niedziela, 28 maja 2017

Pierogi na szybko robione.

Kończy się maj...zbyt szybko odchodzi ze swym pięknem, ale może właśnie za to go tak cenimy, że nigdy nie zdołamy nacieszyć się nim w pełni.
Od kilku lat moje maje przynoszą mi zwiększoną liczbę trosk, problemów i różnorodnych obowiązków. O nudzie nie ma mowy. Szkoda tylko, że ciągle brakuje czasu by więcej nasycić się tym majowym czarem.
A dzisiejszego posta zaczynam nietypowo- od wspomnień. Może dlatego, że dopiero świętowaliśmy Dzień Matki, więc wracam myślą do mojej Mamy, która żyjąc w nieustannym pośpiechu i łącząc pracę w Wiejskim Domu Towarowym z pracą w gospodarstwie rolnym, potrafiła znaleźć czas na szybkie pierogi, gdy tylko pojawiały się truskawki.
Pierwsze truskawki się pojawiły, ja jestem równie zapracowana jak moja Mama, więc pierogi były " na szybciora".
Do sprawdzonego ciasta, które od lat robi się w naszym domu, z dodatkiem jajka i masła, dołożyłam za sugestią Krysi z bloga  http://kuchniaukrysi.blogspot.com/ jeszcze dwa żółtka i pięknie się te żółtka sprawdziły.
W mojej rodzinie nie polewało się pierogów żadnymi słodkościami, a jedynie mocno zrumienionym masłem. Cukier owszem dodawało się do środka, razem z owocami. Jest to dodatkowa trudność, gdyż mały błąd w sztuce powoduje rozklejanie się ciasta, wypływanie soku, ale jeśli się to zrobi umiejętnie, w środku pierożka wytwarza się tak cudny owocowy sok, że nic go nie zastąpi.
Pierogi robione w pośpiechu każą pokroić ciasto na kwadraty i sklejać je w trójkąt bądź prostokąt, wówczas nie ma ścinków i powtórnego wałkowania. Trójkąty łączy się w jednym wierzchołku i gotowe.
Tęsknotę za uciekającym majem zamknęłam w kolejnym bzowym obrazie olejnym.
A w tzw. "międzyczasie" przeczytałam trzy tomy losów mieszkańców Malowniczego, z których "Tajemnica bzów" okazała się być fascynującą. Przede mną " Nadzieje i marzenia".
Skoro bzy odeszły szybciutko, zachwycam się " łąkami umajonymi", sami zobaczcie, czy mogę bez postojów wracać z pracy do domu???
Wspomniany Dzień Matki przyniósł mi radosną obecność moich Synów, ich Żon i dwojga Wnucząt, co jest dla mnie największym szczęściem.
Przy tej okazji poczytałam ofiarowane nam- rodzicom- przed laty książeczki- miniaturki przez naszych Synów będących wówczas uczniami szkoły podstawowej.
Mam wiele takich prezentów od serca- pamiątek, które mają dla mnie niezwykłą wagę.
Jedna z myśli mówi: "Baw się ze swoimi dziećmi bez względu na to, ile mają lat"...
A ja dziękuję ogromnie Małgosi http://papierowy-jarmark.blogspot.com/za wielki dar serca, bardzo osobisty, o którym wiemy tylko obie i za przemiłą przesyłkę, która jest dopełnieniem owego daru.
Reszta jest milczeniem...
Serdeczności, jeszcze z łąk majowych, Wam zasyłam.

poniedziałek, 22 maja 2017

Powróciłam do losów Pięknej i Bestii po ponad 50. latach.

