Listopad w połączeniu z moim wiekiem bardzo sprzyja opowieściom sentymentalnym.
Niebawem, na św. Katarzynę, jak zwyczaj każe, odpustowi kramarze ustawią swoje kramy i rozpoczną handel.
Ten widok pojawia się dwukrotnie w ciągu roku na kościelnym placu i sprawia, że ożywają wspomnienia.
Nasz wiekowy kościół parafialny p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej, otoczony bardzo starymi kasztanowcami, lipami, dębami, posiadający ogromny parking, wspaniale oświetlony nocą, zachęca do jesiennych wędrówek i refleksji...
Ten naszyjnik był wyjątkowy. Tato znał zamiłowania pięcioletniej Basi do biżuterii i zakupił go podczas jednego z odpustów.
Owo cudo składało się z plastikowych, białych kwiatuszków kształtem przypominających kwiaty bławatka.
Każdy kwiatuszek miał " rubinowe" oczko.
Jak ja kochałam ten naszyjnik. Nigdy potem, nigdzie nie widziałam piękniejszego.
A kiedy w pewnym katalogu pojawił się współczesny naszyjnik odrobinkę przypominający tamten, westchnęłam i opowiedziałam w gronie koleżanek historię owego naszyjnika.
Marzenia czasami się spełniają i wkrótce po tym zdarzeniu, od jednej z koleżanek dostałam ów naszyjnik. Nie zastąpi mi tego odpustowego, ale nie ukrywam, że i ten sprawił mi wielką radość, bo był ofiarowany z serca, pod wpływem szczerego impulsu
A tak naprawdę to wszystkiemu "winna" prababka Wiktoria, która w wiannej skrzyni miała mnóstwo pierścionków i strojów.
Cały " dobytek" Wiktorii roztrwoniła jedna z moich ciotek, a wnuczka wspomnianej, rozdając te cudeńka swoim koleżankom.
Żaden pierścionek się nie ostał, ale najwidoczniej genetyczna nitka z zamiłowaniem do biżuterii przeszła na mnie:-)
Zachodzę na grób Prababci , której nigdy nie spotkałam, ale wdzięczna jej jestem za ten kolorowy gen radości:-)
Odpustowa tradycja nakazywała gospodyniom piec ciasto " na wypadek" gości.
Poniżej zaprezentuję Wam przepis na takie zwyczajne, wiejskie ciasto z owocami, które wygląda jak drożdżowe, ale nim nie jest.
Jest bowiem maślankowe.
składniki: 4 jajka, 1i 1/2 szkl. cukru, 1 cukier wanilinowy, 3/4 szkl. oleju, 2 szkl maślanki, 5 szkl. mąki, 6 płaskich łyżeczek proszku do pieczenia.
wykonanie: ciasto ubijać mikserem w kolejności podanych produktów, mąkę zmieszać z proszkiem i dodawać stopniowo do ubitej masy, mieszając ręcznie ( ja wymieszałam mikserem na najniższych obrotach). Ciasto wylać na wyłożoną natłuszczonym papierem formę, na wierzch ułożyć owoce( śliwki, truskawki, borówki). Posypać kruszonką i piec ok. 1 godz. w temp. 160- 180 stopni.
kruszonka: 3/4 szkl mąki, 1/2 szkl cukru, 1/2 margaryny, zmiksować.
Ciasto smakuje wybornie, ale po takim " obżarstwie" czas na spacer...
Jest 8 listopada, a nasze dalie choć trzymały się dzielnie musiały zakończyć sezon, czas na zimowanie potężnych bulw. Uwieczniłam je na zdjęciach, bo w naszym klimacie to poważny wyczyn:-)
Teraz Mąż ma ogrom pracy, wycinanie dużych krzaków, wykopywanie ogromnych bulw, opisanie kolorów i stanowisk, jakie będą zajmować w przyszłym roku, zwiezienie do przechowalni ponad 60 sztuk i zabezpieczenie na zimę, by nie przemarzły i nie zgniły i zbytnio się nie wysuszyły.
Te królowe są bardzo wymagające i dają się " zbywać".
Ale za to dają w sezonie tyle radości, bo jakiż inny kwiat w naszym klimacie kwitnie nieprzerwanie od lipca do listopada?
To właśnie ostatni tegoroczny bukiet dedykowany Mężowi za pracę i wytrwałość:-)
" i tak trzymać"- jak powiada jeden wesołek:-)
Te zdjęcia z zachodzącym (a może wschodzącym?) słońcem szczególnie mnie urzekły. Piękne są takie historie o dobrych ludziach. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo wschodzące słońce. Nasze georginie są wystawione w kierunku wschodu, a słońce wschodzi "nad rzeką"...
UsuńDalie to niezwykle piękne ale bardzo delikatne rośliny. Twój Mąż ma prawdziwe rarytasy.
OdpowiedzUsuńDługo cieszyły Wasze i nasze oczy. Dobrze, że nie było przymrozków. Też kiedyś je sadziłam ale bardzo często już we wrześniu przychodził przymrozek i ściął piękne kwiaty. Basiu, naszyjnik uroczy a ciasto wygląda bardzo smakowicie. Dziękuję za przepis.
