Mróz był siarczysty, malował coraz wymyślniejsze kwiaty na małych szybach, w małych, drewnianych oknach. Choć wieczór okrywał granatem cichą wioskę ożywianą jedynie ujadaniem psów, jasność bijąca od śniegu, sprawiała że podwórko tonęło w roziskrzonej bieli przydając uroku skromnej, wiejskiej zabudowie. W ciepłej izbie spełniającej wszystkie funkcje potrzebne do życia czteroosobowej rodzinie, spokojny wieczór został w jednej chwili przerwany donośnym głosem kolęd, któremu wtórował akordeon.
Sprawa była oczywista: przyszli kolędnicy.
Można było ich nie wpuścić do domu, a po odśpiewaniu życzeń, nagrodzić ich stosownym datkiem pieniężnym. Ale bywało, że ktoś z gospodarzy decydował się zaprosić nietypowych gości do środka, a wówczas działo się, oj działo! Razem z mrozem i śniegiem, wpadało do chaty kilku dorosłych mężczyzn i rozpoczynał się prawdziwy, ludowy spektakl.
Kolędnicy byli doskonale przygotowani pod względem aktorskim, posiadali odpowiednie stroje, szopkę, a całość występu przebiegała według starannie zaplanowanego scenariusza.
To było prawdziwe widowisko ze śpiewem i muzyką w wykonaniu akordeonisty- amatora.
Kolędnicy chodzili z turoniem czyli rogatą maszkarą przypominającą tura zamieszkującego niegdyś prastare puszcze.
Turoń miał łeb wyciosany z drewna, oklejony futrem baranim, z prawdziwymi rogami krowimi bądź drewnianymi. Miał ruchomą, kłapiącą szczękę obitą od środka czerwonym suknem, z jęzorem i ostrymi zębami z gwoździ. Łeb turonia osadzony na drągu trzymał ukryty pod derką, zgięty wpół kolędnik. Do izby wprowadzał go dziad odziany w łachmany. Bardzo ważną postacią był Żyd ubrany w czarny chałat z wypchanym garbem, niosący worek pełen starych szmat. Treścią występu był targ dziada z Żydem o turonia, rzekoma śmierć bydlątka, przywracanie go do życia różnymi metodami :-) po których zwierzę wstawało i kontynuowało harce, bodąc domowników ostrymi rogami. Ta symboliczna śmierć maszkary symbolizowała zamieranie i odradzanie się sił natury.
Odwiedziny turonia miały zapewnić domowi dobrobyt i szczęście, o czym świadczyły wypowiadane przez kolędników słowa "Gdzie turoń chodzi, tam się żytko rodzi, gdzie jego stopy, tam rosną kopy."
Kolędzie z turoniem często towarzyszył występ Herodów, który obrazował rządy króla Heroda po narodzeniu Chrystusa oraz jego okrutny rozkaz rzezi niewiniątek. Występ kończył się sceną ścięcia króla przez śmierć i porwaniem go przez diabła.To przejmujące widowisko wzbogacały dodatkowo postaci Trzech Królów, św. Józefa i pastuszków.
Wątki dramatyczne o nurcie biblijnym łączyły się z wesołymi scenami o cechach regionalnego folkloru.
I właśnie takie widowisko odbyło się w naszym starym domu, za zgodą moich rodziców, a ja, kilkuletnia Basia patrzyłam z ogromnym zainteresowaniem i równoczesnym lękiem, bo śmierć z kosą była straszna i turoń był groźny i żyda, którego niebawem zaczął odgrywać mój starszy brat, też się bałam.
Na wsiach żyło wielu utalentowanych ludzi, jak chociażby mój brat, który byłby świetnym kabareciarzem, rymującym " na zawołanie". Niestety, w tamtych czasach wiejskie dzieci miały trudny start w życie i tylko nielicznym udało się zdobyć dobre wykształcenie.
Inni zostawali na roli, bądź szli do murarki, gdzie każdy strop i fundament był suto oblewany alkoholem...
W 2002 roku namalowałam moją rodzinę ( my i nasi dwaj synowie) idącą z kolędą do wiejskiego kościółka...
Dziś nie ma trzaskających mrozów, a kolędnicy pojawiają się jedynie na przeglądach grup kolędniczych.
Dobrze, że od kilku lat dzieci jako kolędnicy misyjni odwiedzają nasze domy, wspomagając swoją kolędą rówieśników żyjących w biednych częściach naszego globu.
Jeszcze świecą się światełka, jeszcze rozbrzmiewają kolędy ( do MB Gromnicznej), ale od Trzech Króli trwają już " zapusty", aż do środy popielcowej.
Pamiątkowy cykl trwa nadal, zapraszam więc na kolejnego posta, wszak wspomnienia i pamiątki tworzą jedność.
Bardzo ciekawie opisałaś kolędników i ich przedstawienie. Ja w dzieciństwie nie miałam takich atrakcji. Przychodzili u nas kolędnicy, ale zwykle to było 2-3 chłopców z szopką wykonana z kartonu. Śpiewali kilka kolęd i obdarowani przez gospodarzy szli dalej. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPiękne masz wspomnienie. Niegdy ie widziałam takich wiejskich kolędników. Ale gdy byłam na studiach to znajomi z duszpasterstwa akademickiego taka włąsnie grupą kolędniczą, poprzebierani, odwiedzali rozmaitych ludzi na osiedlu, na którym mieszkałam. Świetny to był pomysł.
