Za oknem jeszcze śnieg. Nawet zimową porą lubię poranki. Kiedy wokół cisza i świat oddycha sennie i miarowo, napływają wspomnienia. Przy kubku świeżo zaparzonej kawy przenosimy się w chwile minione, dobrze zapamiętane i wywołujące ciągle miły skurcz serca.
Dzieciństwo...
Brnęłam do szkoły oddalonej od mojego domu o 3 km przez zaspy otulające pola, rowy i małe zagajniki.
Tęgi mróz sklejał rzęsy, a śnieżynki migotały w słońcu piękniej niż drogocenne klejnoty.
Oczywiście, do tej szkoły uczęszczały wszystkie dzieciaki z mojej wioski, biednej i pięknej, do której elektryczność zawitała kiedy miałam 10 lat. Tak, tak, przez pierwsze trzy klasy szkoły podstawowej uczyłam się przy świetle lampy naftowej. Czytałam przy jej skąpym świetle setki książek i ta pasja pozostała we mnie do dziś, tyle, ze teraz mam do dyspozycji mocniejsze źródła światła.
O książkach też będzie w moim blogu, ale innym razem.
Dziś wracam do rozpoczętego wątku.
Otóż w największe mrozy pan Czesław, ojciec czwórki dzieci, zaprzęgał duże sanie, które były wyścielone słomą, a pod nogi wkładał nam, małym pasażerom nagrzane cegły. Zabierał nas wszystkich, a dużo nas było, przykrywał kocem i zawoził do szkoły pośród pisków i radości. Nawet klacz o imieniu Baśka zdawała się być wesołą podczas tych wycieczek.
Niestety nie mam żadnej fotografii, a szkoda. Ale któż wtedy miał aparat fotograficzny?
Musicie mi wierzyć na słowo!
Od kilku lat nie ma już pana Czesława, a może zaprzęga sanie w innym świecie...
Ale wspomnienia pozostały. Piszę o tym, żeby czytającym uzmysłowić, że małe sprawy podjęte z potrzeby serca, bezinteresownie, zapadają w serca innych na zawsze. Dziś pewnie nie przypomniałabym sobie pana Czesława, gdyby kiedyś nie podjął tego gestu z dobroci swego serca.
A może i o nas ktoś kiedyś opowie lub napisze coś miłego...
Tego Wam życzę...
Piękny to musiał być widok , zazdroszczę tak cudnych wspomnień.
OdpowiedzUsuńJak pięknie, że tu wróciłaś!
UsuńOj wieczór mam pod hasłem wzruszeń i sentymentalnych opowieści ale lubię... lubię :))))
OdpowiedzUsuń