Spośród osób pamiętających prababkę Wiktorię, żyje tylko dziewięćdziesięcioletni wujek. Próbowałam od niego wyciągnąć stosowne informacje o zamiłowaniach mojej prababki do biżuterii, ale wujek w tamtych czasach był normalnym, młodym chłopcem, którego nie interesowała zawartość kufra babki bo był zajęty poszukiwaniem pozostałości amunicji na polach wrześniowych walk z 1939 roku.
Z wcześniejszych opowieści kobiet z mojego rodu, prababka Wiktoria jawiła mi się jako ta, która lubiła się " stroić", więc jej kufer zawierał piękne fatałaszki i odpustową biżuterię.
Wśród licznej gromady prawnucząt z całą pewnością dwie kobiety odziedziczyły " strojno- błyskotkowy" gen prababki, moja kuzynka Danusia i ja:-)
Przez wiele lat miałyśmy rozwiązaną wzajemną sprawę prezentów, wiadomo co- biżuteria!
Ale historia poniższej bransoletki nie wiąże się z Danusią, ale z moim Mężem i Nowym Sączem. Kiedyś pewnie o tym wspominałam, ale dla przypomnienia napiszę, że wiele lat temu w trakcie kolejnej wizyty u jubilera spotkałam przecudnej urody bransoletkę.
Ręczna robota, srebro, okazała, szeroka i pięknie zdobiona, moim zdaniem nie miała sobie równej.
I kiedy Mąż widząc zachwyt w moich oczach, usilnie nakłaniał mnie do wyrażenia zgody na zakup, ja wiedziona rozsądkiem, nie zgodziłam się na tak duży wydatek mając na uwadze bardziej przyziemne potrzeby domowe. Niezadowolona sprzedająca, zadziwiona takim obrotem sprawy patrzyła na mnie z osłupieniem.
Żeby nie robić przykrości Mężowi, który bardzo chciał mnie obdarować prezentem, wybrałam inną bransoletkę, dwukrotnie tańszą od wspomnianej zapewniając, że lepiej będzie wyglądać na mojej ręce. I służy mi ona już tyle lat, jest pamiątką tamtej pięknej chwili gdy mąż chciał stracić prawie cały nasz skromny wówczas majątek:-)
Inne brosze, były nawet wykorzystywane podczas naszych szkolnych spektakli teatralnych, bo różne role wymagały różnych akcesoriów.
Ogromnym sentymentem darzę srebrne broszki, z których każda ma swoją historię.
W kolejnym kuferku są tzw. różności na różne okazje.
Lubię podziwiać takie błyskotki, a szczególnie u Szarej Sowy i Alicji- Po tamtej stronie lustra.
Kiedy prababka Wiktoria będąc w podeszłym wieku siedziała na swoim kufrze, nie pomyślała nawet, że jej prawnuczka będzie ją tak często wspominać zakładając kolejne ozdoby z kuferków babci Basi.
W ciepłą, styczniową niedzielę stąpałam po śladach Wiktorii spacerując po przydomowym lasku, który za jej życia był uprawnym polem.
I Was na taki spacer zapraszam, by udowodnić, że nie ma brzydkich pór roku.
Po takim spacerze czas na dobrą kawę przy dobrej lekturze. Dziś polecam:
Eliza Baranowska jest dziedziczką pokaźnego majątku Janowice położonego na Kresach.
Otrzymała go po matce, która wiodła nieszczęśliwe życie u boku niewiernego męża. Po utracie ukochanej mamy Eliza musiała nie tylko pogodzić się z jej odejściem, ale także zaakceptować nową żonę męża oraz swoją przyrodnią siostrę.
Po wybuchu wojny z bolszewikami na dwór napadają białoruscy chłopi. Kobiety ledwo uchodzą z życiem, chroniąc się w górującej nad okolicą wieży. Tajemnicza budowla ma złą sławę, ponoć straszy w niej duch kniaziówny Sonki…
Tymczasem do Janowic wkracza polskie wojsko, w którym służbę lekarza pełni ukochany kuzyn Elizy, Mateusz. Dziewczyna zostaje sanitariuszką i zyskuje bliskiego sercu sojusznika.
W czasie przygotowań do opuszczenia majątku, odkrywa kolejny rodzinny sekret.
"Pani z wieży" to interesująca powieść obyczajowo-historyczna, w której wydarzenia wojenne splatają się z rodzinnymi historiami oraz obyczajowo-miłosnymi dylematami Elizy Baranowskiej, która jest silną, niezależną kobietą walczącą o swoje miejsce w tamtych, trudnych czasach.
Więcej nie napiszę, bo zachęcam do przeczytania niezwykłych zmagań Elizy z trudną rzeczywistością.
Żegnam się obrazem śnieguliczki zawieszonej jak my sami, między niebem, a ziemią...
Pokaźny zbiór broszek masz w swoich kuferkach. Fajnie pooglądać.