OdpowiedzUsuńZdarzało się natomiast częściej, że "Z szopką" chodziły dzieci - dzwoniły do drzwi i śpiewały kolędę. To się zdarzało i w moim rodzinnym mieście i tutaj gdzie mieszkam teraz.
W naszej malutkiej miejscowości,gdzie się wychowałam było podobnie. Ile było radości. A teraz u nas nie przychodzi nikt. Taka szkoda. Pozdrawiam☺☺
OdpowiedzUsuńNiestety ja takich prawdziwych kolędników to nie widziałam nigdy w życiu, co najwyżej marnych przebierańców którzy po otwarciu drzwi czekali co im wpadnie do ręki. Obrazek piękny ☺️
OdpowiedzUsuńTo są wspomnienia! Dobrze, że takie mamy. Też tak się działo, gdy byłam jeszcze w domu rodzinnym. Przed laty, w mojej parafii chodzili kolędnicy misyjni. Też dobrze przygotowani. Później zaczeli pojawiać się tacy trochę "dziwni kolędnicy" - zaśpiewali jedną, góra dwie kolędy i oczekiwali na datki pieniężne.
OdpowiedzUsuńTeż pamiętam kolędników, to był piękny zwyczaj. Szkoda, że zaginął. Nastały inne czasy i na to wpływu nie mamy, więc pielęgnować to, co zostało , należy. Ty to pięknie robisz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTakie wspomnienia mam i ja z dzieciństwa. Dzisiaj nie ma ani pięknych i śnieżnych zim, ani kolejnych nie chodzą.Czas się zmienia, klimat się zmienia, ludzie się zmieniają. Szkoda... Dzisiejszy poranek zmroził przyrodę i choć na chwilę te oszronione drzewa, krzewy, trawy choć na chwilę przypominają że to styczeń a wiec zimowo. Pozdrawiam serdecznie kochana i życzę pięknego dnia
OdpowiedzUsuńo kurcze Kochana, tak piekny i emanujący przekazem obraz. Aż czuję ten mróz i tę noc, super <3 :)
OdpowiedzUsuńTak prawdziwą zimę z mrozem, kolędników będziemy już tylko pamiętać z opowieści. Piękny jest ten obrazek namalowany przez Ciebie.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie miałam nigdy okazji widzieć na żywo takiego występu prawdziwych kolędników. Tylko kolędnicy misyjni podtrzymują jeszcze tradycję.
OdpowiedzUsuńUściski.
Ps. Obraz chwyta za serce, Basieńko.
Kolędników, kolędowanie znam jedynie z filmów. Nigdy nie udało mi się uczestniczyć w tym naocznie. Pięknie o tym napisałaś :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę
Nigdy nie przeżyłam takiej wizyty kolędników, znam tylko z opowiadań i z telewizji. Szkoda, bo miałabym piękne wspomnienia:) Uściski Basiu.
OdpowiedzUsuńPiękne masz wspomnienia . Ja też często do nich sięgam i mimo obecnych starań nie jest tak jak dawniej. Pozdrawiam cieplutko 💖💖💖
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak przez mgłę kolędników. Najbardziej bałam się diabła i tej koziej głowy. Miałam z 6 lat, więc już się wszystko zaciera w pamięci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Basiu :)
Basiu, piękne są Twoje wspomnienia. Jak zawsze czytałam z przyjemnością. Brakuje mi kolędników. Szkoda, że w moim regionie upadła ta piękna tradycja. Teraz domy są ogrodzone wysokimi płotami, w ogrodach biegają groźne psy, kolędnicy nie mają możliwości wejścia do domu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Mój dziadek też często wspominał wizyty kolędników w dworze wiejskim, jeszcze za czasów Polski międzywojennej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Piękne to były zwyczaje i tęskno za nimi.
OdpowiedzUsuńAh, szkoda, że takie zwyczaje zaginęły...Do nas trafili tylko kolędnicy ze scholi kościelnej, zaśpiewali jedną kolędę...Zawsze wpuszczam ich do środka, bo przecież takie zimno jest... Szkoda, że zwyczaj kolędowania powoli zanika... U nas na wsi jeszcze jest, ale słyszałam, że w mieście jest z tym gorzej...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiego widowiska,, jakiego byłaś świadkiem jako kilkuletnia dziewczynka, to musiało być niezapomniane przeżycie.
Dobrze , że szkoły pielęgnują ten zwyczaj. U mnie kolędnicy kolędują w ostatnim tygodniu przed świętami.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe zwyczaje, ja nigdy nie widziałam kolędników na żywo.
OdpowiedzUsuńMasz piękne wspomnienia. Ja już powoli zaczynam zapominać jak wygląda zima, a kolędników to znam tylko z telewizji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Czasy bardzo sie zmienily od naszego dziecinstwa... Z ogromna przyjemnoscia i nostalgia czytam ten niezwykle ciekawy post o dawnych tradycjach. Czyta sie jak powiesc, tak pieknie napisane…
OdpowiedzUsuńu mnie nie było w tym roku kolędników,sama nie wiem dlaczego
OdpowiedzUsuńCzas kolędników od dawna już minął. Przynajmniej w moich stronach. Ostatni kolędnicy byli 2002 roku:)
OdpowiedzUsuńObraz jest niesamowity, bardzo mroźny , a w kościele widać płonące ciepło...
Ja mieszkam w typowym bloku, więc u mnie nigdy nie było kolędników. Szkoda, że ta tradycja już powoli zanika.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))