Zanim o pamiątkach i wędlinach będzie mowa, jestem zobowiązana podać wyniki kwiatowego zapytania w związku z zakończeniem mojego alfabetu kwiatów.
Przyznam, że wiele Waszych porównań do kwiatów bardzo mnie wzruszyło i za wszystkie dziękuję. Te komentarze pod kwiatowymi postami były podziękowaniem złożonym kwiatom za kilka lat ich starań.
Mój ogród w ostatnich latach bardzo zmizerniał. Kwiaty muszą zaczekać.
Najpierw odsunęła je na bok konieczność ośmioletniej, stałej opieki nad ciężko chorą Mamą.
Zaraz po Jej śmierci zaczęły się pojawiać na świecie moje kolejne ukochane Wnuki, którym poświęcam jak najwięcej czasu.
A że jest ich czwóreczka, a wszyscy są w bardzo młodym wieku, to czasu na kwiaty zostaje maleńko. Mam świadomość, że kwiaty poczekają, a dzieci dorastają tak szybko i żaden dzień nie powróci.
Korzystam zatem z moich zbiorów fotograficznych, a dorywczo wpadam do ogródka i nadal coś mi tam zakwita:-)
Wróćmy jednak do konkursu:
Bywają takie słowa, które potrafią uruchomić lawinę wspomnień, wzruszeń, piękna zachowanego na wieki w sercu.
Tym razem taką lawinę wspomnień poruszyła Oleńka https://wewanderers.blogspot.com/
która w komentarzu napisała:
" A co do kwiatka, z którym ja bym się utożsamiała....Myślę, że to
niezapominajka. Nie pamiętam, czy pisałaś o niej, ale dla mnie to ważny
kwiatek, bo kojarzący mi się z ciepłymi, radosnymi chwilami, gdy jeszcze
żyła moja Mama. Nie zapominam o Niej, wciąż jest ze mną chociaż Jej nie
ma. Kwitnie w moim sercu na niebiesko, bo to był jej ukochany kolor. Barwa
niezapominajek i fiołków. Jak ulubiony prochowiec Mamy, jak jej
fartuszek kuchenny, który mam do teraz...Jak pogodne spojrzenie w
odległą przeszłość, gdy zawędrowałyśmy z Mamą w głąb leśnego uroczyska i
dostrzegłyśmy tam tak cudne niezapominajki, jakich nigdy wcześniej nie
widziałyśmy. Błękitna polana jak ze snu. Jak kawałek nieba w środku
lasu. Udało nam się wówczas wykopać maleńką kępkę tych kwiatków i
posadzić w naszym ogrodzie. Kwitną do dzisiaj tworząc niebieski
kobierzec, choć od tamtej pory ponad trzydzieści lat minęło...Ilekroć
tutaj, na Pogórzu wędruję lasami i dojrzę niezapominajki od razu
uśmiecham się na wspomnienie tamtego spaceru z Mamą a w oczach szklą mi
się łzy. I cieszę się, że i w moim ogrodzie niezapominajki kwitną co
roku przy płocie. Takie ufne, skromne i nieśmiałe, ale wierne i pełne
delikatności. Moje niezapominajki....
Wyobraziłam sobie w jednej chwili całą tę scenę i to uroczysko, które swym pięknem zapadło w serce Oleńki i trwa do dziś, i trwać będzie już zawsze.
Dlatego postanowiłam namalować Oleńce "niezapominajkowego" Anioła na krążku brzozy, bo to moje ulubione drzewo, z którym wiąże się wiele wspomnień mojego życia.
Każdy z nas ma takie miejsca, które rzuciły kiedyś na niego urok.
Ja przeżyłam takie olśnienie wędrując poprzez stary, jabłoniowy, kwitnący sad, do maleńkiej cerkiewki skąpanej w promieniach słońca.
Ten widok i to poruszenie serca, którego wówczas doznałam, nie często się zdarza, ale jeśli już się zdarzy, nie sposób go zapomnieć. Jeśli chcecie zobaczyć to cudo, zapraszam na posta sprzed kilku lat:
https://5porroku.blogspot.com/2014/05/u-nas-dosc-gowe-podniesc-ilez-to-widokow.html
A może ktoś z Was, w komentarzu pod tym postem zechce napisać o swoim uroczysku...będę bardzo wdzięczna.
