sobota, 11 lutego 2023

Powoli będziemy żegnać zimę...

Choć ma dużo uroku ( zima) to jednak zdecydowana większość ludzi wypatruje wiosny, a ja przypominam, że istnieje jeszcze przedwiośnie.

Zimowy pejzaż wraz ze wspomnieniami musi się wpisać w lutowy post, a potem będzie już coraz bardziej kolorowo:-)
Mój obraz przywołał we wspomnieniach Babcię, która wszędzie szła pieszo, a od nas jak już wiecie, wszędzie było daleko.
Dwie najczęstsze trasy wędrówek, które zapisały się mocno w mojej dziecięcej pamięci to droga do kościoła, 5 km w jedną stronę oraz droga do wiejskiego sklepiku, ok 1,5 km.
Na oba powroty Babci oczekiwałam równie mocno.

Po powrocie z niedzielnej mszy św. Babcia przynosiła rulon gazet ( niektóre były bardzo " przeterminowane"), na którym było napisane " Kwapniowo 7" tzn. że były już przygotowane dla konkretnej osoby i podana była należność. W ten sposób kościelny dorabiał parę groszy, a ludzie z obrzeży parafii mogli się coś dowiedzieć " ze świata".
Z niecierpliwością rozwijałam rulon i zasiadałam do czytania, pomimo, że w małej izdebce było jeszcze zimno, bo babcia dopiero rozpalała w piecu kuchenno- grzewczym, wapnem bielonym jak reszta ścian, po powrocie z kościoła.
Jeśli trafiła się "Przyjaciółka" byłam szczęśliwa. Gazeta była dużego formatu, biało- czarna, a kolorowa niby okładka z cienkiego papieru była naprawdę w stonowanych barwach.
Ileż tam było czytania, przepadałam więc na długo w " przyjaciółkowych " informacjach.
Rozczarowana byłam tylko wówczas, gdy zdarzyło się, że jakaś z gazet była już u Babci w zeszłym tygodniu:-)


Druga z wędrówek prowadziła do wiejskiego sklepu.
Szło się wąską ścieżką wśród pól, potem przez mały lasek i wychodziło się na " główną" drogę, piaszczystą i wyboistą.
Tam zaczynały się domy i po minięciu kilku z nich był drewniany dom p. Wichty (Wiktorii), która wydzierżawiała jedną izbę na sklep. Przez pewien okres czasu moja Mama pełniła tam funkcję sprzedawczyni, ale potem przeniosła się do Olesna i do końca pracy zawodowej była kierowniczką Wiejskiego Domu Towarowego, gdzie mogła choć w pewnym stopniu realizować swoje matematyczne zdolności przy sporządzaniu zamówień, podliczaniu utargów i systematycznym prowadzeniu kasy, obniżkach cen i remanentach.

Ale wróćmy do sklepu. Taki wiejski sklepik, gdzie można było nabyć nie tylko artykuły spożywcze, ale również gospodarczo- przemysłowe miał swój klimat. Małe pomieszczenie wypełnione po brzegi różnymi " skarbami" przegrodzone było " ladą", która stanowiła granicę między kupującymi a sprzedawcą, a od strony sprzedawcy była szuflada zamykane na kluczyk, w której mieścił się dzienny utarg. Podłoga świeciła wyszorowanymi deskami, panował ład i porządek.
Zimą, gdy rola odpoczywała, mieszkańcy wioski często zaglądali do sklepiku, nawet po zapałki, by się spotkać, porozmawiać, czegoś nowego dowiedzieć. Wiadomo było kto ma grypę, a kto zaniemógł poważniej, komu urodziło się dziecko, a komu padło bydło. 
Latem, gdy mieszkańcy wioski szli w pole, sklep był otwierany dwa razy dnia, w godzinach takich, żeby mogli spokojnie dokonać zakupów.
Babcia delikatnie przecierała wilgotną szmatką zebrane z gniazd jajka, by je sprzedać i za to kupić podstawowe produkty.
Wśród nich było 10 dkg orzechowych cukierków, które były przepyszne i którymi babcia nas skromnie obdzielała. 
Nic dziwnego, że stałam na ścieżce i wypatrywałam czy Babcia już wraca.
Takiego cukierka rozgniatałam i robiłam miazgę orzechowo- cukierkową, która smakowała wybornie:-)
W sąsiedniej wiosce jest jeszcze taki sklepik w remizie strażackiej, w którym sympatyczna p. Ania obsługuje klientów i ja czasami zabieram tam Wnuki w drodze na okoliczne place zabaw.
Niech zobaczą coś, co niebawem zniknie całkowicie z polskiego krajobrazu.
Wystarczy tych opowieści, bo obowiązki wzywają.
Życzę Wam miłego weekendu i kolejnego tygodnia oczekiwania na przedwiośnie.
Amarylki i hiacynty, które okrasiły moje wspomnienia pochodzą z mojej kolekcji i są pierwszymi, które zakwitły tego roku, ale to nie jest koniec, na pozostałe musimy poczekać.



