Nasz drewniany, bielony wapnem z dodatkiem ultramaryny, domek był dłuższy od mojego z obrazu.
A kapliczka była oddalona od niego około 150 m, usytuowana zgodnie z tradycją na rozwidleniu dróg, blisko mostu na Żabnicy.
W pobliżu domu nie było wrzosów, ale jesienią zakwitał " koci wrzask", równie fioletowo jak wrzosy na odporyszowskich błoniach.
Obok naszego domu wiodła ścieżka prowadząca z lasu, przez nasze podwórko, na wał rzeki Żabnicy i tak się zaczyna moja opowieść zmieszana z malarską wizją wrześniowego wędrowania " na odpust".
W tym dniu bowiem, 8 września rolnicy święcą ziarna zbóż pod przyszłoroczne zasiewy i zbiory.
Zatem wrześniowa Panienka zwana jest Siewną i niekiedy była przedstawiana w malarstwie jako siejąca ziarno.
W przeddzień tego święta, a więc w jego wigilię, późnym popołudniem ciągnęły tłumy pielgrzymów by zdążyć na procesję różańcową, podczas której figura Matki Bożej Zaśniętej była składana w kaplicy Zaśnięcia na miejscowym cmentarzu ( pisałam o tym w ubiegłym roku).
Pątnicy pozostawali już w sanktuarium bo o godz. 24 odprawiana była pasterka odpustowa. Niektórzy zostawali na miejscu jeszcze dłużej, by uczestniczyć rankiem następnego dnia w prymarii, a wcześniej odśpiewać Godzinki ku czci NMP.
Nic dziwnego, że pielgrzymi nieśli ze sobą prowiant i jakiś kocyk by można było pozwolić odpocząć zmęczonym, nogom.
Rankiem 8 września kolejne zastępy pielgrzymów wędrowały przez nasze podwórko kierując się na wał rzeczny, by trochę skrócić trasę ( odległość z mojego podwórka do Sanktuarium wynosi 7 km).
Niektórzy gospodarze zaprzęgali konie do wyczyszczonych wozów i zabierali całą rodzinę oraz sąsiadów na tę ważną podróż.
Okolice kościoła, boczne uliczki w Odporyszowie zajęte były przez wozy i rowery.
Panował tłok, gwar, rżały konie niecierpliwie czekając na obrok, a posiadacze rowerów zostawiali swoje pojazdy na podwórkach domostw sąsiadujących z placem kościelnym, w owe dni życzliwie otwartych dla pielgrzymów.
Właściciele tych podwórek ( nie posesji) służyli gościom ewentualną pomocą, a życzliwość była wpisana w krajobraz odpustowych dni.
Mój Tato posiadał motocykl, w różnych latach były to WFM, WSK, SHL, potrafił go sam naprawić łącznie z rozłożeniem całego silnika i złożeniem go po naprawie.
Miał techniczny zmysł i gdyby nie dokuczliwa bieda, w jakiej spędził swoje dzieciństwo, mógłby być świetnym inżynierem, ale wróćmy do odpustu.
Przeciskaliśmy się zatem między wozami, gromadami pieszych, rowerzystami, by również ustawić nasz motocykl na życzliwym podwórku. My, czyli Tato za kierownicą, Mama na siodle i wciśnięta między nich mała Basia czekająca na kolejny odpustowy pierścionek, naszyjnik, różaniec z ciasteczek i bibuły, na okrągłe ciastka z cukrem, na balonik z długą gumką do odbijania i na całe mnóstwo innych odpustowych skarbów.
Pewnie nie miałam czasu ( zajęta oglądaniem kramowych cudeniek) podziękować Odporyszowskiej Matce za takich dobrych, kochających Rodziców, ale teraz to czynię nieustannie...
Podobała mi się bardzo Matka Boża w złotym obrazie z prawdziwym sznurem czerwonych korali na szyi, takim jakie nosiły kiedyś kobiety z okolicznych wiosek.
Mama pokazała mi też resztki dębu, na który wg tradycji w 1657 roku objawiła się w czasie szwedzkiego najazdu Matka Boża dając oblężonym mieszkańcom cudowne źródełko i ratując ich przed najeźdźcą.Tzw. Studzienka, źródełko w lasku, skąd wielu ludzi czerpie prawdziwą źródlaną wodę, otoczona jest licznymi akacjami, które w fazie kwitnienia dają wręcz namiastkę raju...
