piątek, 31 marca 2017

Mówi się, że obecne zmiany są dobre- na pewno nie wszystkie!

Wszędzie zmiany!
O oświacie pisać nie będę, bo przede mną ogromnie trudny czas.
Spada liczba oddziałów, nie mamy już naboru do klas pierwszych i nie mam godzin dla nauczycieli. Szkoła podstawowa nie wchłonie wszystkich.
Będą łzy, rozczarowanie, osobiste dramaty, ale zostawmy ten bolesny temat, bo idą święta i choć na ten czas należy wzrok oderwać od ziemi...
Idzie też wiosna, z każdym dniem niosąc piękne zmiany w przyrodzie.
W tym temacie należę do skrupulatnych poszukiwaczy piękna i raduję się każdym drobiazgiem.
Te zmiany akurat uważam za dobre:-)

Wraz z wiosną postanowiłam zrzucić trochę zimowego okrycia...




















I pokazać się w lżejszej odsłonie.
Moje koleżanki były dziś w szoku, skróciłam włosy o 60 cm:-)
Teraz Basia zajmie się syropem z fiołków, bo za kilka dni nastąpi zmiana i w miejsce fiołków, przydomowy lasek zapełni się złotem słonecznych mniszków, których wszędzie u nas tysiące.
Serdecznie pozdrawiam znad fiołkowych zbiorów.

niedziela, 26 marca 2017

Tu rodziły się wiersze...

Wszystko ma swój początek...i czas...i miejsce...
Kalendarzowa wiosna już nadeszła, a na tę prawdziwą- czekamy. Może te zdjęcia ją pospieszą:-)
A na tych właśnie kamieniach rodziły się wiersze...
" Jest czas rodzenia i czas umierania..."
Kiedyś, kiedyś, zaczęłam pisać wiersze. Robię to do dziś i muszę przyznać, z wielką radością, bowiem spotykam się z licznymi słowami wdzięczności za ich istnienie. Czasami ktoś pisze w komentarzach,  że chce wykorzystać moje wiersze w swoich pracach, w konkursach, akademiach. Wówczas się cieszę, bo to nadaje sens mojemu pisaniu.

Tyle strof przepłynęło cichym strumieniem
przez moje zwyczajne życie
tyle słów ułożonych przez szare dni
niesionych na podmuchach marzeń
ożyło znanym i nieznanym mi życiem
biorę je wszystkie ostrożnie w dłonie
i rozdaję bezszelestnie
całkiem za darmo
wiatr zrywa skrzydełka dmuchawców
i zabiera je do nieba
giną wysoko
niczym moje marzenia o szczęściu
a przecież dmuchawce i marzenia
kiedyś przygarnie
to samo niebo.
Mój pierwszy wiersz powstał jeszcze w szkole podstawowej. 
Pamiętam, że był smutny i był wyrazem mojego niezadowolenia z pewnych spraw.
Było to coś w rodzaju powierzenia kartce papieru moich trosk.
Wtedy moim najlepszym przyjacielem był mój Tato, ale jemu nie chciałam się zwierzyć tylko dlatego, że bardzo by się martwił. Do dziś pamiętam ten zeszyt, moje staranne pismo i te nieszczęsne strofy...Nikt ich nigdy nie przeczytał, a ja od tamtej pory wiem jak ciężkie bywają dla dziecka jego problemy i nigdy nie bagatelizuję zmartwień moich podopiecznych.
Jednak  szybko się uporałam ze swoim " zmartwieniem" i zarzuciłam pisanie!
Do poezji wróciłam w młodzieńczym wieku. Zakochane dziewczyny często piszą wiersze:-)
I ja pisałam dla mojego chłopaka, który od 35 lat jest moim Mężem i Ojcem naszych dwóch dorosłych Synów:-)

Kiedy dzieci były małe, liczne obowiązki rodzinne i zawodowe znów oddaliły mnie na długo od poezji.
Kilkanaście lat temu, odwiedził mnie Znajomy z Wydawnictwa Edycja św. Pawła i zachęcił do przygotowania tekstów poetyckich do pewnej serii. Ostała się jedna książeczka...
Wpasowała się w dzisiejszy dzień bo dziś niedziela radości, różowa, zwana kiedyś niedzielą róż.
Od XVI w. istniał w Rzymie zwyczaj święcenia złotej róży, którą wręczano osobie zasłużonej dla Kościoła, zaś wierni obdarowywali się pierwszymi pąkami róż.
Od tamtej pory piszę, niezmiennie podziwiając świat, dar życia i cuda natury.
Znaczącą część mojej poezji stanowią wiersze religijne. Wiara zajmuje w moim życiu bardzo ważne miejsce, a wiersze o tej tematyce wypływają z serca.
Powroty
Milczymy oboje
w mroku starego kościoła
osłaniasz moje troski
najpiękniejszym spojrzeniem
wiem że widzisz moje serce
chciałabym byś mógł spoglądać z radością
lecz moje drogi zarastają chwastem
dlatego potrzebuję Cię ciągle i na nowo
i wracam do Ciebie
by w samotności i ciszy
milczeć w najprawdziwszej modlitwie
przyjdę znów
bo najpiękniejsze bywają powroty.