Tymczasem czas na pamiątki i wspomnienia.
Ten opuszczony dawno temu dom, kiedyś tętnił życiem, był piękny i zadbany.
Dziadkowie mojego Męża "pobudowali" go zaraz po powrocie z Ameryki w latach międzywojennych.
W tym domu pierwsze lata swojego życia spędził mój Mąż, jako, że w tamtych czasach wszędzie istniały rodziny wielopokoleniowe, a system wychowawczy był zupełnie inny niż współczesny.
W takim domu, otoczonym " guldynem" była sporych rozmiarów kuchnia, a w niej ważne miejsce zajmował ten właśnie przedmiot czyli solidny młynek do mielenia pieprzu.
W każdym gospodarstwie hodowano świnie, nikt ich nie badał, gospodarz sam wiedział, czy są zdrowe, nikt ich nie ewidencjonował i nie musiały spełniać " europejskich norm".
Nawet jaskółkom dymówkom wolno było budować w stajniach gniazda i zgodnie bytować z innymi zwierzętami.
Dwukrotnie w ciągu roku, przed świętami Bożego Narodzenia i przed Wielkanocą, urządzano w domu świniobicie.
Starannie przygotowywano wyroby, nic się nie mogło zmarnować, zabezpieczano je przed zepsuciem, wykorzystując różne znane metody, bo przecież nie było wówczas lodówek i zamrażarek. Zatem pieprz był nieodzowną przyprawą.
Ten młynek w czasach swojej świetności zmielił wiele ziaren pieprzu, pachnącego, mocnego w swej sile. Potem powędrował do nowego domu wybudowanego przez moich Teściów, którzy dawno już nie żyją, a od wielu, wielu lat jest pamiątkowym eksponatem bo ponad stuletni wiek daje mu takie uprawnienia.
Długi żywot i wiele pracy odcisnęły na nim swoje piętno, dlatego odpoczywa sobie spokojnie.
Wspomnienia przychodzą o różnych porach, ale zachody słońca sprzyjają im w sposób szczególny, zwłaszcza te jesienne.
Zapraszam więc na kolejne " wspominki", na ile czas przedświąteczny pozwoli.
Jeszcze raz chcę Ci gorąco podziękować Basieńko za to wyróżnienie i za anielski podarunek. Jest obok mnie, gdy pisze te słowa, uśmiecha się do mnie błękitnym spojrzeniem, wzrusza.Będzie dla mnie bardzo ważna pamiątką, dopełnieniem mojego wspomnienia, będzie mi się też zawsze kojarzył z Tobą, pełną wrażliwosci, ciepła i dobra osobą.***
OdpowiedzUsuńA co do starych, solidnych przedmiotów z duszą, to dobrze że są, że przywodzą na myśl wspomnienia sprzed lat, sprawiają, że dawne czasy znowu ożywają, gdy tylko spojrzy sie na te przedmioty, gdy tylko weźmie sie je w dłonie. Co zostanie po nas, po naszych czasach ,w których coraz więcej produkuje sie chińskich plastików i marnej jakości sprzętów domowych?
Pozdrawiam Cię serdecznie, Basieńko mnóstwo życzliwych myśli Ci zasyłam!:-)***
Cieszę się Oleńko, że mogłam Cię poznać, wiele od Ciebie biorę...
UsuńNiech Anioł przynosi Ci dobre wspomnienia oraz nadzieję na nowe dni.
Piękny post, wiele miłych słów, wspomnień. Zastanawiam się niejednokrotnie jakie wspomnienia będą miały obecnie młode pokolenia. będąc nieraz w domach młodych ludzi widzę same nowoczesne przedmioty, rzadko kiedy widzę przedmioty, używane przed laty przez rodziców czy dziadków. Chociaż nie można generalizować. Przecież te przedmioty to składowa naszych wspomnień, naszych więzów z poprzednimi pokoleniami. Pozdrawiam serdecznie tak już świątecznie.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że moi dorośli dawno Synowie bardzo cenią sobie rodzinne pamiątki, wierzę, że je przechowają i zaszczepią w swoich dzieciach takie przywiązanie.