Była sroga zima...
Całe dnie spędzałam z moim ukochanym Tatą w naszym małym, wiejskim domku, odciętym wraz z całą wioską od świata, wysokimi zaspami.
Każdego dnia, moja mama pokonywała rano 5 km i w drodze powrotnej kolejne 5, by dotrzeć do miejsca pracy w miejscowości, w której ja pracuję od 18 lat.
Brat, starszy o 8 lat ode mnie wychodził do szkoły, a my z tatą staraliśmy się zagospodarować dany nam czas.
Oczywiście bez elektryczności, bez telewizji, bez możliwości wydostania się z wioski.
Na szczęście w domu było radio, oczywiście na baterie i właśnie ono sprawiało, że baśniowe słuchowiska przenosiły mnie w zaczarowany świat.
Mogłam mieć wówczas 5 lat, a może mniej, gdy na falach eteru popłynęła baśń " Piękna i Bestia".
Losy Belle, ukochanej córeczki Maurica, uwięzionego w pałacu okrutnej bestii, wzruszyły mnie ogromnie.
Bardzo kochałam mojego tatę, więc utożsamiałam się z Belle i przeżywałam cały dramatyzm sytuacji, a cerata pokrywająca stół, na którym stało wysłużone radio, była mokra od łez.
Dobrze, że, finał słuchowiska przyniósł szczęśliwe rozwiązanie i już wtedy dowiedziałam się, że zewnętrzne piękno jest niczym w porównaniu z pięknem wewnętrznym. Bo przecież dziewczyna pokochała szpetnego potwora, który miał czułe, kochające serce.
Jakiś czas temu, w pobliskim kinie, pokazano ekranizację tej pięknej opowieści, więc się wybrałam i nie przeszkadzało mi to, że byłam najstarszym widzem na sali.
Film wykonany w technologii 3D okazał się być przepiękną ekranizacją baśniowych wydarzeń, a ja na nowo przeżywałam miłość córki i ojca, której nie jest w stanie nawet śmierć umniejszyć...

PIĘKNA I BESTIA
Rok: 2017
Kraj: USA
Czas - 2 godz. 3 min.
Belle gotowa jest zamieszkać w zamku potwora, aby ratować ojca. Z czasem między dziewczyną a bestią zaczyna rodzić się uczucie.
reżyseria:    Bill Condon
scenariusz:    Stephen ChboskyEvan Spiliotopoulos
premiera:    17 marca 2017 (Polska) 15 marca 2017 (świat)
Belle (Emma Watson) jest mieszkanką francuskiej wioski. Kiedy dowiaduje się, że jej ojciec Maurice (Kevin Kline) został uwięziony w pałacu okrutnej bestii (Dan Stevens), postanawia odnaleźć jego siedzibę. Dziewczyna oferuje mu swe życie, w zamian za życie ojca. Potwór przystaje na propozycję. Ku zdziwieniu Belle, bestia nie więzi jej w lochu. Zamiast tego dziewczyna zamieszkuje w pięknej komnacie pełnej zaczarowanych przedmiotów, takich jak: zegar Cogsworth (Ian McKellen), świecznik Lumiere (Ewan McGregor), czy miotełka Plumette (Gugu Mbatha-Raw). Tymczasem Maurice chcąc uratować swą córkę, zwraca się o pomoc do pewnego myśliwego - Gastona (Luke Evans), który jest zakochany w Belle.
Do poznania dalszych losów bohaterów zachęcam...
A jako podsumowanie całej historii zamieszczam obraz mojego wiosennego Anioła z kaczeńcami w ręku, zamyślonego nad dobrocią, która nigdy nie umiera, gdy raz trafiła na dno serca...

piątek, 19 maja 2017

Łąki umajone, bzy szczęściem pachnące i ludzie lepsi na wiosnę.

