Moja Mama zadbała o to bym mogła, zgodnie z tradycją, czynnie uczestniczyć w oktawie Bożego Ciała, a były to chwile niezapomniane.
Bywało, że i deszcz i burza dopadły nas w drodze, ale udział w procesji był oczywistym wynagrodzeniem trudów.
W tym roku
Nie pamiętam podobnej sytuacji nawet w odległych czasach, ale wiem, że jest to dzień, w którym matki będą mogły dziękować za dar macierzyństwa poprzez uczestnictwo ich dzieci w procesjach Bożego Ciała.
Papież Urban IV, 11 sierpnia 1264 r., bullą „Transiturus” polecił obchodzić święto Bożego Ciała w całym Kościele. Do podjęcia tej decyzji przyczyniła się wieść o cudzie, jaki zdarzył się w roku 1262 w miejscowości Bolsena, położonej 100 km na północ od Rzymu, w sanktuarium św. Krystyny, kiedy przez nieostrożność kapłana kilkanaście konsekrowanych kropli wylało się na korporał i zamieniło w krew, która pozostawiła na nim ślady.
W 1264 r. przeniesiono skrwawiony korporał w uroczystej procesji z sanktuarium w Bolsenie do kaplicy w katedrze w odległym o 20 km mieście Orvieto (w tym okresie rezydował tam przez kilka lat papież).
Korporał można dziś oglądać w relikwiarzu w kaplicy katedry w Orvieto.
W uroczystość Bożego Ciała ulicami tego miasteczka przechodzi procesja, w której bierze udział kilkuset mieszkańców w strojach z XIII wieku, co stanowi również niezwykłą atrakcję turystyczną.
W Polsce pierwsza z procesji Bożego Ciała przeszła ulicami Krakowa w roku 1320 i prawdopodobnie w tym samym roku lub niedługo potem podobne procesje urządzono w Gnieźnie, Poznaniu, Wrocławiu, Płocku.
Wspominam różne procesje z różnych lat i ludzi, którzy szli obok mnie polecając Bogu swoje sprawy.
Dziś nie ma Mamy, a pozostały kwitnące irysy, które posadziła przed laty, nie ma Taty, a obok starego domu rośnie bez, który kochał, nie ma Babci Józi, której wianki plecione z dzikiej pietruszki nie miały równych sobie, nie ma szkolnego kolegi- Leszka z pogmatwanym życiorysem przemierzającego na wózku inwalidzkim długą procesyjną drogę w spiekocie dnia, w której utrudzony szukał oczyszczenia...
Pozostały kwiaty, których płatki przed laty lądowały w moim wiklinowym koszyczku, tworzące potem barwny kobierzec przed Panem, który" zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się dzieciom Jego powodzi".
Kwiatów w ogródkach było mniej niż dziś, ale była róża pachnąca i piwonia, i akacja, i wsi polskiej wierny " guldyn" czyli kalina.
A wraz z nimi wierna wiara i wynikająca z niej prawdziwa radość.
Taka sama jak kiedyś, choć bardziej dojrzała...
Nie szukam
dociekliwie ziaren mojej wiary
nie zakładam szkiełka na oko
nie wertuję opasłych ksiąg
nie wołam natrętnie – dlaczego
słońce złoci pszenicę za lasem
dziecko krzykiem zwiastuje rozbite kolano
jaskółki układają pięciolinię marzeń
zamykam oczy
jest
zawsze była
moja wiara prostej wieśniaczki
zapisana w darze matki
jak serce
które jest zawsze.
Jeśli o darach mowa, to na ten piękny dzień przybyła do mnie przesyłka,która niezwykle uradowała moje serce.
Małgosia z bloga https://papierowy-jarmark.blogspot.com zupełnie bezinteresownie, z dobrego serca, przysłała mi niezwykłej urody album, jakby wyczuła, że uwielbiam ręcznie tworzone albumy i notatniki. Warto zawitać do Małgosi, bo tworzy rzeczy piękne, niepowtarzalne, w dobrym guście i jest przemiłą Osobą.
Zapewne wnikliwie spojrzała na mojego bloga, skoro wie, że wysoko cenię sobie tradycję, kocham wieś, jej ludowość, kwiaty i pejzaże.
W tym urodziwym albumie znalazły miejsce tematy malarskie, jest też miejsce na zapisanie ważnych myśli i marzeń...
Mam już pomysł na jego godne wykorzystanie, ale pomysł niech pozostanie do pewnego czasu tajemnicą. Podzielę się nim tylko z Małgosią, bo swoją wspaniałą pracą i szczodrością zasłużyła na największe zaufanie.
Dziękuję Ci Małgosiu za Twój piękny gest.
Pamiętaj, że sprawiłaś mi ogrom radości, właśnie wtedy, kiedy bardzo jej potrzebowałam.
Radość jest jak kwiaty tej trzykrotki wirginijskiej, które rozwijają się zawsze w porę.
I takiej radości Wam życzę.