I tym wierszem kończę dzisiejsze wspomnienia z nadzieją, że jeszcze wiele moich wierszy w przyszłości poczytać zechcecie...

czwartek, 23 marca 2017

Karolinka wezwała mnie do tablicy...


Nie wiem, gdzie Karolinka
http://na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com/
odszukała informacje o wynikach XIV ogólnopolskiego konkursu  organizowanego przez Zespół Szkół w Woli Radłowskiej. Przyznaję się: zajęłam w kategorii dorosłych- prace plastyczne 2. miejsce, a w poezji wyróżnienie. Pewnie bym o tym nie wspominała gdyby nie fakt, że jestem to winna bł. Karolinie, której wstawiennictwu tak wiele zawdzięczam...
Obraz przedstawia modlącego się człowieka, za którym do Chrystusa oręduje bł. Karolina.
A wiersz, to jeden z wielu, który napisałam wędrując każdego miesiąca szlakiem męczeństwa bł. Karoliny.


GADULSTWO
Jestem gadułą
wypowiedziałam tyle niepotrzebnych słów
z każdym rokiem uczę się milczenia
przerzucam ciężar na serce bezgłośnie
nie będę zagłuszać echa leśnych modlitw
nie będę Cię zadręczać oceanem próśb
wystarczy mi że idziesz obok mnie
moją drogą krzyżową
odgarniasz ciernie i gałęzie
i najzwyczajniej uczysz milczeć
przecież Bóg zna moje serce...

A oto moje trofea z kilku ostatnich lat.
W tym roku przypada 30. rocznica beatyfikacji tej prostej, wiejskiej  Dziewczyny, której dokonał św. Jan Paweł II w czerwcu 1987 roku na tarnowskich błoniach. Każdy miesiąc gromadzi setki, a nawet tysiące ludzi podążających za Karoliną  wał- rudzkim lasem.
18 marca przywitał nas deszczem, ale nikogo to nie wystraszyło.

W oczekiwaniu na wiosnę, zamieszczam kilka zwiastunów, mimo deszczowej i zimnej pogody.
Na koniec posta opowiastka z lat dzieciństwa, które jak wiecie przypadło na lata sześćdziesiąte.
Moja rodzina żyła skromnie, Tato pracował w małym gospodarstwie i wychowywał mnie i brata. Mama przez ponad 40 lat była zatrudniona jako ekspedientka w Gminnej Spółdzielni " Samopomoc Chłopska" za skromniutką pensję.
Nic dziwnego, że smakołyki " ze sklepu" pojawiały się na naszym stole rzadko. A najlepsza była " krajanka". Tak mała Basia nazywała ciasteczka, w których znajdowały się babeczki, ciastka okrągłe, sklejane masą, a najlepsze były prostokątne kruche sklejone kilkakrotnie marmoladą i polane polewą- te wyjadałam najprędzej.
Na wspomnienie tych ciasteczek kupowanych czasami, mimo niedostatku, przez moich Kochanych Rodziców, ogarnia mnie poczucie tęsknoty za wszystkim co minęło bezpowrotnie...
Dlatego upiekłam podobne ciasto i muszę się przyznać, że z sentymentem pochłonęłabym je w zdecydowanej większości sprawiając nadzieję mojej osobistej krawcowej na dodatkowy zarobek:-)
Ale nie ten czas...

sobota, 18 marca 2017

"Święty Józef -oblubieniec otwiera wiośnie gościniec".