Zauważyłam, ze aura ma duży wpływ na generowanie określonych zachowań ludzkich. Wytłumaczenie jest dość proste. Słoneczko od wczesnego świtu ogrzewa ciało i ducha, upojne bzy i konwalie mieszają czarodziejskie zapachy, obłoczki żeglują po błękitnym niebie, wszędzie zielono i radośnie. Ptaki koncertują na całego, wieczorem do tych koncertowych zmagań dołączają swój rechot wesołe żaby, a na łąkach! już słychać cykady.
Wobec powyższych zdarzeń nawet ponuracy nie mogą przejść obojętnie.
Zwróćcie uwagę, że coraz więcej ludzi się uśmiecha i coraz więcej oferuje swoją pomoc.
Mnie też z samego ranka pewna Osoba rozradowała dziękując za moje codzienne, jednakowe od lat zachowanie ( tak postrzegam swoje obowiązki szefa i nigdy świadomie nie nadużywam swojej władzy).
A jednak miło było usłyszeć, że ktoś to docenia, że widzi, że jest wdzięczny...
Tych przykładów serdeczności zauważyłam dość dużo w ostatnim czasie...
Spróbujcie się na chwilę zatrzymać, a zauważycie ile wokół Was jest ludzkiej życzliwości, tej drobnej, zwyczajnej, codziennej, ale jakże bardzo ważnej.
Jestem pewna, że wszędzie jest mnóstwo drobiazgów, które potrafią wlać w ludzkie serca otuchę, mimo smutków, zmartwień, cierpień i chorób, których nigdy nie brakuje.
Mój dzisiejszy post składa się z krótkich przemyśleń i wielu fotografii, bo chcę nasycić Wasze oczy zwyczajnym pięknem, danym nam wszystkim bez wyjątku.
Dwanaście pierwszych zdjęć pochodzi z mojego najzwyczajniejszego w świecie ogrodu.
Ale na wędrówkę po pięknym ogrodzie chcę Was zaprosić na pewnego bloga, którego jeszcze mało osób odwiedza, a warto tam zajrzeć.
Bloga prowadzi cudowna młoda Matka Tadeuszka i matka oczekującego na narodziny Nikosia, wspaniała żona, gospodyni, ogrodniczka, której codzienne dokonania wprawiają mnie w zachwyt.
Nie wiem, w jaki sposób godzi ona te wszystkie obowiązki, ale wiem, że jest wzorem pogodnej kobiety, a jej blog jest pełen ciepła, miłości rodzinnej, wdzięczności za codzienne dary losu, więc koniecznie zagośćcie u Klaudii http://domprzywiosennej5.blogspot.com/
choćby po to, żeby zobaczyć jak piękna może być CODZIENNOŚĆ.
Moje wiosenne wyjazdy obfitują w nowe fotografie, nie mogę się oprzeć urokowi takich miejsc.
A teraz jeszcze jedna refleksja, w czerwcu mija 30 lat od dnia, gdy św. Jan Paweł II na tarnowskich polach beatyfikował Karolinę Kózkównę, więc z tej okazji odbędzie się wiele pięknych przedsięwzięć.
Wiecie, że każdego miesiąca uczestniczę w Drodze Krzyżowej szlakiem Jej męczeństwa.
Wczoraj, 18 maja, przy pięknej pogodzie, rzesze pielgrzymów ( na zdjęciu tylko mały fragment) idąc przez pachnący majem las ( wiecie jak pachnie las w maju?) i wśród zielonych łąk odśpiewało Litanię Loretańską, a potem " chwalcie łąki umajone..."
Chyba nie może być piękniejszej scenerii dla naszych polskich nabożeństw majowych.
Sanktuarium w Zabawie jest jedynym miejscem na świecie, gdzie doczesne szczątki parafianki są umieszczone pod ołtarzem głównym Jej kościoła parafialnego.
Zainteresowanych odsyłam na stronę http://www.sanktuariumzabawa.pl/index.php/pl/
O świcie, takim zamglonym, najlepiej widać, to, co dzieje się w sercu...
Dobrych dni i wielu okruchów dobra Wam życzę.

niedziela, 14 maja 2017

Nasze własne przeżywanie wielkich wydarzeń.


100. rocznica objawień fatimskich, 36. rocznica zamachu na naszego Ojca Świętego, kanonizacja pierwszych Dzieci, które nie były męczennikami- to ostatnie niezwykłe wydarzenia, które było nam dane przeżywać.
 Nie byłam w Fatimie i realnie patrząc w przyszłość, pewnie nie będę...
Ale się cieszę, że mogłam dożyć tego dnia i za pośrednictwem telewizji zobaczyć radość tysięcy ludzi.
A jeszcze bardziej cieszę się, że w naszej parafii, w której od kilku lat odbywają się comiesięczne różańce fatimskie, 13 maja -corocznie- ma miejsce piękne nabożeństwo ku czci Fatimskiej Pani połączone z procesją wiodącą ulicami Olesna.
Nikt nikogo nie zmusza, a uczestników tych religijnych wydarzeń o starannie dobranej liturgii przybywa z roku na rok.
I każdy z nich niesie coś w sercu...
Kiedy kończy się procesja jest ciemno i tradycją stało się już, że w niebo szybują kolorowe fajerwerki pod czujnym okiem miejscowej straży pożarnej.
W setną rocznicę objawień, przywiezione z Portugalii figury Matki Bożej wyruszyły na peregrynację po naszej parafii.
Każda rodzina, która zechce, może gościć przez jedną dobę MB Fatimską pod swoim dachem, odnotowując ten fakt i imiona domowników w specjalnym pamiątkowym zeszycie.
A na placu przed kościołem Anioł i Dzieci z Fatimy przypominają o ciągłej trosce Maryi o losy ludzkości...
Matko Boża z Fatimy...Ty wszystko wiesz...

