w dolinie ptactwo; w milczeniu słucha... W ostatnich promieniach słońca wszystko nabiera tajemniczości i wzniosłości chwili...
Wielkim był ten Ksiądz, a dzieło piękne pozostawił...
OdpowiedzUsuńPiękna tradycja Basiu. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPiękny, majowy obyczaj z tym gromadnym spiewem wyrazającym zachwyt i wdzięczność. Kiedyś i ja miewałam ochotę na takie gromadne, radosne śpiewy - niekoniecznie pod kapliczką. Jednośc z naturą, wspólnota przeżywania z bliźnimi i spokój w sercu - jakie to ważne...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie Basiu.
Ja już nie mogę się doczekać jak za rok będę biegać w Polsce na to piękne nabożeństwo, choć w miejscu gdzie przyjdzie mi znowu zamieszkać nie odprawia się ono już tak pięknie jak kiedyś w moim starym kościele na lubelszczyźnie.
OdpowiedzUsuńMoże dziś mi także ud się dotrzeć pod naszą kapliczkę na majówkę. Noszę się z tym zamiarem od jakiegoś czasu. Dziękuję za motywację, kochana:*
OdpowiedzUsuńPamiętam jak z babcią chodziłam pod kapliczkę na majówkę...ech...aż się wzruszyłam, bo tak bardzo mi się na nią tęskni, kiedyś się spotkamy już nie w tym świecie!
OdpowiedzUsuńw moich okolicach nie śpiewało sie pod kapliczką ,ale do kościoła biegałam w każdy dzień,i tak jest do tej pory,kiedy tylko czas mi pozwala biegne na majówkę,ale już nie maja takiego klimatu jak kiedyś...........
OdpowiedzUsuńPięknie i nostalgicznie nieco.
OdpowiedzUsuńU nas też już pachną bzy...
Majowe w kościele u nas jest i w kościele i przy jednym krzyżu - dla tych którzy mają daleko do kościoła. CZyli prawiej ka u Was ;)
Przyznam, że jest dla mnie pewną trudnością, że ludzie przychodzą do kościoła na tradycyjne majowe, ale nie zostają na mszy św. Tzn. rozumiem, ze mają tylko pół godziny, ale nie, że nie wybierają wówczas ważniejszego.
Ale u nas od lat jest jest za to tradycja studenckiej majówki ok. 20,30 :)) I te chyba lubię najbardziej.
Basiu, masz urocze wspomnienia z majówek. Bardzo fajnie to wszystko opisałaś. Moja mama ma chyba jeszcze starszy modlitewnik po swojej babci. Pamiętam, że ma on piękne kolorowe ilustracje.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia :)
Cieszę się, że obudziłam Wasze piękne wspomnienia!
OdpowiedzUsuńKochana Basiu, przepięknie piszesz o majowych nabożeństwach. Przywołałaś także moje wspomnienia. Uwielbiałam chodzić pod kapliczkę, modlić się, śpiewać. To były cudowne czasy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię baaardzo serdecznie i ciepło!
Piękne wspomnienia:))maj to piękny czas:))
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :-).
OdpowiedzUsuńWspaniałe wspomnienia. Jak dobrze, że przetrwały i można je przywoływać, przeżywać ponownie. Ja nie mam takich wspomnień ale miło się czyta, wyobrażając sobie ten niezwykły klimat. Tym bardziej, że teraz o takie trudno. Książeczka rozczula swoim wiekiem ale i trwałością. Cieszy mnie, że są jeszcze w niektórych domach takie skarby. Podziwiam też zdjęcia, które tak pięknie uzupełniają to o czym napisałaś. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńBasiu, przywołałaś wspomnienia, rozczuliłaś wręcz tym wpisem; u nas majówki odbywały się w opuszczonej cerkwi, z ikonostasu patrzyły na nas brodate twarze świętych, a przez wybite szyby bani cerkiewnej wpadały czasami nietoperze wywołując niemały popłoch; potem kościół przejął cerkiew, i chyba dobrze, bo zmarnowałaby się, jak wiele innych; z kolei na Pogórzu kobiety chodzą pod kapliczkę, tę "widokową, spod której widać i Kalwarię, i Kopystańkę, mało ich, może z 5; chętnie dołączę, jak zamieszkam, bo teraz po prostu przegapiam porę, za dużo pracy; beznadziejne tłumaczenie, teraz to widzę; pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńP.S. Z kolei tu gdzie mieszkam, na przedmieściu, babcia "Mururka" kupuje torbę cukierków i nimi przywabia dzieci pod krzyż, na majówki; każdy sposób jest dobry, prawda?