Ponieważ św. Józef jest  patronem rękodzielników, ufam, że dzisiejszy post, pisany w wigilię jego święta, zainteresuje wiele blogerek.
Mam też i ja swoje zobowiązania. Uważni Czytelnicy bloga zapewne pamiętają, że moja kochana Babcia nosiła to imię, a jej mąż Józef był na dodatek cieślą i do dzisiejszego dnia w naszej okolicy zachowało się kilka chat zbudowanych jego ręką po wielkiej powodzi w 1934 r.
Babcia bolała na tym, że młode mamy nadają dzieciom nowoczesne, dziwaczne imiona, a odchodzi się od starych imion.
Józia zmarła 23 lata temu i nie doczekała czasów, gdy do wielkich łask powróciły dawne imiona: Jaśki, Franki, Antosie, Zosie, więc i na Józie być może przyjdzie kolej.
Św. Józef jest również patronem Kościoła powszechnego, rodzin, ojców,sierot, cieśli, drwali, robotników i rzemieślników.
Jest także uważany za patrona dobrej śmierci. Skutecznie oręduje w sprawach sercowych.
W ikonografii przedstawiany jest z Dzieciątkiem Jezus na ręce, z lilijką w dłoni, a jego atrybutami są narzędzia ciesielskie, warsztat stolarski, kij wędrowca, lampa, winorośl.
Lilie św. Józefa są przepiękne, ale trudne w uprawie.
Kult św. Józefa sprawił, że ponad 300 miejscowości wzięło swoją nazwę od jego imienia, a prawie 300 parafii w Polsce obrało go za swego patrona.
W naszym kraju, kult świętego rozwija się od XI w.
Żadna reforma kalendarza kościelnego nie przeniosła wspomnienia tego Świętego poza czas Wielkiego Postu.
Co więcej, w polskiej tradycji, w dzień św. Józefa robiono przerwę w poszczeniu i nawet zawierano w tym dniu śluby.
Tradycje związane z dniem świętego Józefa były szczególnie ważne na wsiach.
W dniu jego święta, zgodnie z przysłowiem " Na Józwa przez pole bruzda" zaorywano jedną bruzdę ziemi, choćby nawet leżał śnieg.
W sposób symboliczny, rolnicy składali prośbę do św. Józefa, by błogosławił na czas siewów i innych prac polowych. Przy dobrej pogodzie wysiewano też groch i koniczynę, bo kolejne przysłowie głosi " uważajcie gospodarze, święty Józef groch siać każe".
Z tym Świętym wiąże się tradycja naprawiania bocianich gniazd w wigilię św. Józefa, by pomóc ptakom,które przynosiły szczęście domowi.
Pamiętam jak przed laty, mój syn Kamil, wówczas uczeń LO, zapewniał swoją polonistkę, że 19 marca przylatują bociany:-))) co do dziś wspomina jako miły przerywnik lekcji prowadzonych przez bardzo wymagającą, ale świetną nauczycielkę, Panią Marię.

W tym dniu wspominam moją babcię ( dziadka nie znałam) i jej wielką cześć do świętego Patrona, która wyrażała się codzienną modlitwą przed małym obrazkiem Świętego, zawieszonym nad łóżkiem babci. Stary obrazek przechowuję jako cenną rodzinną pamiątkę.
Do naszego Gimnazjum uczęszcza młodzież również z parafii p.w. św. Józefa w Zalipiu i tradycją tej wioski jest wielkie święto- odpust, w tym dniu żadne z dzieci z tej miejscowości nie przychodzi do szkoły. Na szczęście mamy dzieci z trzech innych parafii, więc lekcje odbywają się normalnie.
A ja wypatruję bocianów, do których mam wielki sentyment, bo są takie polskie, takie nasze i nie wyobrażam sobie polskiego krajobrazu bez bocianich gniazd, rosochatych wierzb i łąk pokrytych żółtym kwieciem mniszka...
Rychłej wiosny na polach i w sercu Wam życzę...

sobota, 11 marca 2017

Gdzie są Twoje wyspy szczęśliwe?

