Strony

sobota, 27 sierpnia 2022

Trochę mieszanki na koniec wakacji.

Przyznaję, że nasza blogowa koleżanka Ismena, https://szimena.blogspot.com/ z " zielonych stronek" bardzo mnie mobilizuje do blogowej aktywności. Jej uporządkowanie i dokładność ( z tymi cechami różnie u mnie bywa:-))) sprawiają, że nasze kontakty są często dla mnie źródłem pomysłów.
Jak pamiętacie, Ismena została nagrodzona w ostatnim moim konkursie " na słupek rzeczny" i poleciał do niej taki oto wesoły Aniołek- akwarelka, inspirowany obrazkiem znalezionym w sieci, który wpadł w oko naszej Nagrodzonej.
Mimo, że pędził na rowerze, jeszcze nie dotarł do celu, bo przecież nasze domy są oddalone o kilkaset kilometrów, zapewne przycupnął w jakimś budynku pocztowym w celu " złapania oddechu".

Wakacje dla innych, dla mnie czas wypełniony po brzegi, bo Wnuki wypełniają go szczelnie i bardzo aktywnie:-) dobiegają końca, podobnie jak lato i wszystkie jego dobrodziejstwa.
Często wysyłam Ismenie fotografie z moich najbliższych okolic, a ona wiele razy pisała mi, że wręcz zazdrości takich widoków.
To prawda, że mieszkam wśród łąk i pól i mogę się napawać widokami natury, ale muszę tu wspomnieć ile musiałam "zapłacić" mojej małej Ojczyźnie za takie nieograniczone korzystanie z jej piękna.

Otóż:
Dzieciństwo musiałam spędzić w zasypanej ogromnymi zaspami wiosce bez możliwości dojazdu nawet karetki pogotowia w najtrudniejszych miesiącach ( zdarzyło się, że mój Tato musiał nieść na rękach przez zaspy mojego chorego Brata  do miejsca dokąd mogła dojechać karetka!
O uczęszczaniu do przedszkola nie mogło być mowy, najbliższe było oddalone ok 3 km, a żadne środki komunikacji, poza rowerem, nie istniały.
Pierwsze trzy lata szkoły podstawowej upłynęły mi pod znakiem lampy naftowej, bo o elektryfikacji nie było mowy.
Mama grzała żelazko na gorącej blasze kuchennej, a ono wtedy łatwo przypalało szkolne fartuszki z dederonu!
O wodociągu nawet nikt nie marzył, a w studni było maleńko wody i była ona skażona związkami azotowymi, gdyż płynąca 50 m od naszej studni Żabnica wiodła czarne ścieki pokryte białą pianą prosto z Niedomickich Zakładów Celulozy.
Dopóki nie zelektryfikowano wsi, nie można było kupić nawet poczciwej " Frani", czyli pralki wirnikowej.
Z braku lodówek wszystkie zapasy trzeba było wekować, ale zapasów było niewiele bo na wsi żyło się bardzo skromnie.
Do szkoły szliśmy 2,5 km polnymi ścieżkami, przeskakując okoliczne rowy melioracyjne wypełnione wodą lub śniegiem, kto był słabszy w skoku w dal, zaliczał lodowatą wodę.
Ubłocone buty trzeba było umyć w rowie i wyczyścić szmatką stanowiącą  wyposażenie tornistra ( za brudne buty, stary woźny udzielał szybkiej interwencji kijem i wyrzucał delikwenta za drzwi, a za spóźnienie na lekcję były kolejne sankcje)!
We wsi nie było dróg asfaltowych, a do najbliższego przystanku autobusu mieliśmy tyle co do szkoły.
Autobus był zawsze przepełniony i tylko najsilniejsi byli w stanie wepchnąć się do niego, bardziej kulturalni zostawali na przystanku, a następnego kursu nie było.
Pozostawała więc podróż " szczucinką" czyli pociągiem, ale do najbliższej stacji było 5 km, podobnie jak do kościoła, czy urzędu.
Listę takich wyliczanek mogę wydłużać w nieskończoność.
Wszystkie są prawdziwe i za wszystkie moja wioska musi mi teraz " płacić" :-)
I płaci posłusznie za to, że po pięciu latach studiów dziennych w Krakowie, wróciliśmy do niej oboje z Mężem decydując się na życie bez wielu udogodnień.
A ja ciągle widzę w niej " najpiękniejszą Księżniczkę..."
Ta Księżniczka uczyła swoich mieszkańców ciężkiej pracy, wytrwałości, samodzielności, odpowiedzialności, szacunku dla starszych, poszanowania innych ludzi i wielu innych przymiotów, które często brzmią obco we współczesnym świecie.
Wieś
Urodziłaś mnie zimowego poranka
dzwoneczki sań rozbiły zimową ciszę
śniegowym puchem wtargnęłaś
do dziecięcego serca
i trwasz niezmiennie
wkradając się barwami pór roku
w każdą cząstkę mojego istnienia
zawładnęłaś mną
zniewoliłaś
i omamiłaś swoją biedą
a ja widzę w tobie zawsze
najpiękniejszą księżniczkę.

