czwartek, 30 maja 2024

Pociąg pospieszny czyli wiosna 2024:-)

Takie skojarzenie przyszło mi na myśl: wiosna pędzi jak pociąg pospieszny i jeśli się zagapisz, nie zdążysz wsiąść. No bo kto to widział, żeby koniec maja kończył sezon truskawkowy.
Wszystko zaczęło się wcześniej, susza, a potem kilka ulew, dokonały reszty.
Miejsce, w którym mieszkam obfituje od dawna w plantacje truskawek.
W zasadzie to wyrosłam wśród truskawek, więc mam prawo do opowieści.
Na przestrzeni lat nawet ta sprawa uległa wielkim przeobrażeniom.
Kiedyś, kiedyś...
Po zakończeniu zbioru należało truskawki rosnące w rządkach, jedna za drugą, " obciupać", czyli rozprawić się z chwastami, ale tak by na części z nich pozostawić młode pędy z zawiązanymi krzaczkami czyli " flance".
Kiedy sadzonki nieco podrosły, odcinało się je ( ukorzenione) od rośliny macierzystej w dni kiedy było mokro i " rosił" mały deszcz przygotowujący ziemię na przyjęcie nowych roślinek.
Następnie sadziło się je w rzędach wyznaczonych znacznikiem własnej produkcji.
Taka plantacja istniała ok 4 lat, a później zakładało się nową. Smaczne, słodkie, z reguły małe owoce były zbierane do koszyczków tzw " łubianek" ( waga brutto 2,35 kg) i odstawiane do punktów skupu, które działały w każdej wiosce na czas sezonu truskawkowego.
Plantator otrzymywał " kwit" ze sprzedaży, za który odbierał po pewnym czasie pieniądze z banku spółdzielczego. Późnym wieczorem, na skup,  podjeżdżał samochód ciężarowy " star" i zabierał owoce do przetwórni.
Mój Tato nie był w stanie zebrać sam truskawek, ja i Brat byliśmy dziećmi, a Mama pracowała w WDT ( wiejski dom towarowy), zaś owoce nie mogły czekać bo ich żywotność jest krótka.
Dlatego koniecznością stało się zatrudnianie dziewcząt i kobiet pochodzących z okolic, gdzie nie było truskawkowych upraw.
Takie dziewczęta dostawały codzienne posiłki, spały na siennikach w naszym małym drewnianym domku i zarabiały pieniądze od każdego zerwanego koszyka, bądź umawiały się " na dniówkę".
Tato przywoził je motocyklem z odległych wiosek i mieszkały u nas ok. dwóch tygodni.
Lubiłam ten czas, bo w domu było gwarno i wesoło, one opowiadały o swoich rodzinach i po tych dwóch, czasem trzech tygodniach żal nam się było rozstawać.
Wiele z nich powracało w kolejnym roku by sobie zarobić grosza, bo pochodziły z jeszcze biedniejszych wiosek niż nasza.
Jedyną niedogodnością w tym czasie było moje uczulenie na krzaki truskawek, które mnie " parzyły" podczas zrywania, a później na moich rękach pojawiała się swędząca wysypka.
Wtedy nie znaliśmy pojęcia alergii.

Gospodarze stosowali tylko naturalne nawozy wytwarzane przez domowe zwierzęta i nikt nie słyszał o opryskach na to i owo. Truskawki dojrzewały w promieniach słońca i nikt ich sztucznie nie " pędził".
Pierogi wypełnione truskawkami i cukrem, polane zrumienionym masełkiem " od krowy" smakowały wybornie.

