sobota, 31 sierpnia 2024

Kilka ważnych powodów.

Na początek jeden z moich " aniołów letnich".

Tak, jest kilka ważnych powodów żeby dziś napisać posta.
Ten pierwszy, najbliższy memu sercu, wynika z faktu, że wczoraj szczęśliwie skończyłam opiekę wakacyjną w pełnym wymiarze godzin nad moimi kochanymi Wnukami.
Miałam ich od poniedziałku do piątku, w niektóre dni dwójkę, w niektóre dni, czwórkę i choć to był bardzo intensywny czas bo czwórka kilkulatków jest bardzo absorbująca, to cieszę się, że mogłam z nimi spędzić tak wiele czasu, poświęcić im to, co miałam najlepsze do zaoferowania, no i że nic złego nam się nie przytrafiło ( podczas sprawowania opieki jestem bardzo czujna i odpowiedzialna, bo wiem, że dzieci miewają różne pomysły).
Choć zmęczenie fizyczne dawało się we znaki ( 60 z dużym plusem to nie żarty) miałam najpiękniejsze wakacje, o jakich mogłam zamarzyć...
W poniedziałek wszyscy zaczną kolejny rok szkolny, oby przebiegał w zdrowiu i spokoju.

Mam nadzieję mieć teraz więcej czasu na swoje zainteresowania, a chyba najbardziej na mój czas czeka ogród, który nie ma szans w rywalizacji z dziećmi:-)
Kolejny powód do pisania to rocznica ślubu moich Rodziców.
Pamiętna data, 1 września, rozpoczęcie roku szkolnego, wybuch II wojny światowej...i ich cichy, skromny ślub... W tym roku byłoby 69 lat, ale Tato nie żyje od 20. lat, a Mama od 9, jednak pamięć o tym dniu żyje we mnie, a na monidło wykonane zgodnie z modą ubiegłego wieku ( portret ślubny wykonywany z jakichkolwiek zdjęć przy dodatkach ze strony artysty),  spoglądam codziennie z wielką wdzięcznością za dar życia i wychowania...

Data 1 września była bardzo żywa w opowiadaniach i przeżyciach wojennych moich dziadków i rodziców.
Gdy wybuchła wojna, Mama miała 9 lat, a Tato 12 i musieli zaznać nieludzkiej biedy i wszechobecnego strachu. Nawet po wielu latach, w ich opowiadaniach czuć było grozę tamtych dni.
Wiem, gdzie zginęli wrześniowi żołnierze i pójdę również zapalić znicz na ich grobie znajdującym się na naszym parafialnym cmentarzu. 
Począwszy od mojego 7. roku życia do chwili obecnej ( bo teraz przeżywam ten dzień razem z Wnukami) 1 września rozpoczynał zawsze nowy etap szkolny. 
Każdego roku, w tym dniu, w szkole obecne było wspomnienie czasów wojny ku pamięci bohaterom poległym i walczącym za naszą wolność oraz ku przestrodze żyjącym by nikt nigdy nie zrobił niczego, co mogłoby wpędzić ludzkość w kolejną wojenną zawieruchę...
Wrzosowe roślinki są również bardzo mocno wpisane w naszą wrześniową historię...
Wczoraj też wzięłam do czytania drugą już biografię Franciszka Pieczki, jednego z moich najbardziej ulubionych aktorów.
W czasach mojego dzieciństwa i młodości żyło wielu wybitnych polskich aktorów.
Film i teatr mocno mnie fascynowały, a gra aktorska wielu to był prawdziwy " majstersztyk".
Dziś jest inaczej, ale nie mnie oceniać, po prostu, mało oglądam, nie śledzę, bo to już całkiem inna rzeczywistość.
Wracając do P. Franciszka, z przyjemnością czytam książkę o tym prawym, skromnym człowieku, o którym reżyser Kolski powiedział, że " miarą bezinteresowności i życzliwości powinna być jedna pieczka".
Pośród wielu jego wspaniałych ról była też rola Gustlika z " Czterech pancernych".
I tu się otwiera szuflada z filmową pamięcią.
Doczytałam, że pierwszy odcinek filmu został wyemitowany 9 maja 1966 roku, a więc miałam pięć lat.
Ponieważ elektryfikacji naszej wioski dokonano w 1971 roku, a film szybko zdobył ogromną popularność, wiele osób z naszej wioski szło do wioski sąsiedniej, gdzie w małej, skromnej chatce pod strzechą był jeden z pierwszych w okolicy odbiorników telewizyjnych. Czarno- biały, mały obraz, izba upchana do granic możliwości, duchota od kuchni opalanej drewnem, życzliwi dla wszystkich właściciele owego cudownego pudła, Państwo W. i niezwykła radość, że znów zobaczymy kolejne przygody Janka, Gustlika, Olgierda, Grigorija, Lidki i Marusi, no i oczywiście Szarika.
Serial był w późniejszych latach atakowany, że był propagandowy, że ukazywał wojenkę w różowych kolorach itd.
Wiadomą sprawą jest, że nikt rozsądny nie uczy się historii na podstawie filmów, a każda epoka ma swoją propagandę, ja natomiast nawiązuję do moich dziecięcych fascynacji pierwszymi filmami, jakie zobaczyłam i które wzbudzały moje zainteresowania różnymi tematami. 
Wspominam też to całkiem inne życie, w którym nie było lęku przed groźbą przeniesienia chorób zakaźnych ( a przecież wtedy również one istniały), nie było izolacji, zamkniętych domów- twierdz obsadzonych gęsto tujami. 
Owszem, ktoś kogoś obgadał, czasem wyśmiał, ale sąsiedzkie waśnie szybko mijały i gdy nadchodziły żniwa ludzie się jednoczyli przy wspólnej pracy i sąsiedzkiej pomocy.
A wracając do skojarzeń, gdyby nie "Pancerni" i nie "Stawka większa niż życie", nie pamiętałabym dziś o p. Janku i p. Joasi, a tak przechowuję ich we wdzięcznej pamięci serca.
Do przeczytania biografii p. Franciszka zachęcam bo to również źródło wiedzy o minionej epoce.
A róże nadal zachwycają pomimo suszy i upałów...
Wszystkim rozpoczynającym rok szkolny życzę zdrowia, wytrwałości, mądrości i świadomości, że każdy człowiek ma prawo do szacunku i akceptacji, a w sposób szczególny- dziecko...





poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Odciskać czy nie odciskać- siła przyzwyczajenia:-)

Tak już mam, że z osobami, które kiedyś poznałam i w pewien sposób wpisały się w moje życie, łączą mi się pewne obrazy i zdarzenia. Na hasło: wujek "Y" natychmiast podaję charakterystyczne wydarzenia z przeszłości związane z jego osobą, koleżanka "X", już odpowiadam... itd.
Te obrazy się wyostrzają, gdy osoby, o których mowa, przekroczyły próg wieczności.
Obieram ostatnio ogórki i przy moim stole, niemal żywa staje ciocia Aniela.
Co ty robisz?- pyta.
Jak to co, odciskam wodę z ogórków- odpowiadam spokojnie.
Tyle lat pracowałam w restauracji i tam nikt wody nie odciskał- bombarduje mnie spojrzeniem.
A moja mama odciskała- mówię ze stoickim spokojem...
Ciocia Aniela odeszła kilka lat temu do wieczności, była do końca swojego życia bardzo pogodna i żywotna.
Mogłam ją zapamiętać z wielu innych sytuacji, a tymczasem...ogórki...proza życia, odciskać czy nie odciskać. Ja odciskam:-)
Uśmiechnęłam się do cioci Anieli i odcisnęłam...
I takich historii przychodzi mi wiele do głowy, wszak życie zbudowane jest ze zwyczajnych małych zdarzeń, które mocniej zapadają nam w pamięć...