Żyjemy w zgodzie i niech tak zostanie do końca...
Serdecznie pozdrawiam Gości mojej Księżniczki:-)

33 komentarze:

  1. Anioł na rowerze jest super Basiu. Patrzę i uśmiecham się szeroko. Cudne zdjęcia! Fajne przywołałas wspomnienia. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ismena gdzieś wyszukała podobnego i zachwyciło mnie to ujęcie tematu:-)

      Usuń
  2. No cóż, jak już pisałam w jednej z moich notatek, moja mama też nie miała łatwego dzieciństwa, a niektóre rzeczy dopiero teraz zaczynają z tatą robić(studnia, ustęp). Myślę, że i tak miałaś szczęście, że mogłaś po podstawówce iść do liceum, a potem na studia, bo u niej była taka bieda, że dzieci kończyły edukację na podstawówce, ponieważ ani nie było pieniędzy na dalszą edukację(np. na dojazdy), a i w gospodarstwie każda para rąk była na wagę złota, czy to podczas wykopków, czy wiosennych zasiewów, czy też żniw, chociaż te ostatnie i tak były w wakacje. Muszę jeszcze kiedyś opisać jak to było u taty, a było jeszcze ciekawiej. Pozdrawiam, zwłaszcza Konradka, bo chyba w tym roku zaczyna swoją przygodę ze szkołą(przynajmniej według moich obliczeń)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko na tak, Karolinko. Masz genialną spostrzegawczość i pamięć, Konradek idzie do 1.klasy, post na rozpoczęcie roku będzie:-) Ja miałam dużo szczęścia, mąż też, oboje pochodzimy ze wsi i w początku lat osiemdziesiątych ukończyliśmy oboje AGH w systemie stacjonarnym, to było duże wyrzeczenie ze strony naszych Rodziców. Napisz kiedyś o dzieciństwie Twoich Rodziców, bo choć biedne, ale musiało być bardzo wartościowe.

      Usuń
  3. Basiu twój anioł jest genialny, to panna dama w szpilkach na chudych nóżkach :) Jest przeuroczy, do zakochania :) Bardzo urokliwy jest twój zakątek ziemi i widać, ze w sercu go nosisz. Teraz wiem, że jestes tak blisko nieba, bo dorastałaś się w Nazarecie. Też bym się nie wyprowadziła z tego niesamowitego miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, dziękuję za Aniołka. Nie dziwię się, że jeszcze do mnie nie dojechał swoim rowerem. Jestem pewna, że zachwycił się Twoją małą Ojczyzną i gdzieś tam z przydrożnego pieńka spogląda na tęczę, pola, łąki... Też bym się zatopiła w tym krajobrazie i zapomniała o całym świecie.
    A Twoje wspomnienia lubię czytać. Pisz dalej
    Pozdrawiam niedzielnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli oczarowało go Twoje miasto? Kto wie, czy on bardziej wiejski czy miejski?

      Usuń
  5. Anioł na rowerze jest nieziemski. Wnuki wrócą do szkoły lub przedszkola a teraz Twoje wakacje się zaczną. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tylko byli zdrowi, bo przy czwórce maluchów ciągle któreś kichnie lub zakaszle, a teraz w przedszkolach reżim i tylko babcia zostaje na posterunku:-)