W czasach mojego dzieciństwa nikt nie mówił o Janie Wnęku, genialnym chłopie, który stał się prekursorem szybownictwa, a jego rzeźby zdobią do dziś teren przykościelny oraz miejscowe muzeum.
Od wielu lat wypatruję oczy za naszyjnikiem, najpiękniejszym na świecie, kupionym dla małej Basi na odpustowym straganie.
Nie ma już takich, ale jego obraz pozostał w mojej pamięci jako wspomnienie pięknych czasów dzieciństwa, w którym odpustowy pierścionek z czerwonym oczkiem znaczył więcej niż współczesne komputerowe urządzenia, którymi tak chętnie otaczają się dzieci...
Za kilka dni pójdziemy z pielgrzymką parafialną żeby pokłonić się Odporyszowskiej Matce.
Pod koniec wędrówki będziemy mijać wrzosowe błonia, od lat pokryte na koniec lata wrzosowymi wysepkami. One też zakorzeniły się w sercu dziecka, w ostatnich dniach zapragnęłam je umieścić na wspomnieniowym obrazie, niech więc pozostaną razem z wersami tego krótkiego wiersza...
WRZOSOWA PAMIĘĆ
wrzosowymi kwiatuszkami wspomnień
kiedy zakwitają wrzosy trzeba pielgrzymować
przejść swoją roczną drogę od poprzedniego razu
objąć wdzięcznym wzrokiem wrzosowe łąki
zatopić się w sobie, skruszeć, pochylić głowę
a potem upaść przed Nią- Łagodną
jak dawniej... na oba obite życiem kolana...
Dobrego tygodnia Wam życzę, ciepłego, kolorowego, spokojnego...
I tym smacznym akcentem żegnam się z Wami do następnego napisania.
Można Ci pozazdrościć takich pięknych odpustowych wspomnień. Mała Basia na pewno
OdpowiedzUsuńjeszcze znajdzie swój pierścionek. Życzę udanej niedzieli :)
Takich pięknych już nie ma...
UsuńTradycje pielgrzymkowe i odpustowe to piękna sprawa. My w tym roku powędrowaliśmy (pieszo) z tej samej okazji ale tydzień wcześniej do Tulec pod Poznaniem.
OdpowiedzUsuńNaród nasz pielgrzymkami słynie...
UsuńPamiętam te odpusty u babci, oczy wychodziły na wierzch na te pierścionki, bransoletki, piłki na gumkach wypełnione trocinami.I u mnie w mieście jest kosciol p.w Matki Bożej i 3 odpusty latem.Dzisiaj był ten najmniejszy , największy jest 15 sierpnia.Moja parafia miała dzisiaj pielgrzymkę do Matki Bożej.8 września jest wielki odpust u bratowej w kujawsko pomorskim, tam chodzą kompanie zamiast pielgrzymek, jeśli 8 wrzesień trafi w tygodniu to zakłady pracy dają ludziom wolne.Obraz wyszedl prześlicznie,, pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńGumowe piłeczki to było coś.
UsuńTego rodzaju odpusty spotykałam kiedy w latach szkolnych jeździłam do Babci z Tarnowa oraz dalszej rodziny na prawdziwej rzeszowskiej wsi. Bardzo swojsko opisałaś tradycje z Twoich stron. Teraz coraz rzadziej spotyka się takie wsie. A szczególnie tutaj na zachodzie kraju. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo Tarnów znasz bardzo dobrze i Burek pewnie też...
UsuńWitaj już wrześniowo Basiu
OdpowiedzUsuńPielgrzymowanie, odpusty... Niestety ich tradycja powoli zanika. Młode pokolenie...:(((
Dobrze, że mamy nasze wspomnienia.
Dawno nie jadłam schabowego z kością. już zrobiłam się głodna.
Pozdrawiam orzeźwiającym deszczem
Zrób, warto...
UsuńZrobię na pewno
UsuńPozdrawiam z krainy deszczowców, wierząc że woda do nas nie dojdzie
Jakie piękne wspomnienia, Basiu. "Oba obite życiem kolana" pięknie to wymyśliłaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.:)
Życie nam obija te kolana nieustannie...