piątek, 12 maja 2017

"Kto się w maju urodzi, dobrze mu się powodzi."

Czy przysłowie z tytułu posta jest prawdziwe? Niech się wypowiedzą osoby urodzone w maju...
Jedno jest pewne, ze to miesiąc opiewany przez poetów, okrzyknięty miesiącem zakochanych, budzący przyrodę do życia.
W tym roku jakby zapomniał o swoich powinnościach. Rzuca deszczem, mrozem, płynie ciemnymi chmurami, zamyka główki kwiatom, jakiś zbuntowany ten maj.
Na przekór jego humorom zamieszczam pogodny wiersz i fotografie słonecznych mniszków, które już są zamknięte w słoikach jako wyśmienite miodki domowej roboty.

Tańczymy w takt naszej radości
na pięciolinii miłości
zawieszamy szczęście
utkane ze zwyczajnych dni
głośnym uśmiechem obwieszczamy światu
że istnieje miłość
która nic sobie nie robi z rozumu
żyje własnym życiem
wbrew prawidłom i regułom
osacza serce złotymi nićmi szczęścia
szalona wariatka malująca mlecze na kolory słońca
i budząca fiołki spod zimowych liści snu
bez niej nie byłoby wiosny o kwitnących jabłoni   
Zdążyłam ze zbiorem przed zimnymi Ogrodnikami i przed zimną Zośką.
Niektóre rośliny dzielnie zmagają się z zimnem, więc zasłużyły na prezentację:-)
Robimy co możemy, by nie poddać się smutkom, których pewnie nikomu nie brak...
A dwie poniższe fotografie pochodzą z majowego poranka, z dnia 10 maja.
Mimo naszych starań, nie jesteśmy w stanie poskromić przyrody.
A teraz rzecz o nietypowej i wzruszającej przesyłce.
Na moim biurku w pracy pojawiła się w tym tygodniu koperta adresowana na Gimnazjum.
Wszystkie blogowe koleżanki mają moje prywatne adresy, więc z wielkim zainteresowaniem " dobrałam się" do przesyłki.
Autorką listu okazała się Iwona z Gliwic, która kiedyś trafiła na mojego bloga przypadkiem i jak się okazało została tam na dłużej.
Jestem pod wrażeniem, bo dokładnie przeczytała, idąc miesiącami, każdy mój post, poznała moje zainteresowania, odpowiedziała na nie pięknym listem, który utwierdził mnie w przekonaniu, że warto prowadzić bloga dla takich właśnie Osób, wrażliwych, szukających czegoś więcej niż niesie zwykła codzienność.
Iwonka przysłała mi tomik " Madonny Bieszczadzkie", który " pochłonęłam" w tym samym dniu, a ponieważ dołączyła obrazki Maryjne z różnych miejsc, do których dane jej było pielgrzymować, postanowiłam, że i ja kiedyś napiszę cykl poezji " Madonny Polskie", który zadedykuję Iwonce i Osobom lubiącym moje poezje.
Uwadze Iwony nie umknął fakt, że gromadzę obrazki w albumie od Jadzi i że kocham Bieszczady, drewniane kościółki i cerkwie.
To niesamowite, że zupełnie obca osoba ( nawet nie wiem w jakim jest wieku, czym zajmuje się na co dzień) potrafiła odnaleźć tyle wspólnego ze mną.
Dziękuję Iwonie za ten miły dar, za zwyczajną, ludzką życzliwość i zapewniam, że pisząc posty będę o nie pamiętać.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Czytelników, a urodzonym w maju, składam życzenia spełnienia tytułowego powodzenia w każdym odcieniu życia.
;