OdpowiedzUsuńByło więcej, ale się rozeszło:-)
UsuńUżywając biżuterii kogoś bliskiego, kto już odszedł, mam wrażenie, że ta osoba jest ze mną. Pewnie to samo odczuwasz i dlatego te broszki są dla Ciebie ważne. Dwie z nich (z wizerunkami wyjątkowo mi się spodobały). Jedną (z szarym kamieniem) mam identyczną. Co robisz, gdy to srebro czernieje ? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNiestety, z kuferka prababki nic się nie ostało, jedna z moich ciotek wszystko rozdała koleżankom. Srebrną biżuterię zanurzam w szamponie do włosów.Po kilku godzinach należy ją wypłukać i delikatnie wysuszyć w miękkiej ściereczce. Przechowywane w zamknięciu znacznie dłużej zachowują prawdziwą barwę, a przy dostępie światła szybciej czernieją.
UsuńMoże to i kwestia genów ale ja myślę, że bardziej wrażliwości na piękno a piękne przedmioty z bagażem wspomnień stają się jeszcze piękniejsze:)
OdpowiedzUsuńMasz rację Basiu, nie ma brzydkiej pory roku - świadczą o tym Twoje zdjęcia. Uściski!
Każda pora kryje jakieś piękno, tak jak każdy człowiek.
UsuńA ja Basiu nie lubię biżuterii , zawsze mi przeszkadzała. Ale cóż różne jesteśmy i różne mam upodobania. Jeżeli już to zdecydowanie wolę srebro od złota. Ale lubię też bardzo sobie popatrzeć. Zdjęcia ze spaceru cudne, i zgadzam się z Toba wszystkie pory roku maja swój urok, trzeba tylko na nie umiejętnie patrzeć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bo nie miałaś prababki Wiktorii:-))))
UsuńPiękne masz te broszki, Basieńko, a moją uwagę przyciągnął secesyjny irys. I piękne są Twoje wspomnienia, pełne ciepła.
OdpowiedzUsuńUściski.
Też go lubię.
UsuńBroszki urocze. Znalazłabym parę bardzo w moim stylu :).
OdpowiedzUsuńHistoria z bransoletką piękna. I piękna ta bransoletka (kocham bransoletki).
Lubię bardzo Twoje zdjęcia - pokazują Twoją wrażliwoś na piękno.
I ja też je lubię.
UsuńWidać Basiu że masz sentyment do tych biżutek :) Pięknie wspominasz prababcię ;)
OdpowiedzUsuńNiestety, zmarła tak dawno, że nie miałam szans jej poznać.
UsuńPiękna ta srebrna biżuteria :) Dzięki, Basiu, za podpowiedź wykorzystania szamponu do czyszczenia. Spróbuję :)
OdpowiedzUsuńTylko tę metodę stosuję.
UsuńPiękne są Twoje broszki. Jest kilka, które są podobne do moich, ale ja mam ich zaledwie cztery. Miałam podobną historię z moim M.(chodziło o pierścionek)dlatego wzruszyłam się czytając Twój post. A swoją drogą bransoletka bardzo mi się podoba. Jest taka w moim stylu. Pozdrawiam serdecznie:):):)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że coś w nas jest co przekazali nam przodkowie. Ja to po przodkach mam na pewno skłonność do zbieractwa i nie zawsze są to rzeczy cenne😁 Biżuterię też lubię szczególnie pierścionki wszelakie. Piękne masz te broszki. Udanego roku 2022 życze😊
OdpowiedzUsuńW pierścionkach też gustuję, co łatwo zauważyć, gdyż mój Wnuk mając wówczas 2,5 latka wybrał dla mnie pierścionek w sklepie twierdząc, że babcia na pewno się ucieszy:-)
UsuńW ostatnich dniach brakuje mi czasu na lekturę przy herbatce czy kawie. W pracy czyste wariactwo, więc tego zazdroszczę najbardziej. O biżuterii się nie wypowiem, bo zwyczajnie się nie znam. Moja żona nieraz łapie się za głowę, jeśli coś pokazuję na wystawie u jubilera. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDawno nic nie kupowałam, ale pewnie obecne ceny są szalone.
UsuńTa biżuteria jest szczególnie piękna bo ma swoją historię. I to jest niesamowite. Pozdrawiam Basiu 😊
OdpowiedzUsuńSentymentalna...
UsuńTo prawda Basiu, z tymi genami ;-)) W moim przypadku "strojno-błyskotkowy" gen odziedziczyłam w prostej linii - po mamie! Zatem i szafy pełne od odzienia i "sroczka" ze mnie okrutna, co biżuteryjnych świecidełek nieco w kuferku skrywa a i buciki też lubię... ech kobiece słabostki!
OdpowiedzUsuńPróbuję sobie wyobrazić, jak wyjątkowa musiała być bransoletka, dla której Ty nie straciłaś głowy, pomimo, że małżonek był gotów wydać na nią majątek... bo przyznam szczerze, że ta zakupiona "w zamian" bardzo mi się podoba - piękne, oryginalne, srebrne rękodzieło!