Dziś krajobraz uległ zmianie. W wiosce nie znajdziesz obornika, bo nie ma zwierząt hodowlanych. 
Za to jest mnóstwo chemii, opryski na chwasty, na choroby grzybowe, na szkodniki etc.
Wiosną plantacje są przykrywane włókniną żeby było cieplej i szybciej, trwa wyścig, bo pierwsze truskawki są zawsze droższe. Oczywiście, muszą być "olbrzymie", jednakowo czerwone, szypułkę też mają dużą, żeby można je było obrać zadbanymi paznokciami:-)))
Obok każdej plantacji ustawionych jest kilkanaście samochodów, bo każdy wynajmujący się do zbierania przyjeżdża własnym samochodem. Uwierzcie mi, dzisiejsze " wyrośnięte" owoce, niewiele mają wspólnego z tamtymi truskawkami, których dziś nikt pewnie nie chciałby kupić, bo współczesny świat preferuje wygląd! To co w środku...staje się mniej ważne...
Człowiek jednak musi się przystosować, bo nie ma wyjścia...
I niestety, te ekologiczne, nie chcą same rosnąć, owocować, bo również czekają na chemię...
Dość tych opowieści, wiemy jak jest, więc niech w dobry nastrój wprowadzi Was kilka " wiejskich zdjęć.
Serdecznie pozdrawiam w piękne święto Bożego Ciała, zgodnie z tradycją, zerwałam brzozowe gałązki przy jednym z polowych ołtarzy, by strzegły domostwa do przyszłego roku.
Zapraszam niebawem na " kwiatowe wianki", które również są naszą tradycją...

30 komentarzy:

  1. Oj Basiu, w pełni z Tobą się zgadzam. U mnie nigdy truskawki nie wyrastały, ale zawsze w sezonie kupuję je od lokalnych gospodarzy na targach (głównie na moim ukochanym krakowskim Kleparzu). Jeszcze parę, paręnaście lat temu to były owoce jak marzenie, a teraz... dwa dni potrzymasz w lodówce i od razu gorzknieją, a co najgorsze pleśnieją. Nawet szkoda mi już ciast z nimi piec, miksuję je z dobrej jakości kefirem i wypijam z blaszanego kubka jak za dawniejszych lat. I takiego koktajlu smak już nie jest ten sam...
    Pięknie u Ciebie w ogrodzie, też w końcu muszę przysiąść i posłać na swojego bloga wiosenne kadry z ogrodu.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie cudowne widoki! I wspaniała opowieść :). Przypomniało mi się, jak w dzieciństwie spędzałam wakacje u dziadków na wsi - zwykle pomagałam w różnych pracach polowych, a najbardziej mi się podobał zbiór liści tytoniu, bo schodzili się ludzie ze wsi, rozsiadali się na łące, rozmawiali i śpiewali, i nawlekali te liście na długie druty, na których potem te liście się suszyło. Babcia wszystkim za tę pracę płaciła, więc żeby było sprawiedliwie, to wnuczkom też - i to były moje pierwsze zarobione pieniądze. A co do truskawek, to dostaję od znajomych ze wsi takie uprawiane bez chemii - są może mało urodziwe, ale za to najpyszniejsze na świecie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas zbioru tytoniu był niezapomniany, jednoczył ludzi.

      Usuń
  3. Wspaniałe wspomnienia Basiu. Bardzo dziękuję za piękne wiejskie kadry, na prawdę się nimi ucieszyłam, bo do 10. roku życia mieszkałam na wsi,
    "Wsi spokojna, wsi wesoła" jak pisał Kochanowski.
    Truskawki z plantacji nie mają słodkiego smaku jak dawniej.
    U mnie przy domu rośnie m.in. łubin. Lubię takie babciowe kwiaty. Pozdrawiam serdecznie Basieńko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na babcię przystało, mam tych kwiatów sporo:-)

      Usuń
  4. Cóż, wszystko się zmienia ale nie wszystko na lepsze.
    Dziękuję, Basieńko, za sielskie kadry, zdjęcie z konikiem ciągnącym wóz wywołuje u mnie szczególne wzruszenie.
    Posyłam uściski.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świąt idzie w innym kierunku i to nieuchronne.Wiesz, u nas sadzonki to też flance.Chodziłam do PGRu zrywać truskawki ale pieniążki częściowo dawałam mamie.Ogrod bajeczny .Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. muszę poszperać, skąd ta nazwa?

