Będzie więcej czasu, może mniej zawodowego stresu, więc zachęcam do dłuższego pobytu w kuchni.
Co wolicie: parówki w płaszczyku czy kisz pod pierzynką?
Dobrze, nie będę was dłużej trzymać w niepewności.
Parówki mają dłuższy staż u mnie w domu...No to zaczynamy:
Najpierw zachęta:
I bierzemy się do pracy:
-zarobić ciasto z:
1 kg mąki, 2 duże kefiry, 10 dag drożdży świeżych rozpuszczonych w kefirze, 5 łyżek oleju, sól, zioła, np.prowansalskie lub oregano.
-rozwałkować, wykroić kwadraty o boku ok. 12 cm, smarować ketchupem, kłaść pół parówki"jedynki", lub innej cienkiej, słupek sera żółtego, pasek ogórka konserwowego, zwinąć i piec na blaszce ok pół godz. do upieczenia na rumiano
-smakują wyśmienicie na gorąco, na zimno też dobre.
A teraz Quiche czyli kisz na zdjęciu poniżej
Zarobić ciasto kruche z:
20 dag mąki, 1 żółtko, 10 dag masła, 3 łyżki kwaśnej śmietany, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, sól
i włożyć na godzinę do lodówki.
Następnie wyłożyć na blachę ( na papier do pieczenia), podpiec i na podpieczone ciasto wylać nadzienie, piec jeszcze ok 20-30 minut.
nadzienie:
2 pory pokrojone w piórka usmażyć na maśle, ostudzić, dodać 10 dag startego żółtego sera, 3 całe jaja, 6 łyżek gęstej śmietany, sól, pieprz ( można dać szynkę pokrojoną w kostkę), wszystko wymieszać.
Najlepiej smakuje na gorąco.
Życzę smacznego.
A teraz niespodzianka dla Bożenki, Ilony, Ani, Agnieszki, Gosi ( którym podobają się moje obrazy) i dla innych też ( jeśli to lubią).
Kolejny obraz, w którym zamykam moje marzenia.
Wiejska kapliczka z bzami i kwitnącym dzikim drzewkiem owocowym. Przed taką kapliczką gromadziły się w maju dzieci, dojrzałe kobiety i staruszki i śpiewały Maryjne pieśni. Płynęła melodia kołysana szumem majowego wiatru,ubogacana śpiewem ptaków, otulana wonią bzów, fiołków i jaśminów.
Dzieci śpiewały zbyt szybko, kobiety zbyt wolno, a Matka Boża uśmiechała się tak samo przed każdą wiejską kapliczką.
Gdy nastanie maj, zrobię zdjęcie kapliczki z mojej rodzinnej wioski, żeby znów odetchnąć zapachem szczęśliwego dzieciństwa.
Pozdrawiam Czytelników sentymentalnie i... do następnego posta.
same pyszności a obraz przepiękny:))pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBasiu:)piękny:)))ja kiedyś miałam ochotę robić zdjęcia przydrożnym kapliczkom,ale wiesz,ciągle się gdzieś spieszymy,nie ma jak autem stanąć i tak jakoś plan zszedł na plan dalszy :)))a o takiej kapliczce wiem ,że jest w Szczyrku i do dziś kobiety chodzą do niej na majówce:)))mam nadzieję ,że w końcu i ja się tam załapię:))))pozdrawiam cieplutko:)))
OdpowiedzUsuń... popatrze tylko na te frykasy!
OdpowiedzUsuńA kapliczka piekna.
Serdecznosci
JUdith
Uwielbiam takie kapliczki, maja w sobie magię;-)
OdpowiedzUsuńA przepis wykorzystam na parówki, bo ostatnio duuużo pieczemy;-)
Dzięki Dziewczyny, warto malować dla Was, pozdrawiam i idę właśnie... do sztalugi:-)
OdpowiedzUsuńParówki!!!! Jak ich nie ma u nas w lodówce to nie jest dobrze. W szczególności moja córka nad tym ubolewa. Blog cudowny , obrazy wspaniałe :) Zazdroszczę talentu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWobec powyższego- maluję dalej. Mam nadzieję, że znów się pojawisz, cieplutko, wiosennie pozdrawiam:-)
UsuńKolejny piękny obraz:)
OdpowiedzUsuńKiedy byłam młodsza, znaczy się w słodkich czasach liceum (hihi, wydaje się, że to tak niedawno, a już 10 lat minęło:D), chodziłyśmy z przyjaciółmi na piesze pielgrzymki na Jasną Górę. Nigdy nie zapomnę tych wieczornych śpiewów przy wiejski kapliczkach:)Cudowne wspomnienia przywołałaś, dziękuję:)
Cieszę się Ilonko, że się dobrze u mnie czujesz. O kapliczkach jeszcze będzie.
OdpowiedzUsuńA w następnym pościku znów będzie obraz- trochę mi się tego namalowało:-)
Pozdrawiam:-)
Basiu:)Spóźnieni kochankowie czytałam chyba z 10 lat temu.Faktycznie super książka:))Jest wiele takich ,które czytałam jak szalona,nocami,a potem w pracy podpierałam oczy "zapałkami".Teraz mam czas na czytanie i mogę bezkarnie zarwać noc:)Kiedyś próbowałam zapisywać książki które czytałam,ale to się nie da:)trzeba być niesamowicie systematycznym,a ja tak nie potrafię:)u mnie raczej wszystko na żywioł:)pozdrawiam cieplutko))
OdpowiedzUsuńWypisz, wymaluj... to samo u mnie czyli żywioł, tylko, że ja rano w pracy muszę być OK.
OdpowiedzUsuńTeż założyłam zeszyt przeczytanych książek i bardzo szybko się to zakończyło bo brakło systematyczności.
Aktualnie czytam Kopera " Życie prywatne elit artystycznych drugiej Rzeczypospolitej"- oj szaleli niektórzy!
Miłego zaczytywania Bożenko:-)
Chyba skuszę się na kisz :) chociaż parówki też muszą być. Cudowny blog. Dziękuję za uśmiech i serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitaj Ino w moim gronie. Cieszę się Tobą i pozdrawiam wiosennie. Zostań z nami:-)
OdpowiedzUsuńBędę powracać nie dla jadła , ale sztuki, - kapliczki jeszcze stoją ,ale samotnie [nie słychać już śpiewu w maju] smutne pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńWitaj Dusia, miło mi Cię gościć. W naszych stronach jeszcze słychać majowe śpiewy. A ja zasadziłam wczoraj bratki przed kapliczką naszego wiejskiego Chrystusa. Gdy zakwitną bzy zrobię zdjęcie, a może nawet namaluję obraz.
OdpowiedzUsuńJeśli masz bloga, daj mi swoje namiary, też Cię odwiedzę. Pozdrawiam wiosennie:-)
No tak...wciaz cos lasuchowatego na blogach znajduje, wciaz cos pichce a potem pytam..dlaczego ja nie moge schudnac..no dlaczego.?.ta zacheta Twoja na pierwszym zdjeciu posta juz mnie wypedza do kuchni.)
OdpowiedzUsuń