UsuńMasz piękne wspomnienia! Obraz Matki Boskiej z koralami bardzo mnie urzekł! Kwiaty niezmiennie cudowne! A schabowy....palce lizać, tak pysznie wygląda! Serdeczności 😘
OdpowiedzUsuńTe korale to unikat
UsuńMuszę w końcu odwiedzić to niesamowite miejsce, a w przyszłości pamiętać o dokładnej dacie ów odpustu. Schabowy bardzo pokaźny, sam mam w planach takiego dziś usmażyć, tylko z kawałka wołowiny... taki smak dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Basiu!
Nigdy nie jadłam, chyba trzeba mięso wcześniej pomarynować, żeby się zdążyło upiec.
UsuńZa czasów małego dziecka, kiedy jeszcze babcie żyły takie odpusty to było prawdziwe jakby w dzisiejszych czasach powiedzieć WOW, Super...A schabowy wygląda mega apetycznie. Dziś już nie z koscią.hihi. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNadal kupuję schab z kością :-)))
UsuńU nas takich tradycji nie było, być może dlatego że zachodnia Polska to ludność napływowa o różnych tradycjach. Natomiast u mojej żony na Śląsku te tradycje są kultywowane, ale dania inne. Odpust u nas jest w sierpniu, więc obowiązkowa muszą być już kiszone ogórki i ciasto ze śliwkami a na obiad rolady, modra kapusta i kluski. Do tej pory po mszy idzie się na stragany i teraz to wnuczki muszą koniecznie mieć te cudne pierścionki. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJak dobrze mieć kogo " stroić" :-)
UsuńTeż często wspominam różne radosne, rodzinne chwile z czasów dzieciństwa. Rzewnie sie uśmiecham przywołując w pamieci dawne zdarzenia i przez chwilę znowu jestem małą Olunią noszoną przez tatę na barana...
OdpowiedzUsuńTatusiowe córeczki...
UsuńNarodziny Matki Bożej w naszym Franciszkańskim sanktuarium świętujemy tak, że każdy przynosi kwiaty Maryi i Jej ołtarz wyglada wtedy najpiękniej :) Raz w roku, 8 wrzesnia Maryja pachnie jak łąka pełna kwiatów :)
OdpowiedzUsuńTo piękny zwyczaj, nie słyszałam o takim.
UsuńMiałam i ja sposobność jako dziecko być na odpuście i Babcia kupiła mi pierścionek z czerwonym oczkiem. Sanktuarium na Siekierkach, gdzie mieszkałam u dziadków, też powstało w miejscu objawień maryjnych. Treścią objawień było wezwania nie do życia w duchu Dziesięciu Przykazań Bożych. faktycznie tyle nas łączy. Ogromna to radość, ze Cię Basiu spotkałam. Miłosierdzie, miłość są najważniejsze i prowadzą do raju znaczy do oświecenia.
OdpowiedzUsuńKażdy człowiek na naszej drodze jest nam po coś zadany...
UsuńJak ja lubiłam dawne odpusty. Też mam piękne wspomnienia z dzieciństwa. Teraz w moim mieście nie ma żadnych straganów. Kotlet schabowy z kostką to całkowicie inny smak mięska.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Nasze smaki są zapisane w głowie:-)))
UsuńChyba jestem głodna, bo to zdjęcie ze schabowym powoduje, że ślinka mi cieknie ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle bardzo podobają mi się wszystkie fotki ;)
Dziękuję Justynko.
UsuńOj Basiu narobiłaś mi smaku tym schabowym z kostką. Dawno już go nie jadłam.
OdpowiedzUsuńA obraz przepiękny.
Pozdrawiam:)*
Miło mi...
UsuńZachwycający obraz Matki Bożej. Ja też mam odpustowe wspomnienia. Moi Dziadkowie brali ślub w kościele p.w. Św. Anny w Smardzewicach. Jeździliśmy tam z nimi, co rok, na odpust, ale to nie wszystko. Dziadek z Babcią cały rok oszczędzali, by w trakcie odpustu wesprzeć finansowo mieszkających w Smardzewicach członków rodziny, którym się gorzej wiodło. Po latach, na pogrzeb Dziadka przyjechała do Skierniewic cała wieś. Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńPiękne świadectwo pięknego życia Twoich Dziadków Iwonko.
Usuń