Strony

piątek, 28 sierpnia 2015

Cuda o zmierzchu...

Takie zachody słońca bywają w Bieszczadach. Natura chyba usłyszała moją tęsknotę za Bieszczadami i użyczyła mi takich widoków wokół mojego domu...
Zapadał zmierzch, na zachodzie płonęło słońce, a na wschodzie korony drzew kąpały się w złocie.


Cichy mrok zarzuca płaszcz łagodności 
na płaską równinę
moich dni
zacierają się kontury
lasów i myśli
ciepło odpędza
niedawne niepokoje
bezmierna cisza
wypełnia przestrzeń
w której wypatruję moich bliskich
słońce odpędza chmury
szukające w przestworzach śladów miłości
gdzieś daleko błyska światełko
dające znak w milczeniu
grafit wieczoru syci się dojrzałą barwą
teraz widać tylko rzeczy ważne
inne zginęły dawno w ciepłym oddechu lata
stoję w bezruchu pośród pól
spoglądając w niebo
choć moje stopy tak mocno
dotykają ziemi.
                                                                                                             
Od JUSTYNKI otrzymałam wspaniałą przesyłkę, której wymiankowym tematem wiodącym były wakacje. Justynka spędziła w Paryżu kilka dni jako młoda mężatka, ale o tym poczytajcie na jej blogu, do którego Was odsyłam.
Ja natomiast raduję oczy wieloma pocztówkami z Paryża, który nadal jest obiektem moich marzeń.
Oprócz tych widoków są breloczki, ramki na zdjęcia, magnesy, przydasie, słodkości, a całość opakowana w gustowny woreczek. Dziękuję Justynko za wszystkie upominki wakacyjne.









Do Justynki pofrunęły moje poezje, kolczyki z wakacyjnego wyjazdu, foldery z zachętą zwiedzenia urokliwych miejsc w Małopolsce i element zalipiański " nóż kuchenny" :-)





Organizatorem kolejnej zabawy była EWA, której tą drogą dziękuję za możliwość wakacyjnej wymianki.
Zachęcam do odwiedzenia bloga Ewy, która ma tysiące pomysłów i niespożytą energię.




Przy okazji zapraszam wszystkich moich blogowych Gości do wędrówek małopolskimi szlakami.
Serdecznie pozdrawiam życząc dobrego, ostatniego wakacyjnego weekendu.

We wtorek ZACZYNAMY:-)

środa, 26 sierpnia 2015

Kolejna perełka z listy UNESCO

Wędrując szlakiem architektury drewnianej nie sposób pominąć cerkwi  pod wezwaniem św. Michała Archanioła, która w 2013r. została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO.
Cerkiew w Brunarach Wyżnych  zbudowano w ostatnich latach XVIII wieku. W sposób znaczący przebudowano ją w 1831 r. Zachowała wybitne cechy cerkwi zachodniołemkowskiej.  W bryle wyraźnie zarysowuje się zamknięte trójbocznie prezbiterium, nawa i babiniec z wysoką słupową wieżą.  Cerkiew jest ładnie posadowiona na wzgórku ponad doliną rzeki Białej. Otoczona jest kamiennym murkiem z kamiennymi bramkami. Wnętrze świątyni zwieńczają stropy płaskie z fasetami. Polichromię o rokokowo-klasycystycznych motywach architektonicznych oraz roślinnych wykonali Antoni i Józef Bogdańscy w 1898 r. W nawie widać fragmenty starszej barokowej polichromii z końca XVIII w. Barokowy ikonostas z XVIII w. przemalowany został w czasie remontu w 1831 r.
Nie pierwszy raz prezentuję na blogu drewnianą świątynię.
Przyznaję, jestem w nich zakochana, chciałabym zobaczyć wszystkie, a w Małopolsce jest ich wiele. W przeciwieństwie do tych bieszczadzkich, opuszczonych i zaniedbanych, nasze małopolskie żyją. Są wśród nich takie świątynie, w których nabożeństwa są odprawiane w różnych obrządkach, rzymsko- katolickim, greko- katolickim i prawosławnym w odpowiedzi na różne potrzeby mieszkającej tam ludności.
I to jest piękne, że mieszkańcy tych wiosek w zgodzie i wzajemnym poszanowaniu dbają o drewniane świątynie, które im wszystkim służą.
Za każdym razem jestem oczarowana, wdycham zapach starego drewna, palonych świec i tę niezwykłą atmosferę, której niestety nie ma w nowych świątyniach.
Aktualnie cerkiew pełni rolę kościoła katolickiego pod wezwaniem NMP Wniebowziętej czyli " po naszemu"- Zielnej.
Zwiedziliśmy świątynię, tuż po uroczystości odpustowej na 15 sierpnia, zobaczyliśmy tradycyjny wieniec dożynkowy.
Zainteresowanych odsyłam do fotorelacji z tej regionalnej uroczystości pod adres:
http://www.odpust.brunary.pl/
i oczywiście polecam umieszczenie tej miejscowości na trasach podkarpackich wędrówek.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Prawdziwa miłość przed niczym się nie cofa!





On był młody, przystojny i energiczny. Właśnie ukończył studia techniczne w Pradze i przyjechał w okolice Gorlic w poszukiwaniu ropy naftowej.
Władysław, bo takie imię nosił młodzian, najpierw był pomocnikiem kowala, później wiertaczem, aż w końcu kierownikiem kopalni.




Ona była piękna i nieprawdopodobnie bogata.
Połączyła ich miłość, która nic sobie nie robiła z różnic majątkowych.
Kamila zapragnęła związać życie z Władysławem, ale jej ojciec, Dembowski, właściciel majątku, zdecydowanie odrzucił kandydaturę przyszłego zięcia.



Władysław nie dał za wygraną, uporem i wytrwałą pracą zdobył majątek.
Odkrył złoża ropy w Borysławiu, gromadził zasoby pieniężne i potajemnie wykupywał weksle zadłużającego się wciąż Dembowskiego.


Gdy już wykupił całą posiadłość, mógł realizować swoje marzenia.

Przekaz głosi, że teść musiał go prosić by pojął Kamilę za żonę.



Nie wierzę, by to było konieczne, bowiem Długosz był ciągle i niezmiennie zakochany w wybrance i dla niej właśnie z wielkim trudem zdobywał majątek.



Pewnie kiedyś siedzieli nad tym stawem planując wspólne szczęście...


Dla Kamili, Władysław zbudował ten piękny pałac i urządził ogromny park.


Doczekali się trójki dzieci i zapewne byli szczęśliwi, ale los zabrał Władysława z tego świata na ok. trzydzieści lat wcześniej niż żonę.







Pałac w Siarach k. Gorlic do dziś prezentuje się przepięknie i warto go zobaczyć.



Lubię rozmyślać w takich miejscach...
Nasuwa mi się wówczas wiele pomysłów literackich...
Może kiedyś, na emeryturze niektóre przeleję na papier.

Długosz daje nam przykład, że wytrwałość, praca, wiara i upór prowadzą do realizacji wielu marzeń!


A co Wy na to?

czwartek, 20 sierpnia 2015

Pożegnanie z Mietkiem.

Nazywam się Mietek.
Na pierwszy rzut oka jestem dokładnie taki sam jak miliony innych samochodów. Mam koła, silnik, nadwozie, kierownicę etc. Przy bliższym poznaniu jestem jednak nieco inny. Jestem niczym zwykły garnitur. Klasyczny, ponadczasowy, niemalże wieczny. Mam nadwozie typu sedan, napędza mnie silnik ustawiony wzdłużnie, który swoją moc przenosi na koła tylne. Prawdziwa klasyka. Coraz mniej dzisiaj takich samochodów. Nie mogę być nijaki. Mam przecież rodowód, który zobowiązuje. Moje korzenie sięgają Karla Benza i jego pierwszego samochodu (Benz Patentwagen No 1), powstałego ponad 125 lat temu. Moja gwiazda musi świecić jasno, jak to przystało na najstarszą markę samochodów.