      Usuń
    2. Myślę że z j.niemieckiego , flanzen -sadzić,sadzonki.Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Oj tak, wiosna pędzi jak szalona! Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie flowersblossominthewintertime.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Z ogromną przyjemnością przeniosłam się do przeszłości. Masz rację, dawniej chemii nie było. Aż trudno uwierzyć. Serdeczności przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tak krótkim czasie człowiek zatruł wszystko.

      Usuń
  8. Faktycznie wiosna mija ekspresowo. Po temperaturach można sądzić, że to już lato. Jako dziecko uwielbiałem pierogi z truskawkami, ale teraz smak mi się trochę zmienił. Nie mniej jednak oglądając zdjęcie przeniosłem się do tych fajnych czasów a konia z furmanką to już praktycznie nie pamiętam. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden z gospodarzy w naszej wiosce ma konia i uprawia ziemię tradycyjnymi metodami.

      Usuń
  9. Ostatnio zastanawiałam się, czy wiejskie dzieci będą znały konia z gospodarstwa, czy bardziej z obrazków w książce. Bo ostatnio od jednego z nich usłyszałam, że mleko jest ze sklepu, a nie od krowy... U mojej babci od strony taty "wynajmowało się" dziewczyny ze wsi, aby pilnowały dzieci podczas żniw oraz wykopków. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, internet pokaże dzieciom zdjęcia:-) moi potomkowie będą oglądać te zrobione przeze mnie...

      Usuń
  10. Witaj już czerwcowo Basiu
    Tak Pani Wiosna pod rękę z Naturą bardzo spieszą się w tym roku. A świat niestety się zmienia. Nie zawsze na lepsze. To nieuchronne. Możemy tylko sami zatrzymać nie tylko w sercu, to, co było.
    Pozdrawiam jeszcze majowymi wspomnieniami

    OdpowiedzUsuń
  11. Podpisuję się pod każdym Twoim słowem Basiu. Myślałam, że tylko mój czas tak mknie. Jak bliskie mi są Twoje wspomnienia. W naszym ogrodzie pierwsze kwiaty truskawek przymarzły więc nawet do pojedzenia kupuję. Truskawki są dorodne, jak nadmuchane ale smak daleko odbiega od tych, które dopiero dziś zerwałam na naszym ogrodzie. Już niestety tego nie zmienimy. Pozdrawiam najserdeczniej:):):)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdy mamy swoje truskawki, od razu robimy jakieś dżemy czy placki z truskawkami :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Też pamiętam te plantacje...jednak powiem Ci 😃 że ja czekam u siebie na truskawki...żadnej chemii...to co mam wykorzystuje...na razie cztery spróbowaliśmy. Niech rosną swoim tempem...bo to co się dzieje, to jak napisałaś jakiś pociąg...ja chyba jeszcze nie wysiadłam...hihi

    OdpowiedzUsuń
  14. Truskawki uwielbiam, aż żal, ze już się kończą. Trochę zamroziłam. Basiu jak patrze na Twój łubin to sobie przypominam jak sypałam kwiatki :) Rano babcia nas / mnie i siostrę/ zabierała na działke , gdzie skubałyśmy głównie łubin a wieczorem sypałyśmy kwiaty na Boze Ciało i oktawę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie piękne wspomnienia zostają na zawsze...

      Usuń
  15. Już nie pamiętam kiedy ostatnio zjadłam tyle truskawek co do tej pory. Mogę je jeść i jeść bez końca. Podobnie mam z borówkami leśnymi. Nigdy nie mam dość. Przepiękne zdjęcia Basiu, aż pachnie ta łąka. Wiosną w tym roku dała czadu. Szkoda tylko, że potem szybko wróciło zimno i przymroziło plony. Uściski z Krakowa

    OdpowiedzUsuń