Serdecznie pozdrawiam:)
W tym roku, na szczęście ten jedyny złośliwy przymrozek się nie pojawił.
UsuńRozumiem, że naszyjnik jest dla Ciebie ważny. Jest taki ładny i otrzymałaś go od osoby, która potrafi słuchać. To dzisiaj rzadkość. Dalie piękne. Zawsze je u Ciebie podziwiam. Ja mam problem z przechowaniem swoich i zawsze któraś z nich odpada. Dzięki za przepis na ciasto. Do złudzenia przypomina drożdżowe.Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńMasz rację, mało ludzi potrafi prawdziwie słuchać...
UsuńPięknie opowiadasz i pamięć masz wyborną, niemal jak ten placek do bólu przypominający drożdżowy, zastanawiam się czy dzięki temu, że tak naprawdę nim nie jest, to jest bardziej lekkostrawny ? Największa dziś pochwała w kierunku Twojego Męża, to rzadkość, by mężczyzna z takim poświęceniem dbał o ogród, a w szczególności kwiaty. Mieszkasz w bardzo urokliwym miejscu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Właśnie dlatego jest lekki, jest łaskawszy dla mojego przewodu pokarmowego:-)niż drożdżowy.
UsuńSkromne, ale z serca dane prezenty zawsze cieszą najbardziej. Widać, że tata bardzo Cię kochał. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMyślę, że więcej nie można kochać...
UsuńWyobraziłam sobie , jaki piękny musiał być ten naszyjnik z rubinowymi oczkami. Ja z dzieciństwa pamiętam odpustowe pierścionki i broszki. Też zginęły w pomroce dziejów.
OdpowiedzUsuńDalie przecudne. My jak zwykle czekamy do pierwszego przymrozku z wykopaniem dalii i pacioreczników. Muszę jeszcze wsadzić jeną chryzantemę, bo nadal stoi na oknie w doniczce. Pozdrawiam serdecznie.
Lubie Twoje opowieści z dawnych lat Basiu. I lubię patrzeć na Twoje zdjecia. Te mgliste wyszły Ci bardzo dobrze, wrecz pięknie!
OdpowiedzUsuńTen placek wygląda bardzo apetycznie, zastanawiam sie jednak czy taka ilość proszku do pieczenia nie jest wyczuwalna w smaku?
Dałam pięć płaskich łyżeczek bo też się bałam, ale nic nie było czuć.
UsuńKoleżanka dała 6 i miała lepiej wyrośnięty, ale mam wrażenie, że moje kubki wyczuwały proszek.
Jak ja lubię do Ciebie zaglądać, czytać wspaniałe opowieści, wspomnienia i oglądać piękne zdjęcia. To tak poprawia nastrój na dzień dobry. Dziękuję Basiu :)
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszająca, piękna historia. Takie wspomnienia z upływem czasu mają coraz większą wartość sentymentalną. Ja też mam takie wspomnienia.
Miłego dnia Basieńko :)
Uwielbiam Basieńko te Twoje sentymentalne opowieści :)
OdpowiedzUsuńPrzesyłam uściski.
a ja mam pierścionek , mojej mamy - chyba ona miała go już stary. Sporo historii się z nim wiąże .....
OdpowiedzUsuńpiękny i piękne dalie
Basiu, wchodzac na Twojego bloga, mam wrażenie, ze wchodzę w inny świat....
OdpowiedzUsuńpiekna historia , a dalie cudne!
OdpowiedzUsuńu mojego Taty były piekne wykopaliśmy na zimę w tamtym roku ,a w tym roku nic nie wzeszło ...odeszły razem z moim Tatą ....;(
mam pierscionek po mamie srebrny piekny z kamieniem piasek pustyni niestety jedna strona srebra sie rozleciała była ażurowa i ie da się odtworyć ,ale cąły czas go mam nie chcę przetopić...
Pięknie Basiu u Was, moja córcia też uwielbia biżuterię, zwlaszcza korale, poszła nić.... Po teściowej :-) mnie jest troszkę szkoda że po babci nie mam nawet pierścionka ale mam obrazy które są duże ode mnie starsz. No i mam wspomnienia:-) a co najpiękniejsze, córcia urodziła się 23V tak jak moja babcia:-) Nasze dalie juz dawno śpią, mam nadzieję że uda mi sie tym razem przechować bulwy.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmiło do ciebie zajrzeć,wspaniale piszesz
OdpowiedzUsuńFajny ten naszyjnik.Żal po niefrasobliwie rozdanych świecidełkach rozumiem.Ja miałam w dzieciństwie bardzo dużo książeczek z obrazkami i pięknymi dedykacjami od dziadka. Tata wszystkie pożyczył swojemu koledze dla córki i nigdy do mnie nie wróciły. Książki można kupić,ale tych pięknych słów miłości dziadka do wnuczki już nie. Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńPięknie tu u Ciebie na blogu, jak nie ta jesień tegoroczna :-)
OdpowiedzUsuńA ja i tak czekam na lato...