UsuńPiękny Anioł dla Oli, która tak pięknie opisała swoją Mamę. A wiesz Basieńko, że ja mam podobny młynek, po babci? Tej z okolic Mielca. I mam problem, bo różnych rzeczy po niej mam dużo. O torebce już pisałam. Chyba wybiorę trzy rzeczy, zamiast jednej. Wędlin nie umiem robić, moja mama jeszcze robiła i mam jej przepisy, za to mój mąż ma w pracy pana, w którego domu robi się takie smakołyki i zamawiamy u niego wędliny. Jak kupuję w sklepie to po 3 dniach są oślizłe , a te od niego nawet po 3 miesiącach pachnące, tyle że twarde. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTe sklepowe są wszystkie " chemiczne".
UsuńBardzo nostalgiczny wpis wyszedł. Wzruszający. Piękne wspomnienie Olgi. Moja Mama jeszcze żyje, ale mam takie ciepłe, serdeczne wspomnienia o moim Tacie. Tesknię za Nim. Wspomnienia ożywają czasem dodatkowo przy spojrzeniu na zdjęcie, na którym leży na przełęczy oparty na łokciu, taki młody..., na innym, na którym trzyma mnie małą na rękach, ożywają przy wędrówce po górach...
OdpowiedzUsuńWędliny domowe są najlepsze... nie ma wątpliwości...
Młynek cudny. Ja mam stary młynek do kawy po chrzestnej mojego męża, jest chyba naprawdę dość stary, bo widziałam taki w którymś skansenie...
I moje wspomnienia Taty są bardzo wzruszające- to już 15 lat.
UsuńBasiu, to jeden z wielu Twoich postów przy którym oczy zrobiły mi się dziwnie mokre. Wzruszająca opowieść Oleńki i Twoje wspomnienia. Mnie przypomniały się wędliny robione u mnie w domu rodzinnym. Tak jak piszesz - świniobicie i wszystko było przetworzone. Od zasolonej słoniny, smalcu, mięsa w marynatach (brak lodówki)aż po pyszne kiełbasy. Zazwyczaj wędzenie było wieczorem, to długi proces więc Tatuś wracał z cieplutką, pachnącą kiełbasą w środku nocy. I bez względu na godzinę, budził mnie i siostrę bo musiałyśmy spróbować kawałeczek. Może kogoś gorszę że jedzenie w środku nocy ale tego smaku późniejsze odgrzewanie nie dawało. I teraz po tylu latach pamiętam ten smak i zapach. I cieszę się, że takie wspomnienia też mam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKiełbaska prosto z wędzarni- jeszcze ciepła...dobrze, że Was budził, to pozostało w pamięci i sercu na zawsze.
UsuńWspaniały post powstał z Twoich wspomnień Basiu i Olgi. Piękny i wzruszający prezent zmalowałaś. Masz rację Basieńko, że poświęcony czas jest najpiękniejszym prezentem, a ucieka niestety niemiłosiernie i nie wiadomo ile człowiekowi jest go dane. Ściskam serdecznie.:)
OdpowiedzUsuńKażda chwila jest ważna.
UsuńInne mamy czasy, bardzo inne:) Sama nigdy nie byłam przy świniobiciu, dziadkowie nie pozwalali patrzeć. Może to i dobrze?
OdpowiedzUsuńWzruszył mnie tekst jaki napisała Ola a Twój anioł Basiu zachwycił - na pewno przyniesie jej szczęście.
Przesyłam serdeczności.
Dzieci mogły uczestniczyć tylko w tej lepszej części całego, długiego procesu.
UsuńDla mnie to czasy odległe. Mój tata jak był młody to miał okazję wyrabiać wędlinę na święta, mimo że też mieszkał w mieście, ale w domu prywatnym. Jak byłam dzieckiem, tak było, że robiło się na święta własne wyroby. Teraz własnym wyrobem jest pieczony schab.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
I ja się ograniczam tylko do pieczonych mięs oraz mięs w słoikach.
UsuńPrzepiękne wspomnienia Oli o ukochanej mamie. Basiu, kolejny bardzo piękny anioł.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że młynek do pieprzu jest dla Ciebie cenną pamiątką. Mam po prababci bardzo podobny młynek do pieprzu. Mam inne młynki (elektryczne), to pieprz mielony w tym starym młynku ma całkowicie inny smak. Mięso kupujemy u rzeźnika i od kilku lat sami robimy wędliny. Są pyszne, bez konserwantów.