Bramy fabryki opuściłem w 1994 roku. Swoją służbę w niewielkiej, małopolskiej wsi rozpocząłem 11 lat temu, w 2004 roku. Od tamtego czasu dzielnie woziłem i przemieszczałem swoich pasażerów do szkoły, pracy, na wakacje itd. Zawsze bezawaryjnie i konsekwentnie do celu. Nie zostałem wyposażony w żadne techniczne nowinki. Największym udogodnieniem jest klimatyzacja. Nie jestem na dzisiejsze czasy zbytnio zaawansowany, chociaż w swoich czasach byłem absolutnie samochodem z półki premium. Nie jestem dynamiczny. Rzekłbym raczej, że dostojny. Kolejne kilometry pokonuję śmiało, choć z pewnym spokojem. Swojego kierowcy uczę pokory i cierpliwości. Trochę szarpię przy zbyt szybkiej zmianie biegów (efekt nieprawidłowego zwalniania pedału sprzęgła). W zamian oferuję jednak komfort, bezpieczeństwo i niesamowitą, legendarną wręcz trwałość. Tego dnia, 20 sierpnia 2015 roku zmieniłem ostatecznie swojego właściciela. Oby mnie tak samo dobrze traktował jak poprzednicy. Mam nadzieję, że będzie wiedział, jak puszczać sprzęgło przy zmianie biegów. Jestem odpowiedzią na pytanie czy do samochodu można się przywiązać i to nawet pomimo pewnych wad. Oczywiście, że można. Tym bardziej żegnamy motoryzacyjnego dostojnika i życzymy sprawnego połykania kolejnych kilometrów :


Taki tekst na pożegnanie naszego wysłużonego i niezawodnego Mercedesa, napisał mój syn Kamil, który jest pasjonatem samochodów i motocykli.

Wszak Mietek to jak członek rodziny, nawet imię otrzymał, więc zasłużył na wdzięczną pamięć:-)  










Podziwiajcie więc Drodzy Czytelnicy literackie zachwyty Kamila nad " Mietkiem", a ja już za nim tęsknię:-)))

Nie tylko Gumpizmy...

"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co dostaniesz."
 " Nie oczekuj od innych pomocy. Jeśli pomogą, to dobrze. Jeśli nie, to nie becz."
Większość z Was zna filmową wersję Forresta Gumpa. Jednak książka to zupełnie coś innego, nawet fabuła jest inna. Przeczytałam ją szybko, może nawet zbyt szybko, ale chciałam ją podarować Temu, kto pokazał mi Forresta i jego świat...znacznie bardziej prosty niż nasz...
Powiedzenia Gumpa znane są dziś powszechnie, bowiem zawierają prostą mądrość pochodzącą z serca człowieka, który mimo deficytów intelektualnych w niektórych obszarach, był niezwykłym człowiekiem.
A jak my postrzegamy innych ludzi, czy umiemy uszanować człowieka, który ma niższe IQ ?
Przecież współczesny świat lansuje młodych, pięknych, operatywnych, wiecznie dyspozycyjnych.
Czy umiemy jak Forrest zapatrzeć się w gwiazdy...?
 




"Ale powiem wam tyle: jak czasem w nocy leżę tak sobie i patrzę na gwiazdy i całe niebo tak wisi, pamiętam to wszystko. Jak każdy marzę sobie różnie i ciągle myślę, jakby też to mogło być inaczej. A potem wiecie, nagle mam czterdzieści, pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat. No i co? Mogę być idiotem, ale przecież przez cały czas chciałem robić dobrze, a marzenia to marzenia, nie?"














 









Z mojej kolekcji aniołów, ten najbardziej pasował mi do dzisiejszego rozważań.
ANIOŁ MARZYCIEL z głową pośród gwiazd...





















 

Proste rozwiązania, niby prostych ludzi, wprawiają nas często w osłupienie, zachwyt, podziw, jak to zasłyszane przeze mnie ostatnio od prawie dziewięćdziesięcioletniego pana:
Służbę wojskową odbywał  na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jeden z jego kolegów, chłopak z gór, poszedł w niedzielę na Mszę św. bez zgody dowódcy, za co został skazany na karcer. Jego koledzy otoczyli owo więzienie i śpiewali pieśni. Wściekły dowódca pozamykał wszystkich, a widząc, że nie ma tam dla nich miejsca, dał rozkaz by wychodzili. Oni postawili warunek, że pierwszy ma wyjść " winowajca". Dzięki tej niezwykłej koleżeńskiej solidarności i odwadze górali, udało się uniknąć większych konsekwencji, a czasy były trudne...


Jesiennie już...i nostalgicznie!