Pozdrawiam :-)
Basiu Droga, za dziecka lubowałam się w pierścionkach odpustowych, mam miłe wspomnienia z nimi związane. A naszyjnik piękny i od serca musiał wzruszyć... Serdeczności pozostawiam <3
OdpowiedzUsuńOjciec kupił mi na odpuście w Leżajsku plastikowe koraliki, zaraz złamało się zapięcie, łzom nie było końca:-)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście niektóre przedmioty trafiają do nas w sposób szczególny. Tak jak moje małe Pismo Święte. Od dłuższego czasu chciałam sobie kupić takie małe, kieszonkowe, takie poręczne, w którym nawet mogłabym sobie coś zanotować czy zaznaczyć, bo w dużym, głównym to nie chciałam ,,mazać" bo to taki ogólny. Ale to trzeba pojechać aż do Warszawy do księgarni katolickiej i ciągle nie było mi po drodze, ciągle coś innego wyskakiwało i tak mijały dni , tygodnie i miesiące, a ja co wieczór sięgając po ten główny wzdychałam nad nim, że nie mam takiego podręcznego, swojego, dla siebie. W pobliskiej wsi, gdzie często wysiadam po pracy z pociągu była kościelna uroczystość i pojawił się stragan, jeden!. Z daleka widziałam szereg obrazków i obrazów... mam, ale coś mnie tknęło aby podejść, od tak rzucić okiem, bo lubię popatrzeć na religijne obrazy. A tu wśród nich nieduże, kieszonkowe Pismo Święte i nawet, o czym nie pomyślałam z większą czcionką :)
OdpowiedzUsuńJak to było? skoro Mahomet nie mógł do góry to góra przyszła do Mahometa :)))
Basiu, uroczy, sentymentalny post. Opowieść o naszyjniku cudowna !
OdpowiedzUsuńMój tata na odpuście bardzo dawno temu, jak byłam malutka kupił figurkę tygrysa i do tej pory jest on w domu rodzinnym :)
Pozdrawiam ciepło:)
Cieszę się, że uruchomiłam Wasze pokłady wspomnień. Każdy z nas ma takie ciepłe okruchy, które pielęgnuje w sercu, nawet jeśli coś zaginęło to i tak żyje w nas. Dobrze, że o tym piszecie, to miłe dzielić się z innymi własnymi radościami.
OdpowiedzUsuńKwiaty piękne. A opowieść o naszyjniku niezmiernie ciekawa. Chyba każda z nas ma w zanadrzu jakieś wspomnienia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWarto się nimi dzielić.
UsuńJa miałam odpustową broszkę. Małpkę z plastiku, z różowym oczkiem jako brzuszek, reszta malowana. Uwielbiałam! Dostałam od pradziadka gdy byłam dość mała. Wciąż ją mam, albo raczej jej szczątki. Nie mam sumienia jej wyrzucać, bo kryje się w niej wspomnienie pradziadka, zwłaszcza, że nie mam wielu rzeczy, które mi dał, chyba nie miał do tego głowy :) Gdybym znalazła gdzieś taką małpkę, kupiłabym.
OdpowiedzUsuńAsiu, moja odpowiedź jest błyskawiczna. Koniecznie musisz zrobić broszkę stylizowaną na tę starą. Ty robisz takie cuda. Ja dziś mam w pracy założoną broszkę od Ciebie- pamiętasz? owal z turkusem w środku? jest śliczna.
UsuńNawet mi to przez myśl przeszło, ale to nie to samo. Miałam nadzieję, że jeszcze produkują podobne broszki, ale chyba nie bardzo :(
UsuńPiękne zdjęcia Basiu. Po Twoim poście tak jakoś sentymentalnie się u mnie zrobiło. Ja z odpustów pamiętam Długi rząd straganów, kolorowe plastikowe wiatraczki, piłeczki na gumkach oraz odgłosy strzałów z pistoletów na "cempletki".Potem rosół i potrawka przy rodzinnym stole u Babci oraz ciasto drożdżowe.Maślankowe robię często, bo szybko i smacznie.
OdpowiedzUsuńU nas się strzelało z " kapsli( kabzli) i korków"- takie nazwy regionalne:-)
UsuńBasiu droga, kolejna piękna opowieść o zwykłym - niezwykłym przedmiocie. Twoja wrażliwość, otwarte oczy i serce oraz dar słowa to wielkie skarby i cieszę się, że też mogę korzystać z ich bogactwa.
OdpowiedzUsuńTwój Mąż ma naprawdę złotą rękę do dalii.
Tulę, kochana i po cichutku doradzam wypatrywać listonosza:)
Ps. U mnie strzelało się z "kapiszonów".
Jaka cudna historia Basiu. Też ciekawią mnie geny, interesuję się swoją rodziną, cechami przodków, tym, co mogłam odziedziczyć po nich.
OdpowiedzUsuńDalie przepiękne!
i ciacho pycha! uwielbiam ciasta z owocami:))))
Pozdrawiam:) Tak lubię tutaj zaglądać:)
Miło mi:-)
OdpowiedzUsuń