Czasami się zastanawiam, co najbardziej zapamiętają osoby z mojego " podwórka", bo ta nasza pamięć taka dziwaczna, koduje według znanych sobie kodów.
Czasami do znudzenia opowiadamy te same historie jakby to one miały wielkie znaczenie dla ludzkości.
Najwidoczniej tego właśnie potrzebujemy.
Po wczorajszej nocnej burzy połączonej z ulewą nie muszę dziś podlewać kwiatów, więc mam wolną chwilę na dywagacje:-)
Nasza piaszczysta ziemia szybko wyschnie, więc jutro już mogę być zajęta podlewaniem.
No to teraz wrzucam trochę różnych fotografii, też wybiórczych jak ta historyjka z mizerią:-)
Oto wschód słońca po burzy...
A to moje bodiaki, u nas nie żadne bodiaki tylko osty, są tak piękne, że muszę je kiedyś wkomponować w obraz.
Podwórkowe, dwudziestoletnie oczko wodne dobrze wpływa swym szmerem na zmęczone lub skołatane myśli...
Otoczyłam się w tym roku pokrzywkami, bo to wdzięczne roślinki:
Wszystkie kwiaty są piękne i nie ma takiego, który musiałby uciekać z mojego ogrodu, bo " nie pasuje"...
Kolorowo, swojsko, radośnie:-)
Tylko żal, że bociany już odleciały, więc i moje muszą opuścić parapet okienny...
Tymczasem uwieczniam hortensje dopóki cieszą oczy w ogrodowym jarmarku cudów.
Do spotkania w następnym poście:-)

sobota, 17 sierpnia 2024

Akacjowy zapach irysów.

Człowiek się uczy przez całe życie...i dobrze.
Zawsze myślałam, że zapach irysów jest tak subtelny, że ledwie wyczuwalny.
A tymczasem...
W ubiegłym roku, późną jesienią wyrosło kilka irysków z nasion. Wiosną nie zakwitły, ale teraz zrobiły mi sierpniową niespodziankę, no bo gdzież irysy w sierpniu, chyba, że takie...wspomnienie słodkiego dzieciństwa:-) Smaki dzieciństwa zakorzeniają się mocno.

Wróćmy jednak do tych ogrodowych.
Akurat ta odmiana jest niezwykle subtelna, duże białe kwiaty z błękitnym żyłkowaniem, a na dodatek cudownie pachną, akacjami, ale jeszcze piękniej. Zatrzymuję się przy nich by wdychać tę woń, która wkrótce zniknie równie ulotna jak jej sprawcy.
No to chyba dziś w odcieniach bieli pozostanę, bo dzień przed Zielną dziękowaliśmy za 42 rocznicę ślubu, a tych co nie wiedzą poinformuję, że to dzień św. Maksymiliana, który właśnie 14 sierpnia 1941 roku dobrowolnie oddał życie za współwięźnia, ojca rodziny, umierając przez ponad dwa tygodnie śmiercią głodową.
W tym samym roku, w którym zawarliśmy związek małżeński, Jan Paweł II ogłosił franciszkańskiego męczennika, świętym. To też taki nasz rodzinny Święty...
A oto biel w ogrodzie jako wspomnienie jasnych chwil tych dobrych fragmentów życia...
Biały kolor potrafi rozjaśnić każdy mrok...
I w malarstwie też dziś odcienie bieli...
A sierpień gna w zawrotnym tempie...

SIERPIEŃ

Otula nas lato sierpniowym upałem
i zioła rozrzuca po polach i drogach
wędruje z ptakami po błękitnych szlakach
na ścierniskach zostawia ślady stóp swoich
brzęczy owadami w korowodach sierpnia
i pisze listy z dalekich wakacji

nasze lato kolejne moje i twoje
ubarwione kwiatami i zapachem łąki
zamknięte w miłości silniejszej
nad promienie złocistego słońca...

Do następnego spotkania...dziękuję, że jesteście...