Tak, pewnie, że fajna babcia, teraz dzieci biegną na cukierki, a kiedyś same odczują potrzebę przychodzenia. I będą mieć cudowne wspomnienia. A może kiedyś ktoś na swoim blogu o tym napisze...
OdpowiedzUsuńCieszą mnie wszystkie Wasze wpisy, w sposób szczególny tych, którzy nie doświadczyli takich przeżyć!
piękny post Basiu - zawsze czytam z zachwytem twoje opowieści - są realne i prawdziwe - bzy uwielbiam - u mnie jeszcze słabeych pąków nawet nie widać - buziaki ślę Marii
OdpowiedzUsuńKochana Basiu Twoje posty dodają mi energii oraz dostarczają cudnych refleksji ...po stokroć dziękuję Ci za te chwile a Majową Panienkę i ja wielbię :))))
OdpowiedzUsuńBasiu, dzięki Tobie wróciły i moje wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPamiętam jakby to było dzisiaj; Mamusia, Babcia i ja chodziłyśmy do kościoła na każdą majówkę.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Pamiętam te majówki pod figurkami .
OdpowiedzUsuńCudne fotografie .
Pozdrawiam :)
ja też chodziłam pod kapliczkę na Majówki :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
A u nas chadzało się pod krzyż. Nie było kapliczki. Często wspominam te chwile szczególnie w maju. Przewodniczył nasz wiejski kościelny autorytet. Pan, którego kochali chyba wszyscy szczególnie dzieci. Był taki pogodny. A po majówce wieczorne rozmowy te cudowne rozmowy. Mając tak wiele pracy w polu i w gospodarstwach wszyscy znajdowali czas. Cóż za fenomen, a teraz? Przykro, że nie ma tych majówek pod krzyżem i kapliczką. Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńMacie rację...brak czasu, inne więzi międzyludzkie, ale czasami i w tym temacie błyska światełko!
OdpowiedzUsuńBasiu, nie uczestniczyłam w takich obrządkach. Ale bardzo kocham maj... Za wiele rzeczy za bez (właśnie), za to że pachnie (maj) tak inaczej niż inne miesiące. A może za to, że urodziłam się w maju..... Nie wiem. Bez to ulubione kwiaty moje Mamy. Zawsze je kupowała, kiedy tylko się pojawił i ten kolor też był jej ulubionym. Właśnie taki ...bzowy. Pięknie, pachnąco ... jest u Ciebie :) Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńWięc Ci życzę Krysiu, żeby Twoje życie zawsze było majem...
OdpowiedzUsuńZ ciekawościa przeczytałam Twojego posta. Szkoda, że nie mam takich wspomnień.Pozdrawiam Cię ciepło :-)
OdpowiedzUsuńJa bardziej pamiętam jak z koleżankami biegałyśmy na różaniec. Zimno, ciemno, ale miało to swój urok. Potem wklejałam do zeszytu obrazek za każdy różaniec - wtedy to były pieczątki :)
OdpowiedzUsuńA potem, w maju stawiałam kwiaty przed taką zniszczoną figurą Matki Bożej koło plebani :)
Gwiazdo Zaranna, obleczona w słonce - módl się za nami....
Pozdrawiam
Magda
Wspomnienia sercem napisane,Basiu Ty potrafisz przekazać tyle pięknych tradycji,niejednokrotnie zapomnianych w wiecznym biegu wielkich miast.
OdpowiedzUsuńBzy to obok fiołków wonnych,konwalii i późniejszej lawendy moje ulubione kwiaty.
Mój krzak bzu fioletowego w tym roku obsypał się kwieciem jak nigdy,co za zapach się niesie....aż miło się robi na sercu.
Basieńko dziękuję że jesteś i dzielisz się z nami swoimi wspomnieniami i nie tylko.
Dziękuję za odwagę :D buziaki przesyłam :)))
Cudowna Maryjka!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia...