Strony

czwartek, 23 września 2021

Jesienne róże przywołują wdzięczność...

Każde środowisko ma takich ludzi, których zachowuje się we wdzięcznej pamięci na wiele lat.
Człowiekiem wielkiego serca, pracowitości i dobroci był Ks. Józef Poremba, wieloletni proboszcz w Dąbrowie Tarnowskiej, który w ciągu swego ofiarnego i pracowitego życia dokonał wielu użytecznych dzieł. Każde z nich ma inny wymiar, ale szczególne miejsce zajmuje hospicjum św. Brata Alberta, w którym wspomniany Ks. Prałat stworzył najgodniejsze z możliwych, warunki życia dla chorych przeżywających ostatnie, najtrudniejsze stadium choroby nowotworowej. Dokonał tego, czego nie dokonały władze świeckie dysponujące znacznie większymi możliwościami finansowymi. Dziś mija 17 lat od śmierci mojego kochanego Taty, który przez ostatnie trzy tygodnie swojego życia był w tym miejscu otoczony opieką Ks. Józefa i współpracującego z nim personelu.
Z jego posługi korzystało tak wielu ludzi, że zachowując wdzięczną pamięć, w kilka miesięcy po śmierci Ks. Dziekana, zorganizowano plener malarski pn. Ks. Józef Poremba i Jego dzieła".
Uczestnicy pleneru malowali różne owoce pracy Księdza. Ja postanowiłam namalować staruszkę czytającą wydawany przez wiele lat, dzięki zapobiegliwości Ks. Poremby, miesięcznik " Żyjmy Ewangelią", który dla ludzi chorych i starych był często jedynym łącznikiem z codziennym życiem parafii. Publikowałam tam swoje wiersze i artykuły, często pod łagodnym naciskiem ze strony Ks. Józefa, gdy mi czasu na pisanie brakowało, ale szacunek wobec tego Kapłana skłaniał do szybkiej pisarskiej mobilizacji.
Do obrazu dołączyłam wiersz, by podkreślić ewangelizacyjną rolę, jaką to czasopismo, całkiem amatorskie, odgrywało w życiu wielu ludzi.

Wyznanie Staruszki

Kiedy smutek i choroba
wciskały się do mojego domu
mimo zamkniętych okien i drzwi
niepokojąc moje skołatane serce
brałam do ręki niepozorną gazetę
by poszukać w niej
wiary, nadziei i miłości…
Ze stron zapisanych zwyczajnym życiem
płynęła codzienna Dobra Nowina
i dyskretna prośba Kapłana
modlącego się byśmy „ Żyli Ewangelią”.

Słowa proste i piękne
budowane życiem i ofiarą Chrystusowego Ucznia
pochylającego się niezmiennie
nad najmniejszym z małych…
A moje małe krzyżyki
szybowały ku największemu z Krzyży
by z ufnością usiąść na Jego Ramionach.

Wrześniowe, jesienne dni przywołują takie wspomnienia, których czas nie jest w stanie zatrzeć i mimo, że są one przepełnione niegasnącą wciąż tęsknotą, są piękne, ciągle bogate w niezmienne uczucia...
Jesienne róże tak bardzo kojarzą mi się z Tymi, którzy poprzedzili nas w drodze do wieczności...
Niech więc będą darem dla Nich...
Nasze rozstania bolą, ale przecież nosimy w sercu piękne chwile, które na zawsze są nasze...
I wiarę w Świętych obcowanie...
Czas na rozstrzygnięcie konkursu, trochę mnie to zmęczyło, bo dwie pierwsze osoby, które użyły słowa gryka, były takie trochę niezdecydowane. Ponieważ nikt w komentarzu nie poradził mi, jak to zakwalifikować, uznam, że pierwsza Osoba, która wymieniła słowo gryka, zostanie nagrodzona, czyli Ela.Gratuluję Elu, do Ciebie poleci nagroda - drobiazg. A wszystkim, którzy wzięli udział w zabawie serdecznie dziękuję i zapewniam, że gryczane ściernisko w słońcu wygląda przepięknie.
Życzę Wam pięknych, jesiennych dni, w zdrowiu, bo ten czas niesie ze sobą tyle wirusów, że nie ma szans by w końcu nie stać się ofiarą któregoś z nich, nawet ospa wietrzna wybuchła z niespotykaną siłą.
Do następnego napisania:-)

czwartek, 16 września 2021

Wit Stwosz z Powiśla czyli Ikar znad Dunajca.

Mowa o Janie Wnęku, który przez wielu ogłoszony został konstruktorem pierwszego na świecie sterowalnego, załogowego statku powietrznego cięższego od powietrza, w którym w latach 1865-1869 (czyli około ćwierć wieku przed Niemcem Ottonem Lilienthalem uważanym za ojca i pioniera lotnictwa)  wielokrotnie powtarzał swoje loty z dzwonnicy kościoła w Odporyszowie, szybując w różnych kierunkach i osiągając różne odległości. Udoskonalał przy tym nieustannie swoje sztuczne skrzydła, wprowadzając kolejne modyfikacje ich konstrukcji. Nie wiadomo, ile było tych lotów. Niektórzy świadkowie twierdzili, że przynajmniej osiem, inni – że kilkanaście. Ze względu na brak silnych dowodów jego sukcesy jako pioniera lotnictwa nie są uznawane przez część historyków. Ostatni, nieudany lot Chłopskiego Ikara zakończył się dla niego tragicznie. W dzień odpustu na Zielone Świątki 1869 roku, Wnęk wystartował jak zwykle z pomostu na dzwonnicy, lecz jeden z pasów mocujących, niespodziewanie pękł po około 500 metrach lotu. Jan stracił równowagę, próbował skorygować lot, co mu się jednak nie udało. Runął na ziemię w odległości 1350 metrów od wieży kościoła. Ciężko ranny, został przyniesiony przez sąsiadów do swojego domu i tam przez około dwa miesiące walczył o życie. Pozostawał cały czas przytomny i nieustannie rozpytywał, czy ktoś używa jego skrzydeł. Po upadku, na skutek licznych uszkodzeń ciała, zmarł w wieku 41 lat. Do dziś nie wiadomo, jaka była przyczyna katastrofy. Niektórzy mieszkańcy Odporyszowa twierdzili, że sztuczne skrzydła z czasem zaczęły się zużywać i Wnęk zbudował sobie nowe o takiej samej konstrukcji jak stare, których jednak już tak dokładnie nie przetestował i uległy one awarii podczas swojego pierwszego lotu. Inni z kolei byli przekonani, że to zawiść jego pomocnika Sowińskiego popchnęła go do popełnienia zbrodni – miał przed lotem dokonać sabotażu i potajemnie uszkodzić skrzydła nadcinając rzemienie łączące konstrukcję, albo też, niby niechcący, przedwcześnie zepchnął Wnęka z pomostu. Zbliżała się bowiem wtedy data wypłacenia należności za prace rzeźbiarskie. Podejrzewano, że w głowie Sowińskiego powstała myśl pozbycia się Wnęka i zainkasowania samemu całej kwoty od ks. Morgensterna. Nie zachowały się jednak żadne źródła uzasadniające te oskarżenia, nie potwierdził ich też sam Wnęk przed swoją śmiercią. Być może wypadek był więc spowodowany po prostu nieumiejętnym przymocowaniem skrzydeł lub niespodziewanym silnym podmuchem wiatru.
Poniżej na zdjęciu, wieża kościoła, z której śmiałek dokonywał lotów.

Poza marzeniami o lataniu, miał Jan drugą pasję. Potrafił pięknie rzeźbić i choć w tej materii nie zdobył żadnego wykształcenia, wielu artystów mogło mu zazdrościć talentu.