26 komentarzy:

  1. Pięknie opisałaś swoje wspomnienia z czasów, które już na pewno nie wrócą. Dziś jest dużo łatwiej, choć nie zawsze. Niestety czasy spotkań i pogaduszek już chyba dawno za nami bo wirtualny świat dał nowe możliwości kontaktów, ale spowodował ograniczenie kontaktów z najbliższym otoczeniem. Pięknie przedstawiłaś wspomnienie w obrazie.
    Przedwiośnie też chyba poszło w zapomnienie bo i pory roku troszkę zmieniły swoją intensywność. Przedwiośnie chyba jest najbardziej odczuwalnym przejściem.
    Pozdrawiam Alina

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak przepięknie opisałaś swoje wspomnienia z dzieciństwa. Te czasy już na pewno nie wrócą. Czy dziś jest łatwiej może tak, może nie. Jakże cudowne są te wspomnienia przedstawione na twoim obrazie. A przedwiośnie chyba zmieniło całą swoją intensywność.
    pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasy dzieciństwa zawsze mają ten szczególny klimat. Tak myślę, że i współczesne dzieci będą wracać z nostalgią do czasów dzieciństwa. A Twoje wnuki z pewnością odnajdą się w klimacie tego obrazu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie wracamy we wspomnieniach do przeszłości. Wspomnienia wydają się takie archaiczne. Zmiany są tak kolosalne aż trudno uwierzyć że to nasze wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne wspomnienia Basiu. Ślicznie Ci zakwitły kwiaty, aż mi się zachciało białych hiacyntów. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Basieńko, masz taki dar słowa, że czytam i się wzruszam.
    Przedwiośnie czuć już w powietrzu.
    Obraz zachwyca, tyle w nim ważnych detali, nawet ptaszki na krzaku po lewej stronie.
    Tulę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny wzrok i spostrzegawczość Małgosiu.

      Usuń
  7. Namalowane drzewa wiernie odzwierciedlają, te na zdjęciu. Ja wychowywałam się na obrzeżach miasta, wśród pól i też wszędzie było daleko, a autobusy miejskie nie chodziły. Małe sklepiki do tej pory przedkładam nad wielkie supermarkety. Oprócz "Przyjaciółki" czytałam również " Filipinkę" oraz
    "Kobietę i życie". Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dwa tytuły czytałam bywając gościem u p. Marysi w kiosku " Ruchu".

      Usuń
  8. Basiu amarylki masz cudne, obrazek zimy świetny a ja choć wychowana w mieście często jeździłam do mojej babci która mieszkała na wsi zabitej deskami i bywałam czasem jako dziecko w takim wiejskim sklepie , fakt to było niesamowite przeżycie. Teraz jako emerytka lubię chodzić , szkoda że tak daleko do kościoła nie mam. A dar pisania masz niesamowity, lubię Cię czytać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stare opowieści przywołują różne wspomnienia.

      Usuń
  9. Takich opowieści to ja mogę słuchać/czytać bez końca :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękny obraz zimowy Basiu. Piękne wspomnienia, które jak zwykle wydobyły moje:) Sklepik u mojej Babci był podobny i niedawno "odkryłam" przypadkowo (w płynie do kąpieli) zapach, który właśnie przywołał jego wspomnienie. Ten zapach - spożywczo-kwiatowy był dla mnie trudny do zidentyfikowania. W naszym sklepiku była jeszcze taka podświetlarka do jajek - sprawdzało się, czy nie są "zalęgnięte" , gdy oddawało jaja do sklepu. Nie mogę sobie przypomnieć, czy Babcia dostawała za nie pieniądze, czy był to towar wymienny, ale pamiętam jak obserwowałam, czy wśród przyniesionych, wszystkie będą dobre.
    Uściski Basiu

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też uwielbiam Twoje opowieści, opisujesz w nich takie życie, jakie sama chciałabym wieść. Może nie wszystko, nie chcę się zarzekać, ale bardzo wiele jest w tych wspomnieniach tego, czego mi brak w dzisiejszych czasach. Nie zawsze to, co łatwiejsze dzięki rozwojowi cywilizacji, jest lepsze, bardzo często jest wręcz odwrotnie.
    Małe wiejskie sklepiki to moja słabość:) Kiedy gdzieś jeździmy, bardzo chętnie tropimy takie miejsca, zaglądamy do środka i jeśli poczujemy się choć odrobinę jak w czasach sprzed lat, koniecznie coś kupujemy, cokolwiek, żeby mieć jakiś "łup" z wycieczki:)
    Obraz jest przepiękny!!! Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to zestawienie szarości i bieli zimowego krajobrazu z wiosennymi już kolorami nieba, jakby babcia w wnuczkiem zatrzymali się na drodze i przyglądali nadchodzącej wiośnie. A potem powiększyłam obraz i wtedy zobaczyłam całe bogactwo szczegółów! Nie wszystko w zimie jest szare lub białe. Kwiecista chustka babci, czerwone owoce na krzewie, rany Chrystusa na krzyżu, z resztą nawet biel śniegu nie jest biała, lecz odbijają się w niej kolory nieba. Mogłabym patrzeć na ten obraz bez końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że dostrzegłaś w nim tyle szczegółów, rzeczywiście bardzo starałam się uchwycić klimat takich zimowych wędrówek do kościoła.

      Usuń
  12. Obraz jak zwykle u Ciebie sercem malowany :) piękne wspomnienia Basieńko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. I był cukier pakowany do papierowych torebek, i marmolada na wagę w papierze, a za złotówkę sklepowy odliczał mi 5 cukierków. Mój sklepik miałam za płotem:-) serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  14. Obiecałam dzisiaj napisać.
    Zawsze się wzruszam czytając Twoje wspomnieniowe opowieści.
    W moim sercu też przechowuję podobne. Czytanie Przyjaciółki u Babci, wędrowanie z nią codziennymi ścieżkami. Miałyśmy także taką naszą wyjątkową dróżkę.
    Zakupy w tamtych czasach były rzeczywiście niełatwą sprawą.
    Basiu pisz dalej, zawsze zaglądam tu z przyjemnością. Polubiłam Ciebie i Twoją Małą Ojczyznę.
    Maluj swoje strony wspomnieniami, słowami poezji, zdjęciami i obrazami.
    A zbliżające się przedwiośnie niech wleje w Twoje serce nadzieję

    OdpowiedzUsuń
  15. Pamiętam "Przyjaciółkę" bo i w moim domu bywała. Czytała Mama, a i ja przejęłam w pewnym momencie ten nawyk :)
    Choć dzieciństwo spędziłam w powiatowym miasteczku to też pamiętam małe sklepiki pełne cukierków, wafelków i innych kolorowych łakoci dla dzieci. Fajna była oranżada musująca w proszku którą wyjadało się wprost z torebki...
    Pozdrawiam Basiu serdeczni i dzięki za wspaniałe wspomnienia:)

    OdpowiedzUsuń