Ślę gorące pozdrowienia :-))
Anita
No to mogłybyśmy oglądać godzinami nasze zbiory.
UsuńCiekawa historia z prababcią i biżuterią w tle. Ja bardzo lubię wszelkiego rodzaju bransoletki. A tytuł książki zapisany, będę szukała w bibliotece, lubię takie książki. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu.
UsuńCudna biżuteria:) ja także lubię biżuterię czyli mamy coś wspólnego :) Cudne zdjęcia :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo takie miłe upodobania.
UsuńMasz piękną biżuterię... I masz rację, coś po nich mamy a nosząc czuje ich obecność. Coś pięknego... A książka??? Zapowiada się ciekawa... Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńKsiążka dobra na zimowe wieczory.
UsuńJak my zawieszeni między niebem a ziemią- gdybyśmy też byli tak czyści jak ta kuleczka :-) Urocze takie ozdoby,nie dziwię się, że lubisz zbierać. Podziwiam, że odmówiłaś takiego prezentu. Musiałaś bardzo kochać człowieka. Ja też jestem sroczka, ale ozdoby naturalne są drogie, więc tylko popatrzę w sklepie. Czasem kupię jakąś ładną tandetę. Ciekawe, czy wnuki będą zainteresowane, zależy jaka moda będzie :-)właściwie, to nie wiem co wnuki mogłyby mieć po mnie w genach. Mam nadzieję, że dobre serce, odwagę i wszystkie klepki w głowie :-) Nie mam majątku żadnego póki co, i raczej się już nie dorobię, ale to wystarczy, żeby sobie radzić i być szczęśliwym. Prawda Basiu, czy tylko się tak pocieszam? O może tak jak pisałaś, zdrowie trzeba mieć, nauczę ich dobrze się odżywiać, ćwiczyć i czytać< :-))) Całuję Cię mocno :-) od razu mi weselej:-)
OdpowiedzUsuńMasz rację Marzenko, to co sobą reprezentujemy nie podlega szalejącej inflacji- to trwały majątek.
UsuńPrzypomniało mi się, że moja ukochana babunia uwielbiała złoto i kryształy. Miała 4 dzieci, więc rozdała rodzinie. Mnie obiecała kolczyki z koralem, które nosiła. Kiedy już była niedołężna i jedna córka się nią opiekowała, to poprosiła o te kolczyki dla jeje córki, bo dostała pierścionek z koralem to miałaby komplet. A mnie obiecała kupić inne kolczyki. Dostałam kółka zwykłe. Od babci dostałam super broszkę, z dużymi kamieniami fioletowymi, ale sztucznymi. Mnie to nie przeszkadza. Moja ulubiona pamiątka. Teraz nie noszę, bo nie mam do czego, mało wychodzę na jakieś spotkania. O, na dzień babci przypnę, bo kazali się ładnie ubrać do wyjścia. Uściski :-) Tyle sobie przypomniałam , ech, super
OdpowiedzUsuńPamiątki mają wielką wartość nawet jeśli innym wydają się tandetą.
OdpowiedzUsuńJa nie mam zbyt wiele biżuterii, ale bransoletka jest prześliczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Miło mi Haniu.
UsuńWitaj niby zimą Basiu
OdpowiedzUsuńPiękna biżuteria. Ja zawsze miałam słabość do bransoletek. Ale te broszki zachwycają.
Tak, genów się nie oszuka. Ja kiedyś już opowiadałam o tym co odziedziczyłam po Dziadkach. A po Prababce na pewno miłość do kwiatów i poranne zachwycanie się nimi. No i mam po niej pelargonie. Tak, tak nie żartuję. Od jej najmłodszej córki dostałam szczepki kwiatów, które były jej prapra...wnuczkami. Teraz to są już ponad 50 razy pra:)))
Masz rację, każda pora jest dobra na spacer
Niech los wyczaruje Ci Basiu same kolorowe dni
sądzę, że są to pelargonie angielskie lub rabatowe (krakowiaki) bo one były dawniej mocno rozpowszechnione.
UsuńPiękne broszki Basiu. Ja nie wiem po kim odziedziczyłam moje zbieractwo.Mam słabość do pięknych i starych rzeczy. Moja mama lubiła biżuterię, jej z kolei mama, a moja babcia nie nosiła, choć wiem, że przed wojną miała piękne bursztynowe korale. Patrząc na ostatnie zdjęcie nie mogę się oprzeć wrażeniu, że żadna biżuteria nie dorównuje cudom przyrody.
OdpowiedzUsuńPrzyroda ma bezmiar bogactw.
UsuńMasz piękną kolekcję biżuterii, a upodobań prababci można Ci pozazdrościć. Opowieść o zakupie bransoletki bardzo mnie wzruszyła, jak to rozsądek bierze górę nad romantycznym uniesieniem. Dzisiejsze panienki chyba nie zrozumiałyby Twoich skrupułów ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.