Na początku lat 50. XIX wieku, miejscowy proboszcz, ks. Morgenstern odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Zobaczywszy w Jerozolimie tamtejszą Drogę Krzyżową, zapragnął, aby podobna została zbudowana w Odporyszowie. Miał wolę, aby lokalne sanktuarium z cudownym obrazem Matki Boskiej, odwiedzane przez mieszkańców Powiśla Dąbrowskiego, zachwyciło wiernych rozmachem na miarę Jerozolimy.
Na ogłoszony przez ks. Morgensterna konkurs na wykonanie figur zgłosiło się kilku chętnych, a proboszcz uznał Wnęka za najbardziej utalentowanego spośród wszystkich kandydatów i to jemu powierzył pracę rzeźbiarską.
Ksiądz zabrał Jana do Krakowa i pokazał mu dzieła mistrzów w licznych kościołach ze szczególnym uwzględnieniem Bazyliki Mariackiej.
Artysta-samouk z pomocą kilku innych cieśli na zlecenie żabieńskiego proboszcza w latach 1855–1869 wykonał z drewna lipowego łącznie (według różnych oszacowań) od 300 do 500 rzeźbionych i płaskorzeźbionych figur, m.in. do zespołu 52 kapliczek w otoczeniu kościoła w Odporyszowie. Realistyczne figury, często o wymiarach zbliżonych do naturalnych, były malowane przez Sowińskiego, który został pomocnikiem Wnęka. Przedstawiały one sceny z życia Świętej Rodziny oraz Mękę i Zmartwychwstanie Chrystusa. Przeznaczone były do kościoła oraz do kaplic ze stacjami Drogi Krzyżowej i Tajemnicami Różańcowymi.

Według przekazów, twarze wielu rzeźb to sportretowane, bliskie Wnękowi osoby – rodzina, znajomi, ks. Morgenstern.
W kompozycjach  przedstawiających życie Świętej Rodziny tam, gdzie pojawia się twarz Matki Bożej, widać zapewne żonę Wnęka, Ludwikę.
Bóg ma oblicze ks. Morgensterna.
Jedna z rzeźb, wyobrażająca proroka Symeona, ukazuje samego autora.
Artysta przedstawił go jako dojrzałego mężczyznę ubranego w długą, plastycznie udrapowaną szatę, mającego chudą, pociągłą twarz, wysokie czoło, przenikliwe oczy, długie opadające wąsy i obfitą brodę.
Do dziś dotrwało ponad 100 drewnianych figur.
Około 90 z nich znajduje się w Odporyszowie w Muzeum Jana Wnęka przy kościele, a ponadto w kaplicy św. Małgorzaty zwanej też Ogrójcem oraz w niewielkim akacjowym lasku (dawnym cmentarzu cholerycznym na Trelówce w kapliczkach Siedmiu Boleści Matki Bożej.
Po kilka dzieł Jana  przechowywanych jest w Muzeum Etnograficznym w Krakowie,  Muzeum Etnograficznym w Tarnowie, a nawet– w Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Poza tym na odporyszowskim cmentarzu zachowało się jeszcze około sporo kamiennych rzeźb nagrobnych, autorstwa Wnęka.

Pamięć o Janie Wnęku jest żywa w lokalnej społeczności. Szkoła Podstawowa w Odporyszowie nosi jego imię, jedna z ulic również. W miejscu prawdopodobnego upadku znajduje się pamiątkowy obelisk, a na cmentarzu wybudowano symboliczny nagrobek, gdyż dokładne miejsce pochówku nie jest dziś znane. Najlepszym upamiętnieniem genialnego samouka jest miejscowe muzeum.
Ja również poczyniłam dwa wiersze, więc jeden z nich przytoczę.

Z Odporyszowa- ku niebu

Podobny ptakom
szybującym wysoko w podniebne loty
sięgający myślą
serc napełnionych marzeniami
goniący wzrokiem
dmuchawce unoszone wiatrem
śmiałek szalony
co aniołom ptasie skrzydła dodawał
z duszą artysty na różańcowych dróżkach
z lipowym drzewem w ręku

jak Wit Stwosz
przed Maryją na kolanach
zaklęty w świętych rzeźbach
więc Odporyszowska Zwycięska
zaniosła jego duszę do raju
zanim powiew wiatru zmieszanego z zawiścią
strącił Ikara w cierniste głogi.