Z wielką sympatią wspominam czasy gdy mogłam uczyć języka polskiego.
W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, nauczyciel mógł uczyć wszystkich przedmiotów, jeśli czuł się w czymś dobrze.
Dopiero później ministerstwo odpowiednim rozporządzeniem  określiło dokładne wymagania odnośnie kwalifikacji do nauczania poszczególnych przedmiotów.
Tak więc w cztery dni po obronie pracy magisterskiej na AGH, o temacie " Transformacja triangulacji z układu katastralnego na aktualny", poszłam poprowadzić pierwszą w życiu lekcję jako pełnoprawny nauczyciel i była to lekcja języka polskiego w kl. VII.
Dość nietypowa sprawa, ale ówczesna dyrektorka szkoły zapamiętała mnie jako humanistkę i to wystarczyło.
Z całej klasy tylko jedna dziewczynka umiała zadany na ten dzień tekst " Roty".
Uczyłam też historii, plastyki, języka angielskiego, chemii, fizyki, wiedzy o społeczeństwie.
A mnie język polski pochłonął całkowicie. I pewnie do dziś zachwycałabym się z uczniami literaturą gdyby nie wspomniane wcześniej rozporządzenie, które nakazało mi uczyć matematyki zgodnie z wykształceniem. Ale wróćmy do tematu.
Po analizie wiersza K. I. Gałczyńskiego- " Prośba o wyspy szczęśliwe" http://wiersze.kobieta.pl/wiersz/konstanty-ildefons-galczynski/prosba-wyspy-szczesliwe-83poleciłam uczniom, by podjęli próbę napisanie choćby kilku wersów ich wyobrażenia o wyspach szczęśliwych.
Po latach odrobiłam i ja to zadanie...Posłuchajcie:
Moje wyspy szczęśliwe

Najprawdziwsze wyspy szczęśliwe
zamykają się w sercu
tam cisza i błękit
spotyka się z marzeniem
o bezpiecznej przystani
w której motyle i gwiazdy
recytują poezję
wyspy szczęśliwe
osłonione przed światem cichą miłością
nie toną w morzu łez
a promienie słońca
budzą ciepłym dotykiem
opowiadane wiatrem historie
wyspy szczęśliwe
zamknięte w sercu
czasami ulatują do gwiazd
by nabrać blasku
i napić się ciszy.

Mój ostatni obraz to najświeższe wyobrażenie wysp szczęśliwych. Mam nadzieję, że niebawem moje Wnuki będą tak cieszyć się życiem.
Póki co, Konradek, udaje dorosłego i kołysze maleńką kuzynkę Natunię, żeby się jej nie zachciało płakać:-)
I to są moje wyspy szczęśliwe...
A Gałczyński powraca często w swoich " Wyspach szczęśliwych" i w " Rozmowie lirycznej" http://wiersze.doktorzy.pl/rozmowa.htm
i to są dwa z moich ulubionych wierszy.
Moje grudniki też są chyba szczęśliwe, bo zakwitły jeszcze raz, w marcu:-)
Forsycja, gdy tylko dostanie trochę domowego ciepła, szybciutko zakwita.





Na zakończenie posta zachęcam do wykonania takiego smakowitego ciasta, jakie na rodzinną uroczystość upiekła Justynka, mama Natusi.
To makowiec- czarna róża.
Przepis wzięty z internetu, ciasto prezentuje się pięknie, wybornie smakuje, więc warto się trochę potrudzić.

Jak zawsze, bardzo Wam dziękuję za życzliwą obecność na moim blogu i życzę
codziennego odnajdywania
wysp szczęśliwych.

wtorek, 7 marca 2017

Każdy dzień niesie okazję do dziękowania za dar życia.

Promień słońca dotyka pąków 
w których zamknięte są marzenia o wiośnie
delikatnie gładzi osłonki
zamykające radość przed światem
ale słońce jest uparte i wytrwałe
a jego siła zbyt duża
by kwiat mógł ukryć się
przed spragnionym wzrokiem
popatrz
jak pękają
ostatnie bastiony nieśmiałości
wynurza się
piękno zaklęte dotąd w zimowych chłodach
by cieszyć twoje serce
i wystawić je na promienie słońca
jeden pąk
i jeden promień
w cudownej symbiozie rytmu i barw
zapraszają cię
na ucztę wiosennego dotykania marzeń
zbudzonych z zimowego letargu.

Dzisiejszy poranek ozłocił świat promieniami słońca, otulił mgiełką i wprawił w zachwyt podróżujących wczesnym rankiem do pracy.
Mnie zmobilizował do zamieszczenia kilku zdjęć...zachodu słońca sprzed paru dni:-)
W domu królują tulipany, ale ja uwieczniłam królewskie róże, które już zdążyliśmy odgarnąć spod zimowej " pierzynki".
Wracając myślami do przedwiośnia z lat dziecięcych, wychwytuję te same krajobrazy kiedy to ja zasiadałam na wale Żabnicy i czytałam " Króla Jęczmionka", a dziś mój Wnuk upodobał sobie ucieczki w tamtą stronę.
Więc babcia ćwiczy biegi, spostrzegawczość, odpowiedzialność i szereg innych cech pożądanych podczas opieki nad  małym dzieckiem:-)
Pięknego przedwiośnia Wam życzę.