Serdecznie pozdrawiam:)
Zazdroszczę tej umiejętności.
UsuńKochana Basiu, wreszcie dotarłam.:)
OdpowiedzUsuńWspaniały, wzruszający post. Anioł przepiękny.
Oj wiele wspomnień plącze się w mojej głowie, tylko czasu brak, by o tym napisać. Wracam tak zmęczona z pracy, że nie mam siły na nic, a tu czeka wiele zaległych spraw... Na nowo kaszlę i jestem bardzo osłabiona.
Ciągle nie mogę złapać formy...
Ale dosyć narzekania.
Dzisiaj jeszcze czeka na mnie 25 sprawdzianów z mitologii.
Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko.
Pełnego powrotu do zdrowia Ci życzę Basiu.
UsuńGratuluję Oleńce i niech ten niezapominajkowy anioł przyniesie jej radość.
OdpowiedzUsuńBasieńko, dziś swojskie, domowe wędliny to prawdziwy rarytas i coraz większa rzadkość. Ale ich smaku nie da się porównać z tymi kupnymi.
Ściskam.
Masz rację Małgosiu.
UsuńWidać po nim ślady starości.
OdpowiedzUsuńGratuluję Oleńce . Basiu piekny wspomnieniowy post , masz rację wspomnienia pojawiają się nam w głowie o różnych porach . Wspomnienia najbliższych i dzieciństwa bardo cżęsto . Tęsknimy za tym minionym czasem. Pozdrawiam przedświątecznie.
OdpowiedzUsuńZ każdym rokiem jest ich więcej.
UsuńMam taki młynek, tylko drewniany, powycierany, ale nadal doskonale mieli pieprz, i tylko takiego używam w kuchni:-) mięsa już w marynacie, w ilości małej:-) po niedzieli wędzenie, swoje wędliny na święta najlepsze; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńP.s. Gratulacje dla Oli.
Będą pyszne.
Usuńoj, ależ bym nadała temu młynkowi nowego życia :) Piękny anioł na krążku brzozy!
OdpowiedzUsuń?
OdpowiedzUsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuńDawniej w ogóle było inaczej. I nie chodzi mi o to, że każde starsze pokolenie tak mówi. Dawniej było mniej postępu, więcej pracy a mimo to człowiek miał więcej radości, więcej czasu, więcej relacji z ludźmi... a teraz niby pralki, piekarniki, samosprzątające ufa, i człowiek umęczony i jakiś taki... do kitu.
OdpowiedzUsuńDawne czasy były pełne życzliwości, a dziś króluje zawiść i wyścig szczurów
UsuńOj Basiu, znów wywołałaś bardzo nostalgiczny nastrój. Uwielbiam takie klimaty i z ogromną przyjemnością zanurzyłam się w lekturze Twojego posta.
OdpowiedzUsuńBędzie ich więcej.
UsuńPiękny post Basiu. Kocham wspomnienia pełne nostalgii i wzruszeń. Jestem niesamowicie na to wrażliwa. Pielęgnuję i bardzo dbam o przedmioty po moich przodkach, dawne zdjęcia, listy i przedmioty codziennego użytku. Są dla mnie prawdziwymi skarbami. Twoje wspomnienia przeczytałam z łezką w oku i ogromnym zaciekawieniem, tak samo wspomnienia Olgi o Mamie. Piękne <3
OdpowiedzUsuńAnioł zachwyca <3
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Wśród nas jest wiele osób kochających pamiątki.
UsuńPodobny młynek znajdował się w chatce mojej prababci. W tym samym domku, położonym w samym sercu lasu, w blasku lampki naftowej, przyszła na świat moja babcia, a także mój tata i jego rodzeństwo. Kto wtedy myślał, aby zawieść rodzącą do szpitala. Zresztą to było wyprawa życia - najpierw końmi trzeba było zjechać po wyboistej i pełnej kamieni drodze w dół osady, a potem jeszcze trochę jechać do miasta. Bezpieczniej było rodzić w domu.
OdpowiedzUsuńA co do samego młynka, i nie tylko młynka, to co myśmy się z kuzynostwem nabawili, że gotujemy za ich pomocą jakieś potrawy, to tego chyba nikt nie wie. Ach, co to były za czasy...
Pozdrawiam
Piękne wspomnienia zachowalaś Karolinko
Usuń