Rzeźby i płaskorzeźby są niezwykłej urody, powołał je do życia prosty chłop, któremu rodzice kazali się wyuczyć ciesielki, widząc jak od wczesnego dzieciństwa obserwuje przyrodę i struga w drewnie różne figurki.
A tu już kilka zdjęć kapliczek z lasku, który na przełomie maja i czerwca tonie w bieli akacjowych kwiatów i przyciąga miliony owadów słodkim aromatem. Panująca tam cisza, przerywana jedynie odgłosami przyrody, sprawia, że to miejsce jest wymarzone do modlitwy, kontemplacji, czy też zwyczajnej chwili wytchnienia.

Warto zatem odszukać na mapie Odporyszów i zobaczyć piękny kościół z jego cudownym Obrazem i pozostałe obiekty sakralne, a z pobliskiej Studzienki otoczonej lasami, napić się czystej, źródlanej wody, która kiedyś tam się pojawiła by uratować oblężoną przez Szwedów wioskę.
Czas też na zagadkę pośrednio związaną z Wnękiem bo przecież był synem pańszczyźnianego chłopa i pracował na roli.
Koniec lata przywołuje barwne obrazy. Zatem pytam: co to za ściernisko, o barwie czerwono- rudo- złotej? Pierwsza prawidłowa odpowiedź zostanie nagrodzona.

Życzę udanej zabawy i rychłych odwiedzin tych miejsc, które są naszą chlubą.

piątek, 10 września 2021

Garść letnio- jesiennych radości.

Jesienne słońce dodaje uroku starym chatkom.
A ta, która jest wizytówką Zalipia, chętnie jest nabywana w jej malarskich przedstawieniach.
Dlatego też ostatnio powstała moja " makowa wersja".

Nasza stara chatka tonie w kosmosie, który opanował znaczne przestrzenie.
Tam gdzie sam się zasiewa, jest najmocniejszy, a ja pozwalam mu się " szarogęsić".
Jesienne słońce jest bajeczne o poranku i o zachodzie i choć w kalendarzu figuruje lato, to każdy z nas wie, że jesień je wypiera każdego dnia.
Ten rok był wyjątkowo łaskaw dla hortensji i to one nie przestraszyły się zimna i ulewnego deszczu
Prezentują swoje barwy w różnym oświetleniu, a zawsze wyglądają pięknie.
W ostatnich dniach spełniły się moje wieloletnie marzenia i Stefania Łącka otrzymała tytuł Służebnicy Bożej.
Pierwszy raz uczestniczyłam w uroczystości otwarcia procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego. Według prawa kościelnego za wstawiennictwem takiej Osoby można prosić o otrzymanie wyjątkowych łask.
Mam nadzieję, że coraz więcej ludzi pozna piękne życie tej skromnej Dziewczyny, której heroizm pokonał terror obozowej rzeczywistości.
Choć słońce w ostatnich dniach stara się nadrobić sierpniowe zaległości, wieczory są już długie, więc będzie można zdjąć z półek dobre książki.
Do takich zaliczam autobiograficzne pozycje, którymi się ostatnio zaczytuję.
Pomijane często środowisko rodzinne sławnych ludzi, miało przecież ogromny wpływ na ich zainteresowania, twórczość i dokonania. A zwłaszcza matki, które żyjąc w cieniu swoich sławnych dzieci, często płaciły wysoką cenę za ich sławę.
Bardzo barwną postacią jest Zofia Stryjeńska, artystka wielkiego formatu, a mimo tego, cierpiąca biedę przez całe życie.
Jej niepowtarzalny styl ciągle urzeka.
A mnie urzeka najbardziej to jej dzieło, słowiańskie, jak wiele innych.

Serdecznie pozdrawiam i posyłam zdjęcie o poranku, kiedy można chłonąć pierwsze mgiełki i brylantowe krople rosy...