      Usuń
  6. Ja, dziecko miasta i blokowiska, obecnie uciekinierka na wieś, przeczytałam te wiejskie wspomnienia i naszła mnie taka refleksja, że znam bardzo wielu ludzi tak przygniecionych "dobrodziejstwem" dzisiejszego świata, że chętnie odbyliby podróż w czasie i przestrzeni, by się przed tym światem z jego współczesnymi cudami schować na takiej wsi. Zakopać się gdzieś w bagiennych Taplarach, a choćby w błotach Sarbinowa, niestety odnoszę wrażenie, że świat znajdzie i wyciągnie teraz człowieka z każdej dziury :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Basieńko, jaki piękne zdjęcia - myślę, że Twoja mała ojczyzna odpłaca Ci się za Twoją wierność i miłość dla niej. I myślę też, że to niełatwe dzieciństwo ukształtowało Twój wspaniały, prawy charakter.
    Anioł mnie zachwycił.
    Tule i dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. No fakt Basiu mój ojciec pochodził z takiej właśnie wioski, zabitej dechami w Bieszczadach. Ja spędzałam tam niektóre wakacje i zawsze to była dla mnie atrakcja. Urodziłam się już w mieście a nadal mam wspomnienia i żali mi moich dzieci które ich nie maja. No cóż taka kolej rzeczy że postęp idzie na przód. Teraz mieszkasz w cudnym miejscu ale wiem jak dużą zapłaciłaś za to cenę w młodości.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. piękny ten aniołek i jak ładnie napisałaś o swoim miejscu na ziemi:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Też spędziłam dzieciństwo na wsi choć nie tak oddalonej od miasta , było dość znośnie ale za życiem na wsi nie przepadam . Jeżdżę co tydzień do mojego taty i choć jest tam już i wodociąg, kanalizacja, gazociąg, internet i prawie wszystko co w mieście to niestety wieś cierpi na wykluczenie komunikacyjne ostatni autobus odjeżdża o 17-tej. Kiedy znajomi pytają czy wrocę odpowiadam "nie za stara jestem na wieś":) Miłego tygodnia:)


    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że każdy ma " wpisane" swoje miejsce na ziemi.

      Usuń
  11. Anioł cudny. Odwiedzam blog Ismeny z ogromną przyjemnością. Basiu Twoje posty o wsi, w której mieszkasz przywołują zawsze moje wspomnienia. Taka była i moja wieś i wspomnienie o niej. Nie było łatwo, ale zawsze z przyjemnością tam wracam i napawam się widokami, które przywołują dawne chwile. Niewiele się zmieniło i życie nadal nie jest łatwe. Coś za coś. Piękne zdjęcia jak zwykle. A bliskości wnuków zazdroszczę ( tak pozytywnie ). Pozdrawiam serdecznie:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnuki to moje wielkie szczęście na wyciągnięcie ręki.

      Usuń
  12. To wspaniałe, że widzisz swoją wieś jako piękną księżniczkę. Ismena rzeczywiście rozpowszechnia Twoje wiersze. Nie ma posta bez Twojego wiersza. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny ten Anioł na rowerze. Czytam to wszystko, co napisałaś i dziś zadaję sobie sprawę, że wtedy nie uważaliśmy tego za coś złego. Tak było i już. Ja miałam porównanie miasta i wsi w dzieciństwie, ale bieda była wszędzie równa. Może nawet wolałam wieś, bo tam było jedzenia pod dostatkiem, a w mieście też miałam prawie dwa kilometry do szkoły, tyle, że chodnikiem, nie przez pole. Mieszkając w mieście zawsze tęskniłam za wsią i cieszę się, że od ponad 30 lat mieszkam na wsi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Masz rację Basiu. Trzeba żyć w zgodzie... Co było, oby nie wróciło... My też daleko wszędzie mamy... Teraz auta są ale czy pieszo czy rowerami deszcz niee deszcz trzeba było wcześniej... Ale jakoś kiedyś nikt tak za niczym niee pędził jak teraz... Teraz trzeba znaleźć te chwile... Wlansie na to... Żeby dostrzec i zobaczyć na oczy i uszy jak mamy wspaniale dookoła i ile nam to daje siły, i wiele innych rzeczy... Trzeba być wdzięcznym za to co mamy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Basiu, chłonęłam Twoje słowa o trudnym dzieciństwie jak gąbka. Poproszę o cały taki post! Bo teraz jest nam za dobrze, ludzie tego nie widzą, nie doceniają, ciągle narzekają. A powinniśmy się nauczyć wdzięczności za to, co mamy, gdyż mamy tak wiele! Kiedyś o tylu dogodnościach można było pomarzyć i to wcale w nie tak odległych czasach. Dziękuję za te słowa, Basiu i proszę o więcej.

    OdpowiedzUsuń
  16. Basiu!
    Jak zawsze pochłaniałam Twoje wspomnienia i zachwycałam się zdjęciami. Oglądam je kolejny raz i nie mogę oderwać oczu. Jestem oczarowana Aniołem na rowerze.
    Przesyłam moc uścisków i serdecznych pozdrowień:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń